Ewa Brablec (1933–2009)

Ewa Brablec – dziennikarka, starsza publicystka i reportażystka „Dziennika Zachodniego”, związana z tym tytułem przez całe swoje zawodowe życie, nieprzejednana i nieustępliwa w domaganiu się od wydawnictwa zapewnienia dziennikarzom godnych warunków pracy i płacy.

Ewa Brablec

Urodziła się 15 kwietnia 1933 roku w Katowicach. Tam też ukończyła szkoły – podstawówkę i liceum ogólnokształcące. Po maturze studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

W lipcu 1953 roku po powrocie do Katowic, gdy naczelnym redaktorem „Dziennika Zachodniego” był Bogusław Reichhart, Ewa Brablec zaczęła pracę w gazecie jako redaktor techniczny w historycznej drukarni przedwojennej „Polonii”. Terminowała tam przez kilkanaście miesięcy, a później przeszła do redakcji dziennej i pokonywała typową dla wszystkich adeptów, dziennikarską drogę. Najpierw pisała szpunty, czyli krótkie informacje w dziale miejskim, a następnie przez długie lata zajmowała się problematyką społeczną i związkową w dziale ekonomicznym.

Należała do ścisłej czołówki publicystów w całej historii “Dziennika Zachodniego” – łączyła dziennikarski talent i niebanalną osobowość z krytycyzmem i pracowitością.

Trzeźwy osąd spraw i umiejętność wyrażania tego na łamach, sprawiały, że potrafiła “odpowiednie dać rzeczy słowo”. Zawsze bliska życia, zajmowała się sprawami dnia codziennego: handlem i usługami. Miała lekkie pióro, więc o trudnych sprawach konsumenckich pisała przystępnie i rzeczowo.

Przez kolejne lata, nierzadko pod pseudonimem Magda Kierowa, piętnowała niedostatki zaopatrzenia i wadliwą dystrybucję towarów, czyli to wszystko, co ludziom szczególnie doskwierało w czasach PRL-u. W swej odważnej i bezkompromisowej publicystyce, by być w pełni obiektywną zawsze eksponowała nie tylko swój punkt widzenia, ale nade wszystko interesy klientów – konsumentów. Nad wyraz wrażliwa na wszelką niesprawiedliwość, niezmiennie stawała w obronie tych, których sponiewierano, oszukano, skrzywdzono…

Jej zaangażowane teksty pisane potocznym i komunikatywnym językiem – nienaganne w formie – nie znosiły żadnych poprawek, skrótów, czy wtrętów, a każda próba jakiejkolwiek ingerencji wywoływała natychmiastową reakcję i opór autorki. I także w ten sposób tworzyła pozytywny obraz gazety w oczach Czytelników.

To nie były łatwe czasy dla dziennikarzy. A jednak Ewa Brablec w dobie realnego socjalizmu potrafiła unikać “państwowotwórczego” zadęcia. Wybierała te jakże istotne dla przeciętnego zjadacza chleba sfery życia, jakie można było krytykować. Właśnie dzięki takim publicystkom, jak ona, “Dziennik Zachodni” miał markę świetnej gazety, która nie była poplecznikiem władzy, ale dostrzegała życie w całej jego złożoności i piętnowała to, co było szczególnie odrażające, złe, niebezpieczne.

Współtworzyła ten niepowtarzalny zespół redakcyjny, dzięki któremu Czytelnicy mówili o “Dzienniku Zachodnim”: to jedyny w naszym regionie tytuł, który nie unika krytyki i jest wiarygodny. Tacy dziennikarze jak Ewa Brablec, w najtrudniejszym dla mediów okresie, stworzyli redakcyjny kapitał, tę niezdewaluowaną intelektualną wartość i tak ogromne zaufanie Czytelników, że pozwoliło to przetrwać wszystkie późniejsze burze na medialnym rynku, i, co najważniejsze – nie stracić odbiorców. Dane wskazują, że procentuje to do dziś.

Ewa Brablec potrafiła być krytyczna tak wobec spraw, jak i wobec ludzi – także młodszych kolegów po fachu. Czasem robiła wrażenie osoby szorstkiej i bywała programowo “przeciw”. Lecz czyż nie takie są cechy rasowego dziennikarza? Po prostu patrzy wokół krytycznie. Ale to była tylko zewnętrzna powłoka, bo w istocie była bezpośrednia, koleżeńska, życzliwa, a nade wszystko uczynna i pomocna.

Miała rzadką cechę: chciała i potrafiła słuchać innych. Jeśli ktoś miał kłopot, mógł przyjść z nim do redaktor Ewy Brablec, wyżalić się, wygadać, a nawet wypłakać. Wypijając kolejną ulubioną, rozpuszczalną kawę, słuchała, a potem – czasem nie przebierając w słowach – tłumaczyła, dlaczego sprawa, a nawet cały świat, nie są warte naszych nerwów, zdrowia i łez.

Bo tak naprawdę Ewa Brablec była hedonistką; uważała, że życie nie może składać się z samej pracy, ale także z przyjemności; z obowiązków, ale i z zabawy. Tylko wtedy warto żyć. Lubiła i potrafiła się bawić. Chętnie obracała się w katowickich środowiskach twórczych: uwielbiała i ceniła malarzy, aktorów, muzyków. Oni też ją lubili i podziwiali; była piękną kobietą, drobną, zgrabną, zawsze elegancko i modnie ubraną. Nic dziwnego, że przez wiele lat zajmowała się na łamach “Dziennika Zachodniego” modą.

Jako członkini Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a później  Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej była niezmordowaną rzeczniczką praw pracowniczych. Gdy na zebraniach redakcyjnych docieraliśmy do punktu: “sprawy socjalne”, podnosiła rękę i mówiła: “Teraz ja”. I dla pracodawcy – wtedy jeszcze Śląskiego Wydawnictwa Prasowego – zaczynały się prawdziwe “schody”. Wiedzieliśmy, że dyrektor pracowniczy będzie się wił jak piskorz, bo Ewa Brablec występująca w imieniu  zespołu, była nieprzejednana i nieustępliwa. Zawsze upominała się o godne warunki pracy i płacy dziennikarzy.

Emanowała niezwykłą energią, nietypową w tak drobnej i – zdawałoby się – kruchej postaci od lat drążonej przez nieustępliwą, przewlekłą chorobę. O swoich dolegliwościach mówiła: “Od tego się nie umiera, ale trzeba nauczyć się z tym żyć”.

Jej publicystyka, pełna pasji i poświęcenia społeczna aktywność, a przede wszystkim działalność na rzecz  środowiska dziennikarskiego były nagradzane i honorowane wieloma dowodami uznania. W ciągu niespełna czterdziestu lat pracy Ewa Brablec odznaczona została:  Srebrnym Krzyżem Zasługi w 1960 roku, Krzyżem Kawalerskim w Orderu Odrodzenia Polski w 1974 roku, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1980 roku oraz Złotą Odznaka „Zasłużona w rozwoju. województwa katowickiego” w 1964 roku, Medalem XXX-lecia PRL w 1974 roku, Medalem 40-lecia PRL w 1985 roku oraz Odznaką „Za zasługi dla Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej” w 1986 roku.

Zmarła 26 kwietnia 2009 roku w Katowicach i została pochowana na miejscowym cmentarzu przy ul. Sienkiewicza.