Opozycja przejmująca władzę w Polsce zamierza jak najszybciej zreformować publiczne media, zaczynając od zmiany władz Polskiego Radia i TVP. Można to zrobić na dwa sposoby: stawiając nadawców uprzednio w stan upadłości lub zmieniając zapisy ustaw. Ale co dalej? Niewykluczone, że do Polskiego Radia wróci część dziennikarzy zwolnionych z powodów politycznych – mówią nasi informatorzy. Jak się dowiadujemy nieoficjalnie, na nowego prezesa najczęściej typuje się Kamila Dąbrowę. Ten w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl nie mówi „nie”.
Wprawdzie Donald Tusk zapowiadał zmianę w mediów „pisowskich w publiczne” w ciągu 24 godzin, ale nikt – nawet osoby z najbliższego otoczenia przewodniczącego – nie łudzi się, że pójdzie to tak szybko. – Takie hasła były oczywiście potrzebne na czas kampanii, nie będziemy jednak robili niczego pochopnie, a 24-godziny tryb odwoływania zarządów musiałby być pewnie w dodatku przeprowadzony z łamaniem prawa. Żeby zmienić zarządy publicznych mediów potrzebujemy jednak nie więcej, niż miesiąca od objęcia władzy – mówi nam polityk z bliskiego otoczenia Tuska.
We wtorek opisaliśmy jeden z możliwych scenariuszy zmiany władz mediów publicznych, które rozważane są jako realne: nowo powołany minister kultury i dziedzictwa narodowego poprzez Walne Zgromadzenia postawiłby spółki medialne w stan likwidacji. Natychmiast powołane zostałyby zarządy komisaryczne, których Rada Mediów Narodowych (powołująca obecnie i odwołująca władze mediów publicznych) nie mogłaby odwołać. Stan likwidacji zostałby odwołany dopiero po ustawowych reformach rynku medialnego. Odbierałyby one RMN prawo do powoływania zarządów mediów. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, uprawnienia te mogłyby wrócić do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, której skład przy okazji zostałby wymieniony.
Na ul. Malczewskiego (siedziba Polskiego Radia) od poniedziałku panuje atmosfera jak w oblężonej twierdzy: dziennikarze przemykają korytarzami, nie odzywając się specjalnie do innych. Ci co mogą, siedzą zamknięci w swoich pokojach, by mieć minimalny kontakt z innymi osobami. Kierowników niemal nie widać. – Nikt nie jest pewny swojego stanowiska, a już najmniej osoby, które zajmują eksponowane stanowiska lub przyszły „z nadania” – mówi nasz informator z Polskiego Radia.
Główne pytanie zadawane na korytarzach nie brzmi jednak „kto zostanie zwolniony”, a „kiedy zmieni się prezes”. Obecnie spółką kieruje jednoosobowo Agnieszka Kamińska. – To, że straci stanowisko jest oczywistością. Ale ciekawsze jest drugie pytanie: kto za nią?
Kto może zostać prezesem Polskiego Radia?
Na giełdzie nazwisk potencjalnych nowych prezesów (istnieje taka w kręgach dotychczasowej opozycji) przewijają się najczęściej trzy osoby: Anna Godzwon, Agnieszka Rucińska i Kamil Dąbrowa. To byli dziennikarze Polskiego Radia. Godzwon pracowała w nim od 1993 do 2016 roku. Do 2008 roku była reporterką polityczną w Informacyjnej Agencji Radiowej, natomiast od jesieni 2015 do sierpnia 2016 roku pełniła kolejno funkcje szefowej i wydawcy dnia w Polskim Radiu 24. Od grudnia 2019 roku pracowała w Centrum Informacyjnym Senatu. – Jest dobrą kandydatką, ale ma skazę: kładzie się na niej cień tzw. „afery mobbingowej” – mówi nam osoba z Polskiego Radia.
W 2022 roku TVP Info podało, że w Senacie działać ma komisja, badająca czy nie dochodziło do mobbingu, polegającego na zastraszaniu, poniżaniu i wywieraniu presji na pracowników. To właśnie Anna Godzwon miała rzekomo „podejmować działania, które wyczerpują znamiona mobbingu” – donosiło TVP Info. Istnienie komisji potwierdził marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Stwierdził też, iż nie zauważył u swojej podwładnej „żadnych niepokojących sygnałów, które by świadczyły o mobbingu”. Kancelaria Senatu poinformowała, że komisja zakończyła pracę i nie potwierdziła zarzutów wobec Godzwon. Sprawa może jednak dziś być decydująca, jeśli chodzi o powołanie Godzwon na stanowisko prezes Polskiego Radia.
Dąbrowa nie mówi “nie”
Drugą kandydatką byłaby Agnieszka Rucińska, była dziennikarka polityczna PR, która z nadawcą rozstała się w 2017 roku. Jeśli jednak koalicjanci podzielą się tak, że np. PSL będzie obsadzał stanowisko prezesa w publicznym radiu, wówczas prezesem może zostać Piotr Apel – także związany niegdyś z Polskim Radiem, w latach 2015-2019 poseł Kukiz’15, cztery lata temu startujący bez skutku do Sejmu z list PSL.
Kandydatem, o którym najczęściej mówi opozycja w kuluarach, jest jednak Kamil Dąbrowa. – Powiem tak: o Annie Godzwon jako o kandydatce na prezesa nie słyszałem, a o Kamilu Dąbrowie to i owszem, to nazwisko pojawiało się w rozmowach wielokrotnie – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Jan Ordyński z rady programowej Polskiego Radia. – Uważam zresztą, że jest to kandydat bardzo dobry i ma wszelkie kompetencje, by objąć to stanowisko. Jest człowiekiem radia, menadżerem, który szefował radiowej jedynce. Ma doświadczenie i predyspozycje – dodaje.
Dąbrowa od 2011 do 2016 roku był dyrektorem Programu Pierwszego Polskiego Radia. Stanowisko to stracił tuż po tym jak pracę zaczął nowy skład zarządu Polskiego Radia, mianowany przez ministra skarbu państwa po wejściu w życie tzw. małej nowelizacji ustawy medialnej. Kilka dni wcześniej Dąbrowa zdecydował, że w Jedynce co godzinę grano na przemian hymn Polski i Unii Europejskiej, co miało zwrócić uwagę na zagrożenia dla niezależności mediów, jakie jego zdaniem wiązały się z nowelizacją, procedowaną wtedy w parlamencie.
Dziennikarz sprawę oddał do sądu, ten w 2022 roku ostatecznie zdecydował, że zwolnienie z pracy było bezprawne. Teraz w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Kamil Dąbrowa mówi, iż nikt jeszcze nie składał mu propozycji objęcia prezesury Polskiego Radia. – Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nie było takich rozmów. Jeżeli będzie taka propozycja, będę ją wtedy rozważał. Na razie jednak skupiam się na swoich bieżących obowiązkach.
Czy szykują się powroty na antenę?
Dąbrowa jest przykładem dziennikarza Polskiego Radia, który stracił prace po przejęciu władzy w Polsce przez PiS. Takich osób było jednak więcej. Zdaniem Jana Ordyńskiego, wielu z nich będzie chciało teraz wrócić do pracy w radiu i będzie to „zupełnie naturalne”. – To jest jedna z podstawowych zmian, jakie czekają publicznego nadawcę w nadchodzących miesiącach – uważa Ordyński. – Osobiście sądzę, że w trybie pilnym powinni wrócić ci, którzy zostali zwolnieni bądź odeszli z przyczyn politycznych po 2016 roku. Bardzo często to świetni fachowcy, którzy na pewno odnajdą się w nowym rozdaniu.
– Z radiem pożegnać się powinna znakomita część dziennikarzy Polskiego Radia 24 – uważa Jan Ordyński. – To najbardziej upolityczniona antena, z racji zasiadania w radzie programowej słucham jej bardzo często. To, co tam się wyprawia – nawet w dzień po wyborach – udowadnia, że ci dziennikarze nie wzbudzili u siebie żadnej refleksji.
Dziennikarzy, którzy po 2016 roku musieli odejść bądź byli zwalniani (nie tylko z przyczyn politycznych), było bardzo wielu. M.in. większość zespołu dawnej Trójki, która odnalazła się już w Radiu 357 i Radiu Nowy Świat i wcale nie myśli o zostawianiu nowego miejsca pracy. Ale to także m.in. Grażyna Bochenek, dziennikarka Polskiego Radia Rzeszów zwolniona z pracy dyscyplinarnie za to, że we wrześniu 2018 wyemitowała nieprzychylną opinię słuchacza na temat prezydenta Andrzeja Dudy. Po sądowych bataliach Bochenek wróciła do radia, ale w 2021 roku sama złożyła wypowiedzenie: – Nie jestem w stanie, nie potrafię i nie chcę być częścią instytucji, która obiektywizmu już nawet nie udaje – uzasadniła.
W tym gronie jest także Wojciech Łasicki, którego w 2016 roku z naczelnej redakcji sportowej zwolnił ówczesny prezes Jacek Sobala, motywując to brakiem zaangażowania w pracę i konfliktowością. Także i on w czerwcu br. uzyskał wyrok sądu, z którego wynikało, że zwolniony został bezprawnie.
Jednym ze zwalnianych po „dobrej zmianie” był też Tomasz Zimoch (także wygrał proces z Polskim Radiem o bezprawne zwolnienie), który w obecnych wyborach ponownie dostał się do Sejmu z listy Trzeciej Drogi.
– Radio to moja miłość, pozostałem dziennikarzem do dzisiaj, ale nie chcę odpowiadać na pytanie, czy wróciłbym do Polskiego Radia, gdybym nie został ponownie posłem – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl. – Jedno wiem na pewno: jeśli politycy opozycji mówią teraz o „przejmowaniu mediów publicznych” to są w ogromnym błędzie, bo tych mediów nie wolno przejmować politykom żadnej opcji. Im dalej media od polityki, tym lepiej. Media przejęte przez jakąkolwiek opcję polityczną nigdy nie będą publiczne – konkluduje nasz rozmówca.
Polskie Radio ze stratą
W ub.r. Polskie Radio zanotowało najwyższą stratę netto od wielu lat – 55,1 mln zł. Nadawca spodziewał się jeszcze gorszego wyniku – w połowie ub.r. prognozował 63,6 mln zł. Strata pogłębiła się ponad dwukrotnie, z 19,74 mln zł w 2021 r. To zdecydowanie najgorsze wyniki nadawcy od dużych zmian w mediach publicznych po przejęciu władzy w 2015 r. przez Zjednoczoną Prawicę.
Na koniec ub.r. nadawca zatrudniał 1 289 pracowników etatowych, o 31 mniej niż przed rokiem. Średnia pensja brutto wzrosła o 5,7 proc. do 9,4 tys. zł, menedżerowie wyższego szczebla zarabiali prawie dwa razy więcej.