Dlaczego uciekł Pan z Trójki?
Nie uciekłem. Po prostu zobaczyłem, jaka jest sytuacja w PAP. Śledząc wydarzenia w mediach, związane z PAP, doszedłem do wniosku, że chyba warto spróbować. Darzę tę instytucję wielkim szacunkiem. Pamiętam, jak zaczynałem pracę jako dziennikarz – kiedy PAP zacytował mój tekst, było to dla mnie jak nagroda dziennikarska. To była wielka nobilitacja.
Zgłosił się Pan sam do Rady Mediów Narodowych?
Tak, zgłosiłem się. Kiedy wydłużał się okres bez prezesa PAP, pomyślałem: może warto? Porywam się z motyką na księżyc, ale z drugiej strony warto spróbować. Spróbowałem. Zgłosiłem się do pana Krzysztofa Czabańskiego, którego widywałem w radiu. Powiedział, żebym napisał swoją wizję PAP i wysłał CV. Spośród trzech kandydatów zostałem wybrany prezesem.
Wracając do Trójki – ma najgorszą słuchalność od kilku lat. Kolejni dziennikarze mówią, że atmosfera w Trójce jest napięta i fatalna. Nie myślał Pan o odejściu z Trójki?
Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Do ostatniej minuty przed wejściem na obrady Rady Mediów Narodowych pełniłem normalnie obowiązki i będę przez jakiś czas przekazywał je Wiktorowi Świetlikowi.
Nie uważam, że sytuacja w Trójce jest fatalna. Wiem, że zmiany zawsze będą postrzegane jako polityczne, tak samo każdy mój ruch w PAP będzie pewnie postrzegany jak polityczny.
Uważam, że – i to jest jedyna moja odpowiedź i nie chcę w to już wchodzić – wszystkie zmiany, które zachodzą w Trójce, powinny zajść dawno, dawno temu. Wielu dziennikarzy Trójki, którzy tam pracują po kilkadziesiąt lat, też jest takiego zdania.
Niestety przy okazji każdej restrukturyzacji, reorganizacji, zmiany audycji, zawsze przykleja się łatkę polityczną. Wiele osób w środku uważa, że Wiktor robi dobrą robotę i potrzebną tej antenie.
Jaką wizję PAP przedstawił Pan członkom Rady Mediów Narodowych?
Nawiązałem do przedwojennej Polskiej Agencji Telegraficznej, która wtedy jak równy z równym uczestniczyła w międzynarodowym rynku medialnym z takimi gigantami jak Reuters czy Associated Press.
Odzyskać przedwojenną świetność Polskiej Agencji Telegraficznej to marzenie każdego prezesa, który wie, co to jest rynek medialny. O tym marzę, ale wiem, że na coś takiego potrzebne są środki finansowe, a PAP nie jest bogatą instytucją.
Mówiłem, że brakuje mocnej strony międzynarodowej PAP. Postaram się, żeby kontent anglojęzyczny był mocny, merytoryczny. Myślę, że brakuje informacji na temat Polski w mediach międzynarodowych – w Europie i na świecie. Głównie opierają się na komentarzach tego co się dzieje w Polsce.
Brakuje źródła, które mogłoby posłużyć mediom zagranicznym za dobre i wiarygodne. Tak jak korzystamy z informacji Bloomberga, pisząc o nowojorskiej giełdzie, to dlaczego na przykład „New York Times” nie miałby korzystać z informacji PAP, pisząc o giełdzie w Warszawie? Do tego potrzebny jest profesjonalnie skonstruowany kanał dystrybucji tego typu informacji i świetnie zrobione informacje. PAP ma potencjał. To duże wyzwanie, ale nie awykonalne.
Jakie jeszcze zmiany planuje Pan, prócz wzmocnienia części międzynarodowej?
Na razie nie mam żadnej strategii zmian wewnątrz PAP. Dopiero jak zobaczę PAP od środka to będę podejmował decyzje. Żadnej rewolucji nie chcę ogłaszać, bo myślę, że jej nie będzie.
To co mówiłem na Radzie Mediów Narodowych i myślę, że wszyscy się z tym zgodzili – nawet pan Juliusz Braun: nasz lokalny rynek medialny został zdominowany przez jednego właściciela niemieckiego.
Na szczęście dzisiaj ten niemiecki wydawca nie ma już wielkiego wpływu na media regionalne, bo internet wytrącił mu te narzędzia z ręki. Prasa nie jest dzisiaj medium dominującym. Jest mnóstwo małych, niezależnych portali lokalnych, regionalnych. Niektóre wytrzymują, niektóre nie. Większość działa na pograniczu bankructwa. Brakuje im dobrej, profesjonalnej informacji. Myślę, że informacje PAP byłyby dla nich dużym wzmocnieniem i chciałbym, żeby taka preferencyjna oferta specjalna dla małych portali powstała.
Ma pan pomysł jak pozyskać dodatkowe finansowanie dla PAP?
O tych pomysłach mówił przed Radą Mediów Narodowych Tomasz Przybek (został wybrany członkiem zarządu PAP – przyp. red.), nie chciałbym wchodzić w jego buty. To jego działka i on będzie chciał to rozwijać.
Tomek będzie zajmować się stroną inwestycyjną, finansową, ja mam pod sobą kwestie redakcyjne, merytoryczne. Jestem dziennikarzem z krwi i kości, zamierzam w tym zawodzie pozostać.
Pana poprzednik został zawieszony za to, że doprowadził PAP do złej sytuacji finansowej…
Podobno. Jak popatrzę w te księgi i zobaczę jaka ta sytuacja jest, a znam się trochę, bo jestem dziennikarzem ekonomicznym i za finanse odpowiadałem w Trójce, będę dopiero mógł o tym mówić, jak to wygląda.
Czy nie obawia się Pan, że za pół roku pod podobnym pretekstem zawieszą i Pana, czy też odwołają ze stanowiska?
To może wydarzyć się nawet za tydzień. Bycie prezesem takiej instytucji, jak Polska Agencja Prasowa to wielki zaszczyt, nobilitacja i prestiż, ale to można stracić z dnia na dzień i sobie zdaję z tego sprawę.
Rozmawiał: Maciej Kozielski