Skutki blokady Facebooka widoczne przede wszystkim dla mniejszych wydawców

Efekt działań Facebooka to przede wszystkim mniej polubień i udostępnień

Decyzja Facebooka o zablokowaniu automatycznego pobierania podglądów stron w Polsce uderzyła przede wszystkim w mniejszych wydawców. Rynkowi potentaci mają stosunkowo niewielki ruch z tej platformy.

– W ostatnich dniach nie odnotowaliśmy istotnych spadków oglądalności w serwisie „Rzeczpospolitej”. W relacji ostatni wtorek do wtorku sprzed tygodnia zaobserwowaliśmy nawet pewne wzrosty. Może z powodu dobrej jakości materiałów opublikowanych we wtorek – mówi „Presserwisowi” Radosław Kucko z zarządu Gremi Media, wydawcy m.in. „Rzeczpospolitej”. – Generalnie decyzja Mety dotyczy nas w bardzo niewielkim stopniu.

„Decyzja Mety niedopuszczalną próbą szantażu”

Jak dodaje, Facebook praktycznie nie jest źródłem ruchu dla serwisów „Rzeczpospolitej”. – Natomiast mniejsze redakcje, lokalne czy mała liczba jakościowego contentu stanęły przed bardzo poważnym problemem. Piątkową decyzję Mety odbieram jako niedopuszczalną próbę szantażu w sytuacji obowiązywania ustawy implementującej unijną dyrektywę DSM – zaznacza Radosław Kucko.

– Nie zaobserwowaliśmy mniejszego ruchu po piątkowej decyzji Mety, który eliminuje zdjęcia w linkach dla artykułów prasowych – mówi Michał Oblizajek, dyrektor publishing growth & operations grupy Wirtualna Polska. Tłumaczy „Presserwisowi”, że decyzja uderzy przede wszystkim w serwisy, dla których Facebook jest głównym źródłem ruchu. – Duże portale, takie jak Wirtualna Polska, mają ruch bezpośredni na stronę. Wejścia z Facebooka stanowią u nas wartość jedynie śladową – stwierdza.

Sprawy nie chce komentować biuro prasowe Agory. Z kolei biuro prasowe RAS Polska odsyła nas do Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych, który nie ma dostępu do danych dotyczących zasięgów facebookowych postów poszczególnych wydawców.

Maciej Kossowski, prezes Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych komentuje dla nas działania Facebooka: – Ograniczanie widoczności postów polskich mediów jest dużym problemem teraz, w trakcie powodzi, gdy ludzie poszukują informacji o tym, gdzie uzyskać pomoc. Fakt, że nawet jeden post nie dotrze do części odbiorców, jest dziś wielką stratą.

Media lokalne i regionalne mają problem

Według danych porównywarki Similar Web dla Onetu, WP.pl czy Interii ruch z Facebooka w ciągu ostatniego miesiąca stanowił poniżej jednego procenta odwiedzin. Nieco więcej, czyli półtora procent miała w tym czasie Gazeta.pl.

Gorzej mają się wydawcy lokalni i regionalni, których profile w mediach społecznościowych przynosiły więcej czytelników. Na przykład społecznościowe profile „Głosu Wielkopolski” dawały w ostatnim tygodniu nawet 15 proc. wizyt, z czego profil facebookowy ponad 94,5 proc. Jednak dla „Gazety Wrocławskiej”, której strona była oblegana w ubiegłym tygodniu z uwagi na powódź (15 września odnotowała prawie 1,2 mln odsłon) Facebook zapewnił tylko ok. 5 proc. ruchu.

– W piątek rzeczywiście zauważyliśmy słabszy ruch z Facebooka, ale też już od pewnego czasu przygotowywaliśmy się na taką ewentualność – mówi „Presserwisowi” Leszek Waligóra, redaktor naczelny „Głosu Wielkopolskiego”. – Założyliśmy, że Facebook będzie nam ograniczał zasięgi. Był nawet moment, kiedy profil „Głosu” został wyrzucony z aktualności FB. Ponoć niecelowo, ale przestał się wyświetlać nawet obserwującym.

Dodaje, że „GW” zawsze wyróżniał się na tle innych gazet Polska Press, ponieważ pozyskiwał zdecydowanie więcej ruchu z FB niż gazety, które miały porównywalne wielkościowo fanpage. – Ale też po dotychczasowych działaniach Facebooka wypracowaliśmy sobie sposób różnicowania postów – relacjonuje Waligóra.

Przyznaje, że pewne efekty działań Facebooka widać. Spadła liczba polubień czy udostępnień, natomiast liczba kliknięć linka nie jest dramatycznie mniejsza.

Wydawcy obchodzą ograniczenie Facebooka

– Znam serwisy lokalne praktycznie żyjące z Facebooka, który dostarczał im 50-60 proc. ruchu – mówi Krzysztof Chojnowski, wydawca portalu Moja-Ostrołęka.pl. – Ja zrobiłem rozwiązanie na szybko. Po trosze z lenistwa. Napisałem skrypt do CMS, który sam pobiera tytuł, zdjęcie, fragment treści i dodaje graficzny post na FB jednym kliknięciem przycisku.

Przyznaje jednak, że pomogły jego własne umiejętności, a wiele serwisów nie ma takiej możliwości. Te będą musiały przyjąć nową strategię promowania się w mediach społecznościowych, żeby ograniczyć stratę czytelników.

Michał Oblizajek zauważa, że niektórzy wydawcy od poniedziałku zaczęli dołączać grafiki i materiały wideo zamiast zdjęć.

– To sposób na obejście wprowadzonego przez Metę ograniczenia – mówi. – Zobaczymy, czy i tę metodę ilustracji Facebook będzie starał się wyeliminować. Z całą pewnością na decyzji Meta ucierpią małe portale, np. lokalne czy branżowe, dla których Facebook jest głównym źródłem i które nie mają możliwości produkcji dużej liczby grafik i materiałów wideo – opiniuje.