Czy jest ktoś w gronie dzieci, dorosłych i seniorów, kto nie zna przepięknej piosenki „Hakuna matata” z filmu „Król lew”? Hakuna matata, jak cudownie to brzmi, Hakuna matata, to nie byle bzik! Już się nie martw, aż do końca twych dni! Naucz się tych dwóch radosnych słów: hakuna matata! – podśpiewywane jest niemal powszechnie. Gdyby Jerzy Machura te słowa, (które przecież w tekście swej opowieści przytacza, wyjaśniając, że w suahili to nic innego, jak „nie ma sprawy”), a nie „Twarze Afryki” zrobił tytułem swej książki – miałby wydawniczy szlagier. A tak, to mimo swej ciekawej, bogatej reportersko-dokumentalnej fabuły, pozycja ta nieco zginie w bogatej rynkowej ofercie tego typu wakacyjnych wspomnień. Szkoda, bo to nie jednorazowe reminiscencje, a kwintesencja wielokrotnych, z kilku lat, kontaktów autora z Czarnym Lądem.