„Są to Mistrzostwa Europy zmęczonych gwiazd. Wyciskanie cytryny jest do pewnego momentu dobre, ale jak cytryna nie daje soku, to ile można?” – to trafne podsumowanie piłkarskiego Euro 2024 wygłoszone przez Dariusza Szpakowskiego można odnieść nie tylko do piłkarzy, ale też do poziomu reprezentowanego przez niego i jego kolegów komentujących mecze w TVP.
Zakończone w niedzielę piłkarskie Euro 2024 przeszło do historii bez historii. Nikt nie będzie pamiętał meczów tego turnieju, no chyba, że jest się Gruzinem (Gruzja debiutująca w Mistrzostwach Europy wyszła z grupy). Hiszpanie, którzy zdobyli mistrzostwo, bo nie mieli z kim przegrać, po każdym meczu cieszyli się jakby kończyli kolejny nudny dzień w biurze. Po finale trochę bardziej, jakby czekał ich długi weekend.
Nowy szef TVP Sport nie lubi kontrowersji
Legendarny już komentator TVP Dariusz Szpakowski ma rację, mówiąc, że to był turniej zmęczonych gwiazd. Niestety wiało nudą nie tylko od piłkarzy, ale też i od sprawozdawców.
Nowy szef (od grudnia) TVP Sport Jakub Kwiatkowski, który przez lata był rzecznikiem PZPN, nie lubi kontrowersji. Jeszcze przed turniejem podał, kto będzie komentował każde z 51 spotkań trwającego miesiąc turnieju. A więc już na starcie było zero emocji. Kiedy dyrektorem sportu w TVP był Marek Szkolnikowski, to obsadę finału potrafił podać dopiero dwa dni przed meczem.
Kwiatkowski postawił na trójkę sprawdzonych gwiazd: Dariusza Szpakowskiego (komentuje od 1978 roku), Jacka Laskowskiego (zaczynał w latach 90. ub. wieku), Mateusza Borka (był komentatorskim odkryciem na początku tego wieku). Każdy dostał sprawiedliwie po dziewięć meczów, w tym po jednym spotkaniu Polaków, czyli znowu bez kontrowersji. Borek i Laskowski komentowali półfinały, a Szpakowski jako ten najstarszy dostał finał (na Mistrzostwach Europy po raz jedenasty), chociaż z kibicami pożegnał się już dwa lata temu, na koniec mundialu w Katarze.
Cała trójka jak przystało na prawdziwe gwiazdy piłki, zanim pojechała pracować na niemieckie stadiony, musiała wywiązać się z kontraktów reklamowych. W efekcie w przerwach między meczami Szpakowski z Borkiem nieustannie namawiali nas na piwo i przejście na ty. Do tego Borek upierał się, że powinniśmy coś obstawić u bukmachera. Natomiast Laskowski darł się, ile wlezie, że powinniśmy kupić jeszcze większy telewizor. Tylko po co?
Komentatorzy na Euro bez formy
Szpakowski, Borek, Laskowski, tak jak Ronaldo, Lewandowski czy Kane, na Euro pojechali z nowymi kontraktami reklamowymi, ale bez formy. Niewiele bowiem stracił, kto oglądał transmisje bez ich komentarza. Czasem nawet zyskał.
Kto miał wyciszony telewizor podczas finału, to widział, że na meczu pojawił się brytyjski kierowca wyścigów F1 Lando Norris, a nie kontuzjowany piłkarz Barcelony Gavi, jak przekonywał swoich słuchaczy Szpakowski. Wiedział też, kto naprawdę jest przy piłce, a nie kogo widzi przy niej rozentuzjazmowany komentator, choć trzeba przyznać, że tym razem tzw. szpaków było znaczenie mniej niż przed laty.
Z kolei Borek choć coraz starszy, to wciąż krzyczy i to coraz głośniej przy każdej wrzutce piłki w pole karne. To powoduje, że od 60 minuty meczu zaczyna mu brakować głosu. Na nieszczęście podczas tego turnieju trafiła mu się bramka Polaków już na początku meczu, więc skrzeczał przez większość spotkania z Holandią.
Natomiast Laskowski do swoich słynnych monologów zaczął dobudowywać kolejne piętra, co groziło ich nagłym zawaleniem, gdyby tylko coś ciekawego wydarzyło się na boisku. Potrafił z uwagi o monarchiach panujących w krajach półfinalistów turnieju przejść do analizy strategii gry w szachy, bo tam króla można zbić pionkiem. Do tego sięgał do dykteryjek na swój temat i nawiązywał do własnych komentarzy z przeszłości.
Mateusz Święcicki odkryciem
Z tego Euro zapamiętamy płaczącego Ronaldo po niestrzelonym karnym, Lewandowskiego wykonującego jedenastkę w systemie start/stop czy Kane’a potykającego się o własne nogi. Do historii przejdzie jednak 17-letni Lamine Yamal, najmłodszy strzelec gola w piłkarskich Mistrzostwach Europy, i to mimo tego, że Szpakowski tak często mylił go z innymi Hiszpanami.
Natomiast spośród komentatorów odkryciem dla oglądających TVP był zapewne Mateusz Święcicki, który na co dzień relacjonuje mecze włoskiej Serie A i hiszpańskiej La Ligi w Eleven Sports. Wraz z byłym bramkarzem Wojciechem Kowalewskim miał najmniej meczów do komentowania (pięć), ale był do nich najlepiej przygotowany. Jego komentarz był merytoryczny, prawie bezbłędny, a kiedy trzeba także emocjonalny.
Święcicki też jest jak cytryna, ale ta dopiero do wyciśnięcia.