Marciniak pracuje w stacji od jej powstania. Obecnie prowadzi „Fakty” i „Fakty po Faktach”, wcześniej m.in. magazyn „24 godziny”. Przed pracą w TVN Marciniak był związany z Radiem Zet i radiową Trójką. Wystąpił jako narrator w filmie Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego „Pontyfikat” (1996) o Janie Pawle II. W latach 90. napisał kilka dłuższych tekstów m.in. dla katolickiego miesięcznika „Więź”. Wziął udział w spektaklach muzycznych Teatru Akademickiego przy Uniwersytecie Warszawskim. Wyjechał też z teatrem do Paryża i Vancouver. Z grupą muzyczną występował na koncertach tzw. piosenki poetyckiej.
Dzieciństwo na warszawskim Powiślu i Ursynowie
Marciniak uważa się za chłopaka z warszawskiego Powiśla, gdzie do dzisiaj chętnie bywa w księgarniach i kafejkach. Uczył się w Szkole Podstawowej nr 34, śpiewał sopranem w chórze Lutnia przy ul. Drewnianej, uczył się pływać na Legii.
Po przeniesieniu się wraz z rodziną na Ursynów, uczył się w VI LO im. Tadeusza Reytana, gdzie w latach 80. zaangażował się w działania słynnej niegdyś drużyny harcerskiej Czarna Jedynka. Studiował na Wydziale Geologii UW, a także krótko na Akademii Medycznej w Warszawie i londyńskim Greenwich University. Bezpośrednio po powrocie z Londynu, w prywatnej szkole językowej, uczył angielskiego. Pasją dziennikarza są literatura, filozofia i teologia. Chętnie czyta je w górach lub na kajaku. Marciniak ma żonę i dwoje dzieci.
Jak wspominasz pierwsze wpadki po rozpoczęciu emisji TVN24?
Wpadki były wtedy, kiedy nagrywano poszczególne segmenty serwisów, tak zwane startówki, czyli zapowiedzi prezenterów, po których miały iść materiały. Były zapamiętywane na komputerze i później wypuszczane przez wydawcę anteny. Na początku działalności TVN24 serwisy nie były nadawane na żywo, tylko były nagrywane. Rejestrowano poszczególne „klocki”, wiadomości, z których układało się różne „budowle”. Czasami te „klocki” nie pasowały do siebie. Ktoś złym numerkiem opatrzył startówkę i szła zapowiedź niewłaściwego materiału. To były żenujące wpadki, czasami też śmieszne. Późniejsze wpadki, kiedy nadawaliśmy na żywo i mogliśmy się pomylić miały w sobie trochę wdzięku.
Dlaczego?
Widzowie w takich sytuacjach czują bliskość z prezenterem, bo widzą, że to jest program nadawany na żywo. Jak ktoś coś pomyli, przekręci, to wiadomo, że to się dzieje w tej chwili. Widzowie są w pokojach, my w studiu, a to się dzieje w tym momencie.
Który dzień pracy w TVN24 zapamiętasz do końca życia i dlaczego?
Myślę, że tych dni jest bardzo dużo. Ja mam tak, że dla zdrowia psychicznego umysł się resetuje. Za dużo dramatycznych rzeczy dzieje się, żeby przechowywać je w swojej pamięci.
A który z tych dramatów szczególnie utkwił Ci w pamięci?
Najbardziej tkwi mi w głowie zamach na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Zwłaszcza te chwile, kiedy wiedziałem co się wydarzyło, obejrzałem to, ale uważaliśmy z wydawcami, że nie można pokazać całej brutalności tego zamachu i ciosów, które padały. Zastanawialiśmy się co pokazać, jak pokazać. To są zawsze dylematy etyczne. Z jednej strony chcemy pokazać jak najwięcej. Z drugiej chcemy zachować się porządnie w delikatnej sytuacji.
Czego należy życzyć TVN24 z okazji 20-lecia? Koncesji czy są jeszcze inne adekwatne życzenia?
Oczywiście, że koncesji. Mam nadzieję, że za chwilę będzie. Jest jeszcze trochę czasu. Myślę, że kolejnych 20 lat z takimi widzami jakich mamy. Widzów mamy na szczęście coraz więcej.
Od czego to zależy?
Oczywiście sytuacja polityczna wpływa na to czy widzów jest więcej czy mniej i to czy w danym momencie coś się dramatycznie dzieje czy nie. Zawsze jak się coś wydarzy, coś ciekawego się dzieje, natychmiast oglądalność rośnie. Wtedy jesteśmy widzom najbardziej potrzebni, bo relacjonujemy wydarzenia, którymi się najbardziej interesują.