To była najlepsza gazeta PRL

„Biuletyn Specjalny” bez propagandy

Całą prawdę dostawał jedynie trzeci krąg wtajemniczenia

Zwykli Polacy czytali gazety, zatem byli karmieni propagandą. Przedstawiciele władzy poznawali prawdę z wewnętrznych biuletynów.

Minę Stanisława Kani, pierwszego sekretarza KC PZPR, który w lipcu 1981 roku przy kawie przeglądał „Biuletyn Specjalny”, możemy sobie tylko wyobrazić. Przyzwyczajony do hołdów, jakie składali mu terenowi towarzysze oraz dziennikarze, programowo niezadający trudnych pytań, nagle czytał przedruk z brytyjskiego „The Guardian”, a tam: „Niecały rok temu Kania był niewidocznym aparatczykiem. Jego zadaniem było trzymanie w garści – nie tak brutalne, jak w standardach Europy Wschodniej – liberalnych dziennikarzy, nieortodoksyjnych uczonych i dysydenckich robotników…”. Najwyższego dygnitarza partyjnego prawda musiała zaboleć.

KRĄG PIERWSZY, CZYLI CZYSTA PROPAGANDA

Były trzy kręgi wtajemniczenia. Do pierwszego należeli ci wszyscy Polacy, którzy każdego dnia rano wystawali w kolejkach pod kioskami po „Życie Warszawy”, „Wieczór Wrocławia” czy „Trybunę Robotniczą”.

Drugi krąg tworzyli prominenci różnych szczebli, którzy nie musieli fatygować się do kiosków. Terenowi sekretarze komitetów partii, funkcyjni redaktorzy RSW Prasa-Książka-Ruch czy np. komendanci Milicji Obywatelskiej. Ci wprost na biurka dostawali różne wersje „Biuletynu Specjalnego” PAP w postaci skoroszytów formatu A4. A tam informacje, co się dzieje na świecie i co świat myśli o Polsce. Odbite na powielaczu i zszyte kartki nie wyglądały poważnie, ale zawierały informacje prawdziwe i szersze – jednak bez najbardziej wrażliwych tematów, które mogły wywołać niepokoje wśród aktywu.

Całą prawdę dostawał jedynie trzeci krąg: w latach 80. około tysiąca najważniejszych osób w państwie, z członkami Biura Politycznego KC PZPR na czele. Oni i tylko oni w swoich gabinetach mieli teczki z nieprzypudrowaną rzeczywistością w dwóch odsłonach. Pierwsza to zeszyt „Informacje Poranne z Zagranicy”, zwany powszechnie „białymi kartkami”. Druga: najpełniejsze, nieokrojone wydania codziennego „Biuletynu Specjalnego” PAP.

A tam bez owijania w bawełnę niemiecka relacja o IX Nadzwyczajnym Zjeździe PZPR: „Symboliczne zakończenie zjazdu stanowiło »kapucyńskie kazanie« Jaruzelskiego. Zapowiadało ono Polakom niedostatek, pot i łzy. Premier nie wyciągnął ręki do dialogu, jak pisze Kremp, lecz wyraźnie pokazał pięść […]. Nowo wybrane Biuro Polityczne czuje się upoważnione do zapowiedzenia ostrych kroków przeciwko »społecznym niepokojom«, pod którymi rozumie się w przyszłości strajki, powstrzymywanie się od pracy i nieproduktywność. Ceny będą wzrastały, o podwyżkach płac i świadczeniach nie będzie w następnym okresie mowy” – cytował „Biuletyn Specjalny PAP” Herberta Krempa z „Die Welt”, który nie musiał uważać na słowa. Kremp analizował gorące polskie lato 1981 roku (w grudniu nastąpił stan wojenny) dla swoich niemieckich czytelników i pewnie nie mógł spodziewać się, że czytają go także Jaruzelski, Kania czy Kiszczak. Ale taka była właśnie rola biuletynów specjalnych PAP – wybrańcy mogli czytać przedruki z zachodniej prasy bez cenzury.

NAWET BUFET POMAGAŁ

W tym czasie łamy „Trybuny Robotniczej”, relacjonującej obrady tego samego IX zjazdu PZPR, który miał zdemokratyzować partię i zażegnać szalejący kryzys gospodarczy, ociekały pustosłowiem: „IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR musi stać się punktem zwrotnym w walce o wyjście z kryzysu. […] Wiemy, o co i przeciw czemu walczymy. Utrwalać będziemy braterski sojusz ze Związkiem Radzieckim i innymi krajami socjalistycznymi […] Wprowadzamy taką reformę gospodarki, która usunie marnotrawstwo sił i środków, stworzy warunki rozumnego gospodarowania, pozwoli na szeroki rozwój samorządu ludzi pracy we wszystkich dziedzinach życia gospodarczego i społecznego”.

Krzysztof Darewicz był wieloletnim pracownikiem Polskiej Agencji Prasowej i korespondentem zagranicznym, m.in. w Pekinie, Phenianie, Waszyngtonie. Jego materiały ukazywały się w wydaniach „Biuletynu Specjalnego”, a tzw. białe kartki także współredagował. – Większość społeczeństwa w ogóle nie miała dostępu do rzetelnej informacji, która w obiektywny sposób przedstawiała wydarzenia na świecie. Monopol na informację miała mieć władza, a poprzez jej reglamentowanie decydowała, kto jaką wiedzą dysponuje – tłumaczy mi.

W monumentalnym szarym gmachu Polskiej Agencji Prasowej przy Alejach Jerozolimskich 7 w Warszawie (obecnie zajmuje go Bank Gospodarstwa Krajowego), usytuowanym tuż obok Komitetu Centralnego PZPR, każdego dnia pracowało kilkadziesiąt teleksów.