Zatrzymany Kamil D. usłyszał zarzuty, skierowano wniosek o areszt

„Wina jest bezsporna, ale czy warto szydzić z jego upadku?”

Kamil D.

Dziennikarz telewizyjny Kamil D., który w piątek pod wpływem alkoholu spowodował kolizję na autostradzie, w niedzielę po przesłuchaniu usłyszał zarzuty prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości i spowodowania niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Prokuratura złożyła do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. – On już kilka razy upadał i ma w tym wprawę. Zobaczymy, czy w tym przypadku pójdzie mu gładko – komentuje dla Wirtualnemedia.pl Karolina Korwin-Piotrowska. A Jerzy Wójcik z „Gazety Wyborczej” mówi: – Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, trzeba to stosować.

W piątek znany dziennikarz Kamil D. spowodował wypadek na autostradzie A1, na wysokości Piotrkowa Trybunalskiego. Na prostym odcinku autostrady kierowane przez D. BMW uderzyło w jeden z pachołków rozdzielających jezdnię od miejsca, w którym prowadzone są roboty drogowe. Uderzony pachołek uderzył w samochód jadący z naprzeciwka. W aucie dziennikarza wystrzeliły poduszki powietrzne, uszkodzone zostały m.in. przedni zderzak i lewy błotnik oraz pękła przednia szyba. Nikt nie odniósł obrażeń.

Okazało się, że Kamil D. był nietrzeźwy – w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu.

D. został zatrzymany przez policję. Przesłuchano go dopiero w niedzielę w godzinach południowych, po tym jak wytrzeźwiał. W Prokuraturze Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Grozi za to do 12 lat więzienia.

Prokuratura zawnioskowała o tymczasowy areszt dla dziennikarza.

Korwin-Piotrowska: D. ma wprawę w upadaniu

Komentując tę sprawę dla portalu Wirtualnemedia.pl, Jerzy Wójcik, wydawca „Gazety Wyborczej”, mówi: „Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, bez względu jaki zawód wykonujemy, jaką funkcję pełnimy i ile mamy pieniędzy. To prosta zasada. Nie wymaga komentarza, tylko stosowania”.

Zdaniem Karoliny Korwin-Piotrowskiej sprawa jest „prosta jak drut”. – Niegdysiejsza gwiazda dziennikarstwa wsiadła za kierownicę po wypiciu alkoholu. Cud, że nikt nie zginął, nie jest ranny. Koszmar. Tak nie powinno być. Tym bardziej, że sam Durczok podkreślał ostatnio, że jest abstynentem. Współczuję, że nie było przy nim nikogo, kto by temu, co się stało, zapobiegł. To smutne – komentuje.

Zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. – Media mają teraz używanie, a najbardziej znane ze swej ostentacyjnej medialnej moralności tabloidy. To się będzie klikać, media będą zarabiać, będą o tym podawać, bo ludzie lubią poczytać o tych, którzy byli na górze, na szczycie i nagle stamtąd spadli. On już kilka razy upadał. Ma w tym wprawę. Czy tym razem pójdzie gładko? Nie mnie osądzać, od tego jest policja i sądy – stwierdza.

Karolina Korwin-Piotrowska mówi nam też, że na sprawę można też spojrzeć z punktu widzenia wypadku innego dziennikarza. – Może rację mają też ci, którzy uważają, że jeśli upiekło się Najsztubowi, to tu upiecze się tym bardziej, bo nie ma ofiar. Oby jednak Durczok stanął na nogi i wyciągnął wnioski z tego, co zaszło, ale może nie kolejnym wywiadem czy okładką, ale konkretną czasochłonną pracą nad sobą. Pewne jest jedno: szykuje się gorący letni tabloidowy spektakl – dodaje dziennikarka.

Krzyżaniak: pokuśmy się o refleksję nad ceną sławy

Wojciech Krzyżaniak, szef serwisu wTelewizji.pl, podkreśla, że przede wszystkim należy pamiętać o jasnej zasadzie: absolutnie nic nie usprawiedliwia siadania za kierownicę po spożyciu alkoholu.

– Mówię o tym, żeby było to jasne przed tym co powiem teraz. A chcę wyraźnie zaznaczyć, że jednak – zwłaszcza dziennikarze, i osoby z nieco szerszym horyzontem – zamiast tanio pokpiwać z upadku znanego dziennikarza i celebryty, po prostu skupili się na samej ocenie czynu. Bo dużo złego można powiedzieć o Kamilu D. Przez wiele lat pracował na to, żeby go nie lubić i nie szanować. To zapatrzony w siebie bufon, który nie będąc mądrzejszym od innych, przyjął postawę mentora i uwierzył w swoją wyjątkowość. Miałem okazję go poznać osobiście, i nie mam o nim najlepszego zdania, ale wiem i ja i spora część teraz hejtujących D. dziennikarzy, że warto oddzielić ocenę czynu od oceny człowieka – analizuje.

Krzyżaniak zwraca uwagę, że Kamil D. w ciągu kilku ostatnich lat przeżył emocjonalną i życiową huśtawkę. – Większość z nas nie doświadczy tego przez całe życie. Był na szczycie szczytów i na dnie dna. Po upadku długo wychodził z mroków depresji. A jak już jako tako stanął na nogach, widownia telewizyjna zweryfikowała go negatywnie, kiedy próbował wrócić na antenę i dostał szansę w Polsacie. Potem okazało się, że zweryfikował go również rynek, kiedy musiał zamknąć swój projekt internetowy, a on wciąż konfrontował te niepowodzenia i brak zainteresowania nim przez społeczeństwo, z własną wysoką samooceną, poczuciem wyższości i wierząc w swoją legendę wielkiego człowieka. A taka konfrontacja zawsze kończy się przegraną – opisuje.

Taka przegrana z kolei prowokuje do szydzenia, jak to było w przypadku Kamila D. – dowodzi Wojciech Krzyżaniak. – Jak ktoś spada z wysokości, to zawsze fajnie jest go sobie jeszcze kopnąć. Zwłaszcza jeśli oddać już nie może, bo leży pijany własną niemocą. I na takie kopanie mi wygląda na płynąca po społecznościówkach fala pomyj i „żartów”. A szkoda, bo myślę, że tak po ludzku, warto pochylić głowę i przy zdecydowanym potępieniu samego zdarzenia i faktu prowadzenia pod wpływem alkoholu, pokusić się o głębszą refleksję. Choćby nad ceną sławy, nad depresją jako taką – kończy rozmowę z portalem Wirtualnemedia.pl.

Myśliwiec: dziennikarzom zalecam umiarkowanie

Medioznawca Maciej Myśliwiec podkreśla w rozmowie z nami, że wypadek pod wpływem alkoholu osoby znanej staje się zawsze bardzo mocno medialny. – Wina Kamila D. w tym wypadku jest absolutnie niezaprzeczalna, a równocześnie ma swój kontekst w nawiązaniu do deklarowanej abstynencji – stwierdza.

Inną kwestią – zdaniem Myśliwca – jest aktywność mediów w tej sprawie.

– Ogromna ilość informacji, powtarzanie poprzednich artykułów tylko po to, żeby dokarmiać temat, tak aby pozostał ciągle na topie. O wiele bardziej niż w przypadku innych celebrytów, którzy złamali prawo w ten sposób. Martwi mnie to, bo mamy do czynienia z dużym natężeniem negatywnych treści wobec jednej osoby. „Szczęśliwie” Kamil D. pozostaje w areszcie, więc na razie tego nie przeczyta, ale niektórym dziennikarzom zalecałbym umiarkowane podejście do tematu, tak aby poczekać na oficjalne informacje o sprawie, a mniej „grillować” z satysfakcją samego dziennikarza – sugeruje medioznawca.

Telewizja publiczna odcięła się od D.

Kamil D. w latach 2006-2015 był redaktorem naczelnym i gospodarzem „Faktów” TVN, a wcześniej przez ponad 10 lat pracował w Telewizji Polskiej, był m.in. gospodarzem „Wiadomości”. Przez ostatnie 2,5 roku zarządzał własnym serwisem internetowym Silesion.pl. Witryna została zamknięta w kwietniu br. bez podania przyczyny i pożegnania z czytelnikami. Jednocześnie D. przestał udzielać się w mediach społecznościowych, wcześniej był aktywny głównie na Twitterze i Instagramie.

Po tym, jak serwis Fakt.pl określił Kamila D. mianem „byłej gwiazdy TVP”, telewizja odcięła się od dziennikarza w krótkim oświadczeniu. – Rozumiemy, że używanie nazwy Telewizji Polskiej w różnych kontekstach ma zwiększyć „klikalność” portalu, ale nazywanie Kamila D. „gwiazdorem TVP” jest bardzo słabe. I z pewnością frustrujące dla stacji komercyjnych, w których po swoim odejściu z TVP 13 lat (!) temu Kamil D. budował swój gwiazdorski status. Były to TVN i Polsat. W TVN pan Kamil D. przez lata kierował flagowymi „Faktami”, a w Polsacie na nowo rozświetlał swoją gwiazdę – raptem rok temu – jako gospodarz programu „Durczokracja”. Dlatego właściwsze dla Kamila D. i, jak sądzimy, zgodniejsze z jego osobistą identyfikacją byłoby określenie go jako „gwiazdora TVN-u i Polsatu” – czytamy w komunikacie publicznego nadawcy.