Jacek Kurski nie szefuje już Telewizji Polskiej, bo pracuje w Waszyngtonie, Edward Miszczak porzucił TVN dla Polsatu, Marcina Mellera nie zobaczymy już w telewizji, tylko posłuchamy w radiu i internecie, a Aleksandra Klich opuszcza po 20 latach redakcję „Gazety Wyborczej” w Warszawie i wraca do rodzinnego Rybnika, gdzie będzie kierować miejską biblioteką.
Jacek Kurski
To jedna z najbardziej zaskakujących decyzji w polskich mediach w 2022 r. Na początku września Jacek Kurski został odwołany z funkcji prezesa Telewizji Polskiej. Decyzję jednogłośnie podjęła Rada Mediów Narodowych. Następcą Jacka Kurskiego został Mateusz Matyszkowicz.
Kulisy odwołania Jacka Kurskiego były szeroko opisywane. Posiedzenie Rady Mediów Narodowych odbywało się w trybie zdalnym. W porządku obrad nie było głosowania nad zmianami w zarządzie Telewizji Polskiej. Uczestniczył w nich także Jacek Kurski. Na początku przedstawił planowane przez nadawcę inwestycje. Wspominał m.in. o tym, że TVP zorganizuje 17 września koncert z okazji otwarcia przekopu przez Mierzeję Wiślaną (zapowiadał to kilka dni wcześniej w „Pytaniu na śniadanie”).
– Wysłuchaliśmy go, nie było to nic specjalnego. Ponieważ spotkaliśmy się online, Kurski przeprosił, że musi na moment nas zostawić i obiecał, że za chwilę zaloguje się ponownie z samochodu, gdyż ma pilny wyjazd. Nie zalogował się już – relacjonował nam członek RMN Marek Rutka. Po wylogowaniu się Jacka Kurskiego przewodniczący Rady Krzysztof Czabański bez zapowiedzi wprowadził do obrad nowy punkt: odwołanie prezesa Kurskiego ze stanowiska. – Nie było to w żaden sposób umotywowane, padły tylko słowa o tym, że jest kryzys i trzeba oglądać każdą złotówkę z wszystkich stron. Byliśmy zaskoczeni, ale jednogłośnie przegłosowaliśmy odwołanie Kurskiego – opowiadał nam inny członek Rady, Robert Kwiatkowski.
Jacek Kurski kierował Telewizją Polską od stycznia 2016 r., z kilkumiesięczną przerwą w 2020 r., gdy był doradcą zarządu, a później jego członkiem. Wkrótce po jego odwołaniu i zastąpieniu przez Mateusza Matyszkowicza pojawiły się informacje, że może wejść do rządu jako wicepremier i minister kultury (miałby wówczas w pieczy TVP). Ta informacja jednak została szybko zdementowana przez resort Piotra Glińskiego.
W listopadzie Kurskiemu skończył się okres wypowiedzenia w TVP i zyskał otwartą drogę do podjęcia innej pracy. Krótko przedtem miał przekonywać prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że byłby idealnym kandydatem na ministra cyfryzacji. Ostatecznie nic z tych planów nie wyszło. Sporo mówiło się też o możliwości startu Kurskiego w nadchodzących wyborach parlamentarnych z list Zjednoczonej Prawicy albo kierowaniu przez niego sztabem wyborczym Prawa i Sprawiedliwości.
Wątpliwości zostały rozwiane na początku grudnia. „Zawsze myślałem, że nie ma życia poza polityką. Otóż jest” – napisał 7 grudnia na Twitterze Jacek Kurski. Były prezes TVP w ten sposób skomentował swoją nową pracę. Został dyrektorem w Banku Światowym w Waszyngtonie. Informację potwierdził Narodowy Bank Polski. Jego prezes komentował później nominację dla byłego szefa TVP. – Na pewno pan Jacek Kurski spełnia z ogromną nadwyżką wszystkie wymagania wobec osób reprezentujących Polskę, polski świat finansów w międzynarodowych instytucjach finansowych i innych. Mógłby zajmować o wiele wyższe stanowiska, spełnia wszystkie kryteria – podkreślał prof. Adam Glapiński, prezes NBP.
Krzysztof Berenda z redakcji ekonomicznej RMF FM wyliczył, że Jacek Kurski w Banku Światowym będzie zarabiał miesięcznie ponad 110 tys. zł.
Edward Miszczak
To bodaj najgłośniejsze rozstanie w polskich mediach w 2022 r. Na początku czerwca gruchnęła wiadomość, że Edward Miszczak odchodzi z Grupy TVN. Była to jedna z najważniejszych informacji dnia. Bo Miszczak był związany z telewizją TVN od jej startu w 1997 r. Przez 25 lat odpowiadał za program stacji. – TVN było największą przygodą mojego zawodowego życia. Robiliśmy tu razem rzeczy, które wielu wydawały się niemożliwe, a nam wychodziły. TVN wyznaczał i wyznacza trendy. Zostawiam tu fantastyczny zespół, który towarzyszył mi w tej drodze – podkreślił Miszczak w komunikacie prasowym. Z informacji przekazanych przez nadawcę wynikało, że Miszczak nie został zwolniony. – W życiu każdego przychodzi taki moment, że mimo sukcesów odczuwa się potrzebę zmiany. Dlatego podjąłem decyzję o odejściu, ale ludzie i to wyjątkowe miejsce zawsze będą w moim sercu – dodał.
Dla wielu osób z TVN informacja o odejściu Miszczaka nie była zaskoczeniem. Na korytarzach stacji mówiło się o tym od miesięcy. Powtarzano, że były dyrektor programowy TVN miał dość kolejnych zmian właścicielskich. Ostatnia, gdy stację przejął koncern Warner Bros. Discovery, była przypieczętowaniem decyzji, która rodziła się w głowie Miszczaka od dawna. – Świat amerykańskich korporacji to nie jest świat Edwarda – mówił na naszych łamach Marek Szafarz, były dyrektor marketingu TVN. – Jeśli prawdą jest, że idzie do Polsatu, to mogła być to jego decyzja, ale o tym oficjalnie dowiemy się pewnie najwcześniej za pół roku.
Słowa Marka Szafarza okazały się prorocze. Pod koniec listopada oficjalnie ogłoszono, że Edward Miszczak przechodzi do bezpośredniej konkurencji. Od połowy stycznia 2023 r. będzie dyrektorem programowym Polsatu i wiceprezesem spółki. Dołączy do zarządu, którym kieruje Stanisław Janowski.
Przed odejściem do Polsatu Edward Miszczak był członkiem zarządu TVN Warner Bros. Discovery i dyrektorem programowym. Odpowiadał za flagowy kanał stacji oraz połączone portfolio rozrywkowych kanałów tematycznych i naziemnych, a także za produkcję treści programowych. Funkcję dyrektora programowego TVN pełnił od 1998 r. Wcześniej współtworzył rozgłośnię RMF FM, pracował też w Radiu Kraków. Miszczak ukończył historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Naukę na uczelni łączył z pracą w radiu studenckim.
Tomasz Lis
Pod koniec maja Tomasz Lis przestał być redaktorem naczelnym „Newsweeka” i prowadzącym podcast „Świat_PL”. Komunikat, który wysłał zarząd Ringier Axel Springer Polska (wydawca „Newsweeka”), był lakoniczny. Nie podano przyczyn tej decyzji. Dodano jedynie, że pełniącym obowiązki redaktora naczelnego „Newsweek Polska” będzie Dariusz Ćwiklak, ówczesny wicenaczelny tygodnika (niedługo później naczelnym tygodnika został Tomasz Sekielski).
O powodach rozstania w kolejnych dniach rozpisywały się wszystkie media. Wielu dziennikarzy wiązało decyzję RASP z napisanym do ostatniego numeru pod kierownictwem Lisa wstępniakiem. Naczelny „Newsweeka” zastanawiał się w edytorialu, czy w obecnej sytuacji na rynku mediów w naszym kraju PiS może przegrać wybory. „Pytanie jest o tyle zasadne i dramatyczne, że w Polsce wolnych mediów generalnie już nie ma. Jest raczej kilka wolnych redakcji. Nie trzeba niestety wszystkich palców obu rąk, by je zliczyć” – pisał w tekście zatytułowanym „Czwarta pseudowładza”. Według Tomasza Lisa obóz rządzący oprócz kontrolowania mediów publicznych stara się na różne sposoby wpływać na te prywatne – nie tylko przejmując niektóre (wiosną ub.r. państwowy koncern Orlen kupił Polska Press) lub wykluczając z rynku (w drugiej połowie ub.r. parlament uchwalił „lex TVN”, które nie weszło w życie dzięki wetu prezydenta).
Jednak kilka tygodni później w Wirtualnej Polsce ukazał się obszerny artykuł Szymona Jadczaka »”Płakałam, miałam ataki paniki”. Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego „Newsweeka”?«. Opisał w nim relacje kilkunastu osób, które oskarżały Lisa o niewłaściwe zachowania, mogące mieć cechy mobbingu. Autor zasugerował w ten sposób, że to właśnie te zachowania mogły być przyczyną rozstania redakcji „Newsweeka” z Tomaszem Lisem. Przez kilka miesięcy dziennikarz nie chciał oficjalnie przedstawić wyjaśnień na temat okoliczności opuszczenia „Newsweeka” i RASP. Nie zdecydował się na rozmowę ani z mediami branżowymi, ani nawet z redakcją TOK FM, w której wiele lat był stałym komentatorem wydarzeń politycznych w porannej, piątkowej audycji Jacka Żakowskiego.
Dopiero na początku października Tomasz Lis w pierwszym po rozstaniu z redakcją „Newsweeka” wywiadzie udzielonym „Krytyce Politycznej” polemizował z zarzutami, że źle traktował podwładnych w redakcji. Przyznał też, że jego metody zarządzania były „trochę retro, a może bardzo retro”, ponieważ był bardzo wymagający wobec siebie samego. – Ja sobie zafundowałem kulturę totalnego zapierdolu. Koleżanki i koledzy uważali, że jestem stuknięty. Biegłem maraton w Nowym Jorku albo w Bostonie w niedzielę, a w poniedziałek o dziewiątej byłem na kolegium. Jeśli miałem udar we wtorek, to w środę walczyłem o życie, a w czwartek pisałem wstępniak do gazety. To są moje obowiązki. Nie ma odpuszczania ani taryfy ulgowej – stwierdził.
Kilka dni później doznał kolejnego w swoim życiu udaru. – Jestem na erce udarowej jednego z warszawskich szpitali. Podobno już żyję, choć w nocy nie było to takiej pewne. Co dalej zdecydują lekarze – relacjonował na Twitterze. Kilka dni wcześniej Lis przebiegł maraton w Chicago. Wyliczył na Twitterze, że po trzech z wcześniejszych maratonów doznał udarów. – Gdy biegłem swój rekordowy maraton, tętno nie spadało mi poniżej 200 uderzeń na minutę. Dziś zgodnie z rozkazami lekarzy pilnowałem, by nie przekraczało 170. Przypomina to trochę bieganie na zaciągniętym hamulcu, ale jednak warto wpaść na metę maratonu, a nie jednocześnie życia – zapewniał zaraz po biegu.
Na początku grudnia Tomasz Lis przeszedł udany zabieg kardiologiczny w warszawskim Narodowym Instytucie Kardiologii. Za opiekę podziękował zespołowi kierowanemu przez prof. Łukasza Szumowskiego, byłego ministra zdrowia.
Tomasz Lis przed pracą w „Newsweeku” przez dwa lata (2010-2012) był naczelnym „Wprost”. W latach 2008-2016 prowadził program w TVP2, był szefem „Wydarzeń” Polsatu, szefem i głównym prowadzącym „Faktów” TVN oraz reporterem i korespondentem TVP w USA.
Agnieszka Burzyńska
W lipcu dziennikarka polityczna „Faktu” została zawieszona, nie tylko przez swoją przełożoną, ale i redaktora naczelnego portalu Onet.pl (oba tytuły należą do Ringier Axel Springer Polska). Powodem miał być „potencjalny konflikt interesów”. Miało to związek z pojawiającymi się wcześniej doniesieniami o prywatnej relacji dziennikarki z politykiem opozycji.
Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk i naczelna „Faktu” Katarzyna Kozłowska w oświadczeniu przekazanym portalowi Wirtualnemedia.pl poinformowali, że zdecydowali się zawiesić Agnieszkę Burzyńską w pracy do czasu wyjaśnienia „wszystkich okoliczności”. – W związku z ostatnimi spekulacjami na temat potencjalnego konfliktu interesów red. Agnieszki Burzyńskiej związanego z jej pracą dziennikarską, zażądaliśmy od niej pełnej transparentności – napisali. W oświadczeniu nie podano jednak żadnych konkretów, o jakie okoliczności i potencjalny konflikt interesów chodzi. Dziennikarka skomentowała oświadczenie krótkim wpisem w mediach społecznościowych. – Jeśli chodzi o konflikt interesów? Wszystkie rozmowy są w internecie – napisała Agnieszka Burzyńska.
W połowie sierpnia dziennikarka ostatecznie zniknęła ze „Stanu po Burzy” – wspólnego podcastu Onetu i „Faktu” dotyczącego krajowej polityki. Burzyńska była jego współprowadzącą razem z Andrzejem Stankiewiczem, zastępcą redaktora naczelnego Onetu. Dziennikarka nadal jednak prowadzi wywiady z politykami w portalu Fakt.pl. – Po otrzymaniu od Agnieszki Burzyńskiej oświadczenia potwierdzającego formalny konflikt interesów redaktorzy naczelni „Faktu” i Onetu przeprowadzili analizę edytorialu. Nie stwierdzono, by ów konflikt rzutował na treści tworzone przez red. Burzyńską w ramach jej dziennikarskiej pracy – przekazała nam Agnieszka Skrzypek-Makowska, szefowa komunikacji zewnętrznej spółki.
Agnieszka Burzyńska do „Faktu” dołączyła wiosną 2016 r. Początkowo była w dziale politycznym dziennika, a po dużych zmianach w połowie 2019 r. przeszła do działu opinii. Oprócz pisania tekstów była główną prowadzącą wywiady wideo z politykami emitowane na profilach społecznościowych „Faktu”.
Wcześniej – od jesieni 2013 do marca 2015 r. – Agnieszka Burzyńska pracowała w tygodniku „Wprost”. Odeszła po tym, jak zwolniony został jego redaktor naczelny Sylwester Latkowski. Później – przez ponad pół roku – była związana z założonym przez Latkowskiego serwisem Kulisy24.com, specjalizującym się w dziennikarstwie śledczym. Natomiast przed pracą we „Wprost” Burzyńska przez 15 lat pracowała w radiu RMF FM. Początkowo zajmowała się sprawami lokalnymi i ochroną zdrowia, a później relacjonowała wydarzenia w polskiej polityce. Prowadziła też audycje „Kontrapunkt” oraz „Przesłuchanie”.
Bianka Mikołajewska
Pierwszego kwietnia poinformowano, że Bianka Mikołajewska przechodzi do Wirtualnej Polski. Nie był to primaaprilisowy żart. Trzy miesiące później wicenaczelna OKO.press dołączyła do zespołu WP Magazynu. – Zależy nam na tym, aby każdy dziennikarz Wirtualnej Polski miał możliwość realizacji ambitnych, dużych materiałów. Redakcja WP Magazynu to dzisiaj najlepsze miejsce do tworzenia wysokiej jakości materiałów dziennikarskich, w poczuciu pełnej niezależności i stabilności dla dziennikarzy – mówił tuż po ogłoszeniu transferu Paweł Kapusta, zastępca redaktora naczelnego Wirtualnej Polski ds. treści premium.
Dla branży dziennikarskiej było to zaskoczenie, bo przez ostatnie sześć lat (od czerwca 2016 r.) Bianka Mikołajewska była zastępczynią redaktora naczelnego serwisu OKO.press oraz szefową działu śledczego. W tym czasie zdobyła tytuł Dziennikarza Roku 2016 w plebiscycie magazynu „Press”. W 2019 r. odebrała Nagrodę Specjalną Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego dla „Dziennikarza Dekady”. Jest też laureatką Nagrody specjalnej X Edycji Konkursu im. Władysława Grabskiego dla dziennikarzy ekonomicznych. Była również wyróżniana w konkursach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oraz Fundacji im. Stefana Batorego.
Bianka Mikołajewska w latach 2000-2013 była dziennikarką „Polityki”, a później „Gazety Wyborczej”. Jesienią 2021 r. zaczęła prowadzić poniedziałkowe wydanie „Popołudniowej rozmowy w RMF FM”. Rok później, w związku z jej dołączeniem do zespołu Wirtualnej Polski – miejsce Bianki Mikołajewskiej w krakowskiej stacji zajęła Kazimiera Szczuka.
Aleksandra Klich
W listopadzie redaktor naczelna „Wysokich Obcasów” (wydawanych przez Agorę) ogłosiła, że została dyrektorką Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rybniku. Zaskoczyła tą informacją swoich kolegów z firmy. – Bardzo się cieszę, że po latach spędzonych w Warszawie w „Gazecie Wyborczej” i w „Wysokich Obcasach”, w najwspanialszej pracy, jaką mogłam sobie wymarzyć, mentalnie, intelektualnie, ale też fizycznie, wracam na Górny Śląsk. Jeszcze bardziej cieszę się, że będę mogła współtworzyć Bibliotekę w Rybniku – moim rodzinnym mieście. Biblioteka jest świetnym miejscem pracy dla ludzi chcących budować lokalne relacje społeczne w oparciu o szeroko pojętą kulturę: dyskurs o książkach, spotkania z twórcami, akcje i projekty społeczno-kulturalne. To miejsce dla ludzi kreatywnych, kochających literaturę i historię, przestrzeń dialogu, spotkania i kształtowania dziedzictwa – podkreślała w komunikacie Aleksandra Klich.
Miesiąc później informowaliśmy, że Fundacja Wysokich Obcasów straciła cały zarząd. Powołano ją w 2018 r. Jej prezesem była Aleksandra Klich. Już w lipcu Fundacja została poważnie osłabiona po odejściu kilku osób ważnych dla jej funkcjonowania. Z zarządu (ale i z samej Fundacji) odeszła wówczas wiceprezes Zuzanna Lewandowska oraz jej dotychczasowa przewodnicząca Joanna Mosiej-Sitek (była zastępczyni wydawcy „Gazety Wyborczej”, odpowiedzialna m.in. za markę „Wysokie Obcasy”). Gdy o swoim odejściu z Agory poinformowała Aleksandra Klich, było jasne, że Fundacja Wysokich Obcasów nie ma zarządu. – Rozważane są różne scenariusze związane z jej funkcjonowaniem – przyznała w rozmowie z nami rzeczniczka Agory Agata Staniszewska, odpowiadając na pytanie, co dalej z działaniem Fundacji Wysokich Obcasów.
Kilka miesięcy przed odejściem Aleksandry Klich z Agory były dziennikarz „Gazety Wyborczej” Łukasz Długowski zarzucił jej niewłaściwe traktowanie noszące znamiona mobbingu. – Zarzuty pana Długowskiego są pomówieniem. Nikt nie skierował wobec mnie pozwu o mobbing – odpowiedziała Klich. Agora podjęła w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.
Z „Gazetą Wyborczą” Aleksandra Klich była związana od 2000 r. Zaczynała jako dziennikarka i redaktorka, w latach 2012-2017 zarządzała weekendowym „Magazynem Świątecznym”, a w latach 2015-2019 wicenaczelną „GW”. W 2018 r. została szefową wydania drukowanego i serwisu internetowego „Wysokich Obcasów”, a w połowie ub.r. objęła też funkcję redaktorki naczelnej miesięcznika „Wysokie Obcasy Extra”.
Wcześniej pracowała w „Trybunie Śląskiej”. Ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, napisała kilka książek, m.in. biografię Kazimierza Kutza „Cały ten Kutz”, zbiór opowieści o Górnoślązakach „Bez mitów”, a także wywiady-rzeki z biskupami Józefem Życińskim i Szczepanem Wesołym oraz z muzykiem Arturem Rojkiem.
Marcin Meller
W listopadzie poinformował widzów, że odchodzi z „Drugiego śniadania mistrzów”, które prowadził w TVN24 od stycznia 2009 r. W każdym wydaniu Marcin Meller omawiał z gośćmi (głównie artystami i publicystami) bieżące wydarzenia polityczne, społeczne i kulturalne. – Po blisko czternastu latach zarwanych weekendów czas powiedzieć stop. Już nie daję rady, po prostu. Czas ucieka, wieczność nie czeka, starczy mówienia, że tatuś w sobotę znowu w pracy – napisał Marcin Meller na Facebooku.
– Zawieszam współpracę z TVN24 w przyjaznej atmosferze, więc kto wie, co przyniesie przyszłość – zaznaczył Meller. Podkreślił, że prowadzenie magazynu dawało mu dużo satysfakcji. – Uwielbiam swój program, to były cudowne spotkania, poznałem tłum przeciekawych ludzi, a że jeżdżę bardzo dużo po Polsce, regularnie spotykając się z czytelnikami, wiem, że jak Polska długa i szeroka, wszędzie mieszkają fani „Drugiego śniadania mistrzów”, dla których sobotnie południa były miły rytuałem, jak spotkania z przyjaciółmi – dodał Meller.
Jednocześnie dziennikarz ogłosił, że wraca z podobnym formatem, ale w internecie i pod innym tytułem: „Drugie śniadanie Mellera”. W grudniu wystartował z internetową zbiórką na swój nowy projekt. – Pieniądze przeznaczę m.in. na studio, sprzęt, oświetlenie – zapowiedział. Uruchomił też własny kanał na YouTube, na którym będzie publikował co tydzień kolejne odcinki programu. Start nowego formatu zapowiedział na sobotę, 14 stycznia 2023 r. Program będzie nadawany co tydzień w samo południe, czyli o identycznej porze, w której nadawano program Mellera w TVN24. Materiał będzie jednak nagrywany w piątki. – W zależności od tego, ile pieniędzy zbiorę, nie wykluczam także, że będą inne formaty na tym kanale, np. rozmowa w formule „jeden na jeden” – zapowiedział Marcin Meller.
Na początku grudnia okazało się, że Marcin Meller rozpoczyna współpracę z Eską Rock. Poprowadzi w tej stacji autorski talk-show „Mellina”. – Lubię rozmawiać z ludźmi. W sumie tym zajmuję się całe życie. Do „Melliny” chcę ściągać gości, których jestem ciekaw i których chcę poprosić o trochę inne historie niż zwykle opowiadają, albo o takie, których jeszcze nie opowiedzieli. To będą ludzie szeroko rozumianej kultury, szołbiznesu, nauki, tacy, których dobrze znam i ci, których dzięki słuchaczom Eski Rock będę mógł poznać. Tak naprawdę narzucam sobie jedno ograniczenie: bez polityki. Jest jej wszędzie pełno, a „Mellina” ma być wytchnieniem od niej dla słuchaczy i dla mnie. A poza tym hej przygodo – powiedział Meller.
Dziennikarz już wcześniej – w latach 2009-2013 – prowadził cotygodniową audycję „Mellina” na antenie Roxy FM (obecnie Rock Radio, stacja należy do Grupy Radiowej Agora). Program ma ruszyć najpewniej w styczniu. Będzie go można zobaczyć w serwisie YouTube Eski Rock, a później usłyszeć na antenie rozgłośni. Marcin
Marcin Meller był związany z Grupą TVN od ponad dwóch dekad. W latach 2013-2019 wspólnie z Magdą Mołek prowadził „Dzień dobry TVN”. Wcześniej był gospodarzem tego programu w latach 2005-2008, występował wtedy razem z Kingą Rusin. Z TVN Meller jest związany od 2000 r., gdy zaczął prowadzić reality-show „Agent”.
W latach 90. Marcin Meller pracował w tygodniku „Polityka”, w latach 2003-2012 był redaktorem naczelnym polskiej edycji „Playboya”. Od 2012 do 2020 r. pisał felietony do „Newsweek Polska”, wcześniej był felietonistą „Wprost”.
Od listopada 2016 r. do jesieni 2020 r. był dyrektorem wydawniczym Grupy Wydawniczej Foksal. Później został redaktorem naczelnym Wirtualnej Polski. Zaledwie po trzech tygodniach przestał pełnić tę funkcję, tłumacząc, że ma „istotne powody”.