To ważny konkurs. Tak jak jego patronka. Mimo, że surowa Kapituła czasami nie przyznaje Grand Prix, finał przynosi co roku kilka znakomitych prac. Czasem dzieł wybitnych. Tak, jak nagrodzone w poprzednich latach filmy, autorstwa Beaty Netz, Violetty Rotter Kozery, Dagmary Drzazgi czy śp. Darka Kmiecika. W tym roku było podobnie. Obydwie nagrodzone prace były, w swojej klasie, dziennikarstwem najwyższej próby.
7. edycja Konkursu Dziennikarskiego im. Krystyny Bochenek wyłoniła dwóch zwycięzców. Dwa style, dwa gatunki i jedna cecha wspólna – poruszenie, jakie wywołują u odbiorcy.
Wojciech Bojanowski, Ślązak z krwi i kości, reporter Faktów TVN i TVN 24. Odważny, bezkompromisowy, dociekliwy. Szukający prawdy, bez oglądania i zastanawiania się, komu jest ona niewygodna. Zdziwił się, jak to możliwe, by w środku miasta, na wrocławskim rynku, policjanci skuli młodego człowieka, wpakowali na oczach tłumu do radiowozu, wywieźli do komendy, a tam – jak oprawcy z Guantanamo – poddali bestialskim, potwornym torturom. W Polsce. Państwie prawa. W XXI wieku. Skatowany Igor Stachowiak zmarł po kaźni, jaką urządzili mu bandyci w policyjnych mundurach. To zdziwienie, niezgoda, bunt, kazały Wojtkowi pójść tym tropem. I ten trop zaprowadził go tam, gdzie nie potrafiły dotrzeć ani policja (w swoim wewnętrznym śledztwie bardziej gmatwającym tę zbrodnię, niż próbującym ją wyjaśniać), ani prokuratura. Odwaga okazała się Wojtkowi potrzebna. Bo to jego – wcześniej niż oprawców – postanowiła oskarżyć prokuratura. A sąd kazał ujawnić informatorów. Na szczęście ktoś się opamiętał, oskarżenie wycofano. Ale losy tego reportażu pokazują, jaką wartość mają w demokratycznym państwie wolne media i niezawisłe sądy. W świecie fake’ów i post-prawdy, Wojciech Bojanowski pokazał niektórym, mieniącym się dziennikarzami, partyjnym agitatorom, czym jest rzetelne dziennikarstwo. O sile tego reportażu niech świadczy fakt, że nawet po krótkim fragmencie, podczas Gali w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach, zapadła długa cisza.
Wojciech Królikowski, TVP Katowice, drugi z laureatów, stworzył dzieło z całkiem odmiennego świata. Film o Janoschu, urzekający swoją plastycznością, ironią, przewrotnością. Fantastycznie nakręcony, doskonale zmontowany, wygrywający rysunkami i grafikami prozę Janoscha. No i sam bohater, mistrzowsko prowadzony przez autora. A może odwrotnie…? Może prowokujący i zwodzący reżysera? Każdy interpretuje ten film po swojemu, każdy znajduje w nim coś swojego, bo nawet skalisty krajobraz Teneryfy, przy odrobinie wyobraźni, przywodzi na myśl pełne żużlu i kamienia śląskie hałdy.
Obydwa dzieła do obejrzenia w sieci. Obydwaj autorzy na drodze do kolejnych, wielkich sukcesów. Dwa światy, różne media, odmienne emocje. Ale obydwu twórcom należą się ogromne brawa i takie same gratulacje. Nawet, jeśli niektórzy uparli się, by swoim malkontenctwem próbować to wielkie, dziennikarskie święto popsuć.
Cieszę się z tego konkursu. Myślę, że w tym lepszym świecie cieszy się także Krystyna. Nikt, tak jak Ona, nie udowodnił, że ten zawód to misja. Powołanie. Służba. Była i pozostanie Mistrzynią. I myślę sobie, że tak jak przed 30 laty wspierała i dawała szansę bardzo wtedy smarkatemu młodzieńcowi, próbującemu sił w radiowym rzemiośle Durczokowi, tak z sympatią spogląda dziś z góry na zawodowe debiuty młodych. I pewnie tak samo jak ja, cieszy się z zauważonego i wyróżnionego debiutu Kasi Głowackiej, Agnieszki Pastor i Kamila Gajewskiego, naszych ludzi w konkursie, dziennikarzy Silesion.pl.
Szacowna Kapituła wyróżniła nominacją reportaż interaktywny „Na szychtę kolejką Balkan”. Możecie go znaleźć na naszym portalu, pośród innych dokumentów z cyklu Paradocs. Byłem z Was dumny, dziewczyny, byłem dumny z tego, na jaki wizualny poziom wzniósł Waszą pracę Kamil Gajewski. I cieszyłem się z Waszego sukcesu tak, jak kiedyś z moich pierwszych prac cieszyła się Krystyna.
Do zobaczenia za rok.