TV Republika w minionym tygodniu po raz kolejny podniosła raban w związku z niewpuszczeniem jej reporterów na konferencję prasową organizowaną przez członków rządu Donalda Tuska. I ja byłbym całym sercem za tymi protestami, gdyby nie jeden mały, malutki szczególik – podobne działania wobec innych redakcji jakoś prawicowym dziennikarzom nie przeszkadzały.
Konferencje prasowe to może nieszczególnie ekscytujący, ale wbrew pozorom niezwykle istotny element dziennikarskiego rzemiosła. Zwłaszcza w kontekście kontaktów z najwyższymi państwowymi urzędnikami bywa jedyną szansą na skonfrontowanie ich z niewygodnymi dla władzy tematami. Tak jest przynajmniej w teorii.
W praktyce konferencje coraz częściej zamieniają się w briefingi prasowe, gdzie nie można zadawać pytań, a nawet jeśli taka możliwość istnieje, to politycy i tak często odmawiają udzielenia odpowiedzi. W ostateczności zaś można też po prostu nie wpuścić do pomieszczenia dziennikarzy z nielubianej redakcji i sprawa będzie załatwiona.
TV Republika narzeka na łamanie wolności słowa
Po ten ostatni chwyt w minionych dniach sięgnął Donald Tusk w stosunku do TV Republika, której przedstawiciele w odpowiedzi zaczęli narzekać na standardy godne “putinowskiej Rosji” oraz uprzywilejowaną pozycję “kartelu medialnego – TVN, Polsat i neo TVP Info”. Nie zabrakło też oczywiście górnolotnych zdań o łamaniu tak ważnej dla demokracji wolności słowa. I wiecie co? Choć język użyty w obu wpisach na X przez Michała Jelonka oraz Jarosława Olechowskiego jest niegodny poważnych dziennikarzy, a hiperbola rzucanych przez nich oskarżeń budzi pewien niesmak, to ja co do zasady zgadzam się z ich punktem widzenia.
Rząd @donaldtusk probuje blokować pracę dziennikarzy @RepublikaTV – np. nagminnie odmawiając akredytacji na konferencje prasowe lub uniemożliwiając zadawanie pytań premierowi i ministrom. To złamanie prawa i konstytucyjnej gwarancji wolności słowa. To są standardy putinowskiej… https://t.co/gLoRk5DgNr
— Jarek Olechowski (@OlechowskiJarek) May 29, 2024
Nawet więcej – uważam, że każdy przedstawiciel środowiska medialnego bez względu na polityczne poglądy i redakcyjne afiliacje powinien się z nim zgadzać. Władza nie ma prawa dyktować, jakie media mogą, a jakie nie mogą zadawać pytań lub w ogóle pojawić się na konferencji prasowej. Gazety, portale internetowe czy stacje telewizyjne mają patrzeć na ręce i zgodzie z etyką dziennikarską informować społeczeństwo o ew. nadużyciach. Dopóki robią to w ramach obowiązującego systemu prawnego, demokratycznie wybranej władzy nic do tego.
Nic mnie z TV Republika nie łączyło, nie łączy i mam szczerą nadzieję, że w przeszłości nie połączy. Prezentowany tam sposób widzenia świata jest mi bardzo odległy, a pracownicy stacji w mojej opinii wielokrotnie balansują w swoich wypowiedziach na granicy bycia poważnym medium. Na dziś to jednak drugi najchętniej oglądany kanał informacyjny w Polsce. I ma prawo wysłać swoich pracowników na konferencję prasową premiera, ci zaś powinni zostać dopuszczeni do wykonywania swoich obowiązków.
Czy do ich obowiązków należy zadawanie pytań na konferencji premiera, nawet jeśli nie zaplanowano po niej czasu na ich przekazanie? Być może. Czy powinni to robić tak jak Adrian Borecki, gdy prowokacyjnie poruszył temat zmarłego na granicy żołnierza? Zdecydowanie nie i powinni być przez resztę środowiska za taki sposób relacjonowania wydarzeń ostro krytykowani. Chodzi tu jednak o ogólną zasadę. Bo czy dziennikarze z jakiejkolwiek redakcji powinni się obawiać, że jak zapytają o coś nie po drodze premierowi (bez względu na reprezentowaną partię), to w odpowiedzi usłyszą od przedstawicielki jego kancelarii słowa “Będziesz siedział w piekle za to, wiesz?”, a od drugiej sugestie, że przestaną dostawać akredytacje?
Władza władzy równa
Wszystko to oczywiście brzmi pięknie głównie na papierze, zaraz potem swój parszywy łeb podnosi rzeczywistość i już nie jest tak różowo. Dlatego zanim wytkniecie mi naiwność, zaznaczę jedną rzecz – nie mam ani grama nadziei, że gdyby na miejscu reportera TV Republika pojawił się dziennikarz TVN-u, “Polityki” czy “Gazety Wyborczej”, to mógłby liczyć na podobne wsparcie ze strony Tomasza Sakiewicza, Jarosława Olechowskiego, Danuty Holeckiej czy Michała Rachonia. Nie ma tu nawet mowy o dywagacji, bo przecież blokowanie przedstawicielom mediów wstępu na konferencję to już kilkuletnia tradycja, w której palce maczały i obecna władza, i dzisiejsza opozycja z PiS-u.
Nie sposób będzie przypomnieć wszystkich spraw tego typu, ale warto choć odrobinę zarysować skalę sytuacji. Lećmy chronologicznie: w 2018 roku na konferencję Narodowego Banku Polskiego nie weszli reporterzy “Wyborczej”, dziennikarze “Gazety Wyborczej” i “Faktu” nie zostali wpuszczeni w 2020 roku na konferencję w Kancelarii Prezydenta, a gdy z powodu pandemii w ogóle ograniczono obecność mediów na rządowych briefingach, to na wybiórcze przedstawianie pytań dla premiera Mateusza Morawieckiego narzekali przedstawiciele RMF FM, “Dziennika Gazety Prawnej” czy OKO.press. Z kolei w październiku 2023 roku reporterka TVN24 nie została wpuszczona na wspólne wystąpienie prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego podczas Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” w Spale, a w styczniu b.r. Jarosław Kaczyński odmówił wysłuchania pytania pracownika Telewizji Polskiej.
Jakoś nie przypominam sobie wielkich protestów prawicowych dziennikarzy po tamtych incydentach. Pamiętam za to, jak Michał Rachoń (dziś wysoko postawiony członek redakcji TV Republika, dawniej w TVP Info) sam zakłócał konferencję prasową Donalda Tuska tuż przed ostatnią kampanią wyborczą. Co zdaniem Rady Etyki Mediów było “naruszeniem zasady współżycia społecznego” i “zwykłej przyzwoitości”. Dziś właśnie przez tego typu wybryki niegodne dziennikarzy nikt ze środowiska nie patrzy na problemy TV Republika z politowaniem.
Największa hipokryzja w polskich mediach
Jednocześnie, żeby nie być jednostronnym, trzeba zwrócić uwagę na przypadki zakłócania pracy dziennikarzy na konferencjach związanych z Koalicją Obywatelską. W 2023 roku pracownicy TVP nie zostali wpuszczeni na spotkanie z Donaldem Tuskiem w Poznaniu, trzy lata wcześniej na spotkanie z Barbarą Nowacką i Marcinem Kierwińskim nie dopuszczono dziennikarzy TVP Info i Polsatu (później tłumaczono to jako „przypadek). Natomiast w styczniu 2024 roku TV Republika nie otrzymała wstępu na konferencje ministrów kultury i sprawiedliwości.
W tej ostatniej sprawie interweniował nawet Rzecznik Praw Obywatelskich i chyba tylko przedstawiciele tego urzędu mogą o sobie powiedzieć, że w całym tym zamieszaniu zachowali względnie czyste ręce. Swoje obiekcje RPO zgłaszał bowiem również w obronie dziennikarzy redakcji znajdujących się po innej stronie politycznego spektrum, gdy u władzy była obecna opozycja z Prawa i Sprawiedliwości. Ten jeden wyjątek nie zmienia jednak faktu, że ze wszystkich hipokryzji toczących polskie media, najbardziej bolesna jest właśnie ta dotycząca obrony wolności mediów.
W praktyce niemal zawsze “obrona wolności słowa” sprowadza się do “obrony kolesiostwa”. Jeżeli chodzi o naszą redakcję lub redakcje zaprzyjaźnione, wtedy łamana jest demokracja, jeżeli drzwi przed nosem są zamykane “tym drugim”, wtedy panuje cicha (lub nie) satysfakcja. A pracownicy TV Republika byli tego grzeszku winni nieraz w przeszłości, więc ich dzisiejszy płacz nad łamaniem standardów przez władzę to czysta hipokryzja i nieznośne zakłamanie.
Przedstawiciele partii politycznych mają pełne prawo żądać od mediów równego dostępu i obiektywnego przedstawiania informacji, posiadają też narzędzia, by zwracać uwagę na dostrzegane naruszenia etyki dziennikarskiej. Ale nie do nich należy decydowanie, kto jest, a kto nie jest dziennikarzem. Pokusa, by koniec końców nazywać tak po prostu przedstawicieli niewygodnych dla siebie mediów, za często okazuje się zbyt mocna. Prawda jest jednak taka, że samo środowisko dziennikarskie dało na to przyzwolenie. Dopóki uprzykrzanie życia dotyczy drugiej strony, dopóty wszystkie chwyty dozwolone…