Gliński: media tworzyło wielu współpracowników SB, to dalej ma wpływ

Czabański: media publiczne nie tylko z racjami rządu

Piotr Gliński na konferencji "Media jako służba publiczna"

– Wielu tych, którzy współpracowali ze służbami bezpieczeństwa, było w Polsce zaangażowanych w tworzenie nowych mediów po 1989 roku i w dalszym ciągu ma to wpływ na obecną sytuację – powiedział minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Natomiast Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, sprecyzował swoją wypowiedź co do misji mediów publicznych, zaznaczając, że mają one nie tylko opisywać działania obozu rządzącego.

Piotr Gliński o sytuacji w polskich mediach wypowiedział się w poniedziałek podczas konferencji „Media jako służba publiczna” odbywającej się w Domu Dziennikarza w Warszawie. Minister kultury jako jeden ze znaczących problemów wymienił to, że polskie media „w dalszym ciągu wywodzą się z czasów komunistycznych”.

Według Glińskiego dużo ogromnych podmiotów mediowych zostało stworzonych „bezpośrednio przez ludzi wywodzących się z systemu komunistycznego, przy użyciu ich pieniędzy i poprzez ich koneksje”. – Wielu tych, którzy współpracowali ze służbami bezpieczeństwa, było w Polsce zaangażowanych w tworzenie nowych mediów po 1989 r., i w dalszym ciągu ma to wpływ na obecną sytuację. Może nie tak duży, jak to było na początku przemian, ale w dalszym ciągu odczuwamy ten wpływ – stwierdził.

Piotr Gliński zwrócił też uwagę na duży udział kapitału zagranicznego w rynku mediów, zwłaszcza jego niektórych segmentach. Jako przykład podał prasę regionalnej, której 90 proc. jest wydawane przez firmy mające zagranicznych właścicieli. – Oczywiście, kapitał zagraniczny jest dobry dla demokracji, ale pod warunkiem, że istnieje równowaga; istnieją narzędzia, które pozwalają nam wyważyć pewne rzeczy. W Polsce takich narzędzi nie ma – zaznaczył.

– Moim zdaniem ta sytuacja jest w pewnym stopniu, w pewnym sensie niedemokratyczna – ocenił minister kultury. Przyznał też, że obecnemu rządowi trudno jest wprowadzić nowe przepisy zmieniające strukturalnie rynek mediów.

Jednocześnie Gliński podkreślił, że wbrew pogłoskom i opiniom w niektórych mediach zagranicznych w Polsce panuje wolność mediów. Jednocześnie występują u nas podobne negatywne zjawiska jak na rynkach zachodnich: tabloidyzacja, infotainment, fake newsy, zaangażowanie propagandowe.

Zdaniem ministra kultury media w Polsce są bardzo zaangażowane w politykę. – Nie jestem pewien, czy to zaangażowanie jest na średnim poziomie europejskim. Moim zdaniem są media, które są bardziej powiązane z polityką i interesami biznesowymi. To zaangażowanie w politykę i biznes jest bardzo niebezpieczne – zaznaczył. W poniższym nagraniu wystąpienie Piotra Glińskiego zaczyna się ok. 18:00 minuty.

Dekoncentracja w mediach zapowiadana, ale przekładana

Od ponad roku politycy obozu rządzącego zapowiadali przepisy ograniczające koncentrację kapitałową w sektorze mediów. Mają one być wymierzone przede wszystkim w duże firmy zagraniczne, początkowo regulacje określano też jako repolonizację. Kilka razy mówił o tym Jarosław Kaczyński.

– Rynek gazet telewizyjnych, gazeta dla pań, gazet dla młodzieży – to jest jedna firma w Polsce. Rynek codziennej prasy lokalnej – to jest inna firma. Jest też ogromna przewaga jednej firmy w telewizji, jeżeli chodzi o reklamy – to jest przeszło 40 proc. dla jednej firmy. Powinniśmy konsekwentnie wychodzić z sytuacji, w której większość mediów nie należy do Polaków, nie należy do polskich firm – stwierdził w październiku ub.r.

Jednocześnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, we współpracy z ekspertami z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, przygotowały projekty regulacji ograniczających koncentrację kapitałową w mediach. Początkowo określano ją jako repolonizację.

Resort jest już gotowy na skierowanie pod obrady rządu i parlamentu różnych wariantów przepisów. – Czekamy teraz tylko na decyzję polityczną, które z tych założeń wprowadzić. Tak jak wielokrotnie mówiłem, projekt zawiera kilka wariantów. Gdy zapadnie decyzja „idziemy w lewo, albo w prawo”, to przepisanie tych założeń na akt prawny nie zajmie nam wiele czasu – powiedział portalowi Wirtualnemedia.pl w styczniu br. wiceminister kultury Paweł Lewandowski.

W zeszłym tygodniu Piotr Zaremba napisał w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, powołując się na bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego, że obóz rządzący planuje niebawem wrócić go kwestii dekoncentracji w mediach, a odpowiednie ustawy mogą zostać przyjęte już jesienią br. Jednak rzeczniczka prasowa PiS szybko zdementowała te doniesienia. Zapewniła, że spytała o to Jarosława Kaczyńskiego, a ten powiedział, że nie rozmawiał ostatnio z nikim o planach w sprawie dekoncentracji.

Krzysztof Czabański łagodzi słowa o zadaniach mediów publicznych

W miniony weekend podczas spotkań z wyborcami mocno krytycznie o sytuacji w mediach wypowiedzieli się premier Mateusz Morawiecki oraz Krzysztof Czabański, poseł PiS i przewodniczący Rady Mediów Narodowych. – 80 proc. mediów wszystkich – radiowych, telewizyjnych, gazet, czasopism i mediów internetowych – jest w rękach naszych przeciwników politycznych, którzy we wściekły sposób nas atakują – stwierdził szef rządu. Skrytykował też duży udział obcego kapitału w sektorze mediów. – No ale nam III RP zgotowała właśnie taki los, wyprzedano wszystkie media, ogromną większość w ręce koncernów zagranicznych. A więc staramy się pokazywać, jaka jest prawda, wykorzystując kanały komunikacji bezpośredniej, internetowej, chociaż tu też, główne portale są w rękach zagranicznych. Jednak to kanał bardziej demokratycznego dostępu – zaznaczył.

Z kolei Krzysztof Czabański stwierdził, że wolność poglądów w mediach prywatnych bywa dzisiaj mniejsza niż w okresie PRL, z uwagi na interesy ich właścicieli. – – Media publiczne mają obowiązek popularyzować, edukować, wspierać polską rację stanu. Jeżeli jest polityka, o której w sposób skrótowy mówiliśmy dzisiaj, ale która jest generalnie realizowana przez obecną władzę i realizuje polską rację stanu, to kto ma relacjonować tę politykę, jeżeli nie media publiczne? – zapytał szef Rady Mediów Narodowych.

Tę wypowiedź skrytykowali niektórzy dziennikarze aktywni na Twitterze. Ocenili, że Czabański oczekuje od mediów publicznych prorządowej propagandy.

W niedzielę na antenie Polskiego Radia Czabański tłumaczył, że była to jego „myśl wyostrzona”, poprzez którą chciał pokazać, jakim zagrożeniem dla wolności mediów mogą być uwarunkowania finansowe. – Trzeba niektóre rzeczy wyostrzać żeby przebić się przez szum medialny – podkreślił.

Zaznaczył, że dekoncentracja kapitałowa w sektorze mediów, o której dyskusja wróciła w minionym tygodniu, nie jest wymierzona w firmy z zagranicy. – Nie mamy nic przeciwko temu żeby kapitał zagraniczny wchodził do Polski, był elementem rozwoju również w obszarze mediów – stwierdził.

Jednocześnie zdaniem Czabańskiego istnieje związek między pochodzenie właścicieli mediów a prezentowanymi w nich poglądami na niektóre sprawy. – Polska stara się o poprawę swojej sytuacji w UE. To powoduje nieraz wejście w konflikty z innymi państwami, m.in. z Niemcami. Gdy media będące własnością kapitału niemieckiego atakują nasz rząd powstaje pytanie czyją rację stanu realizują? – zapytał.

Sprecyzował też, czego oczekuje od mediów publicznych w sytuacji, w której większość mediów prywatnych jest nieprzychylnie nastawiona do rządu. – Media publiczne są zobowiązane do tego żeby przedstawiać racje obozu władzy. Nie dlatego żeby się podlizywać. Dlatego, że obóz władzy realizuje program wybrany przez obywateli w demokratycznych wyborach. Dziwne byłoby gdyby realizacja tego programu nie była przedstawiana opinii publicznej – powiedział.

Za te słowa ponownie skrytykowała go część dziennikarzy na Twitterze. – Za media publiczne odpowiada osoba, która ma fundamentalne problemy ze zrozumieniem roli mediów i której wybitnie pomyliły się epoki. Ręce nie mają gdzie opadać – stwierdził Tomasz Walczak z „Super Expressu. – Myślę, że media państwowe są idealnym polem do automatyzacji w dziennikarstwie. Według tego, co mówi pan Czabański, niepotrzebni są tam już dziennikarze, wystarczą automaty przepisujące komunikaty rzeczników ministerstw i instytucji państwowych – napisał Bartosz Węglarczyk z Onetu.

– Redefinicja „czwartej władzy”, która jest m.in . po to by patrzeć władzy na ręce i ją rozliczać z tego co robi – skomentował Marek Kacprzak z Wirtualnej Polski. – Czyli jasna wykładnia. Już bez ściemniania… Ale z dziennikarstwem to nie ma wiele wspólnego – ocenił Krzysztof Berenda z RMF FM. – Media publiczne są własnością wszystkich obywateli, bez względu na ich poparcie dla rządu – podkreślił Paweł Sołtys z „Pulsu Biznesu” i Bankier.pl.

Z niektórymi wpisami Krzysztof Czabański polemizował. – Każde media, publiczne i prywatne, zobowiązane są przede wszystkim do tego, żeby pisać prawdę i nie bać się jej szukać. Zwłaszcza, gdy dotyczy ona nieprawidłowości aparatu władzy. Poniższa definicja nie zostawia pola na podobną aktywność – skomentował Marcin Makowski z „Do Rzeczy”. – Jedno drugiemu nie przeszkadza. Pana zastrzeżenie jest nietrafne – odpowiedział szef Rady Mediów Narodowych.

– Nie. Media publiczne są właśnie zobowiązane do tego, żeby przedstawiać różne racje (w tym oczywiście obozu władzy), bo są finansowane z pieniędzy wszystkich obywateli – skomentował wpis Czabańskiego Łukasz Warzecha z „Do Rzeczy”. – A gdzie ja powiedziałem, że innych racji mają nie prezentować?! To łatwizna polemizować z wymyśloną przez siebie samego tezą – odpisał Czabański.

Moje stwierdzenie jest przeinaczane. Powiedziałem, że media publiczne mają obowiązek przedstawiać rację rządu i polską rację stanu. Nie powiedziałem, że t y l k o . Media komercyjne takiego obowiązku nie mają @onetpl @wirtualnapolska @wirtualnemedia @lkwarzecha @gw_1990

— Krzysztof Czabański (@CzabanskiK) 10 czerwca 2018

– Moje stwierdzenie jest przeinaczane. Powiedziałem, że media publiczne mają obowiązek przedstawiać rację rządu i polską rację stanu. Nie powiedziałem, że t y l k o . Media komercyjne takiego obowiązku nie mają – podkreślił Krzysztof Czabański w kolejnym wpisie.