Są już reklamy na billboardach ze zdjęciem Doroty Gawryluk i hasłem jak na wybory: „Lepsza Polska”. Jest Stowarzyszenie Lepsza Polska, którego prezeską została Dorota Gawryluk i jest program publicystyczny Gawryluk w Polsacie „Lepsza Polska”. Nie ma tylko jasnej deklaracji z jej strony, czy to wszystko przypadek, czy przygotowania do wyborów prezydenckich w 2025 roku. Gawryluk niszczy w ten sposób nie tylko swoją wiarygodność, ale też szkodzi dziennikarstwu – pisze Mariusz Kowalczyk z „Presserwisu”.
Dorota Gawryluk kluczy, lawiruje i nie mówi wprost, czy będzie kandydowała na najwyższy urząd w państwie. Jeszcze w lutym w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zaprzeczała. „Nie. Chcę budować lepszą Polskę, ale w Polsacie, porządnie wykonując swoją dziennikarską pracę” – zapewniała.
W kwietniu startu w wyborach już nie wykluczała. „Cały problem polega na tym, że dziś wymaga się ode mnie jasnej deklaracji »tak« lub »nie«, podczas gdy ja nie jestem w stanie jej złożyć, zresztą nie tylko jeśli chodzi o tę kwestię, co do moich planów. Kto wie, co przyniesie przyszłość” – mówiła Gawryluk nieco tajemniczo w wywiadzie dla portalu Gazeta.pl.
Trzeba mieć bardzo słaby wzrok, żeby nie dostrzegać, że to co się dzieje ostatnio wokół wieloletniej dziennikarki Polsatu, to przygotowania do udziału w kampanii wyborczej. Dorota Gawryluk wśród zwolenników Prawa i Sprawiedliwości od lat kreowana jest na wzór dziennikarskiego obiektywizmu i niezależności, bo nigdy wyraźnie nie skrytykowała tej partii, nawet wtedy gdy niszczyła fundamenty demokracji w Polsce. Wywiady Gawryluk z politykami PiS, gdy rządzili w kraju, w tym z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, to były miłe rozmowy, podczas których nie padały najważniejsze pytania. Jednak nie zionęła też czystą nienawiścią do krytyków PiS, co często się zdarza dziennikarzom z propisowskich mediów.
Pomysł na Gawryluk jest więc taki, że startując w wyborach prezydenckich, zbierze sporo głosów umiarkowanych zwolenników PiS, którzy nie akceptowali np. tego, co się działo w Telewizji Polskiej, sformatowanej przez Jacka Kurskiego. A także głosy konserwatywnych wyborców, którzy na PiS nie głosowali, bo przeszkadzał im radykalizm tej partii.
Wygląda na to, że Dorota Gawryluk, choć nieoficjalnie, ale już rozpoczęła swoją kampanię wyborczą. Organizowane są spotkania z nią, jak np. niedawno ze studentami i kadrą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Spotkanie z Gawryluk w Lublinie prowadził polityk PiS, były rzecznik prasowy ministra zdrowia, a także Narodowego Banku Polskiego Wojciech Andrusiewicz. Prowadzący przedstawił się jako dziennikarz, „bo dziennikarstwo jest jak choroba alkoholowa”. Potem komplementował główną bohaterkę tego wydarzenia Dorotę Gawryluk i stację, w której pracuje. „Jako były rzecznik prasowy dziękuję pani redaktor, że takie dziennikarstwo budowała. Zawsze jak moi szefowie pytali, gdzie idziesz, a mówiłem: »do Polsatu«, »a, tam to okej«” – opowiadał Andrusiewicz.
Były rzecznik, ale też niestety coraz więcej osób w Polsce, w tym wielu dziennikarzy zapomina, że kontakty dziennikarza z politykiem nie są po to, żeby było miło. Z idealnego spotkania polityka z dziennikarzem polityk nie powinien wychodzić zadowolony. Dobry dziennikarz postara się, żeby polityk po rozmowie z nim wyszedł spocony, zawstydzony, przemielony trudnymi pytaniami i nagi, by pokazać, że nie ma już nic do ukrycia. Nie wynika to z sadyzmu dziennikarzy, ale z ich obowiązku, który wypełniają wobec swoich odbiorców.
Dorota Gawryluk pytana na KUL o start wyborach nie zaprzeczała, raczej się krygowała, próbowała żartować. Studenci KUL i wszyscy, którzy oglądali to spotkanie w internecie, mogli wynieść z niego kilka wniosków dotyczących dziennikarstwa. Dorota Gawryluk jako wzór dziennikarskiego obiektywizmu i niezależności dziennikarskiej pokazała im, że dziennikarz może ukrywać, w jakiej roli występuje. Nie tylko na takim spotkaniu, ale też przed kamerą bądź pisząc tekst do gazety. Nie wiemy, czy Dorota Gawryluk do swojego programu „Lepsza Polska” zaprasza teraz gości i z nimi rozmawia jako dziennikarka, której zależy na tym, żeby z gości wydobyć nawet to, czego nie chcą powiedzieć, czy jako polityczka przymierzająca się do startu w wyborach prezydenckich, która wszystko to robi i mówi, żeby zwiększyć swoje szanse w wyborach. Studenci KUL mogli pomyśleć, że skoro tak znana i szanowana dziennikarka jak Dorota Gawryluk nie chce powiedzieć, w jakiej właściwie roli ostatnio występuje, to mieści się to w etyce dziennikarskiej, standardach tego zawodu. Inni mają już tak złe zdanie o dziennikarzach, że potraktują to jako kolejny dowód na nieuczciwość i zakłamanie „pismaków”.
Gubi się gdzieś oczywista prawda, że polityka i dziennikarstwo to są rzeczy, których nie da się łączyć – jak woda i ogień. A jeszcze niedawno wydawało się to oczywiste. W styczniu 2004 roku tygodnik „Wprost” opublikował sondaż, z którego wynikało, że gdyby Tomasz Lis startował na prezydenta, miałby całkiem spore szanse na zostanie nim. Lis, jak teraz Gawryluk, nie dementował, że nie weźmie udziału w wyborach, bo wydawało mu się, że jak potrzyma ludzi trochę w niepewności, to dla niego tylko lepiej. Ale to wystarczyło, żeby został zawieszony w obowiązkach szefa „Faktów” TVN, którym wtedy był. A gdy nadal nie odpowiadał jasno i wyraźnie, czy zamierza być kandydatem na prezydenta, 10 lutego został wyrzucony w TVN. I nie miały znaczenia jego dotychczasowe dokonania, że to on uruchomił i kierował „Faktami”, które nawiązały konkurencję z „Wiadomościami” Telewizji Polskiej ani to, że Lis był wtedy jednym z najbardziej znanych dziennikarzy w Polsce. Po prostu: jeżeli nie wiesz, czy chcesz być dziennikarzem, czy politykiem, to do widzenia. Jednym i drugim nie możesz być, bo wtedy oszukujesz ludzi, którzy cię oglądają, słuchają czy czytają.
Rozumiał to też chyba Szymon Hołownia, który przed wejściem do polityki pozamykał swoje publicystyczne przedsięwzięcia. Nie robił też sobie żartów, ukrywając, że przechodzi do polityki – najpierw wystartował w wyborach prezydenckich, a potem założył Stowarzyszenie Polska 2050. Jego współpracownik Michał Kobosko, były redaktor naczelny m.in. tygodnika „Wprost”, również nie próbował być jednocześnie politykiem i dziennikarzem.
Krzysztof Stanowski, założyciel Kanału Zero, zasiał trochę niepewności, mówiąc w wywiadzie z prezydentem Andrzejem Dudą: „Panie prezydencie, nie jest tajemnicą dla moich widzów, że mam pewne plany: chciałbym zobaczyć, jak wygląda kampania prezydencka od środka, mam zamiar nagrywać na ten temat różnego rodzaju vlogi, chciałbym, żeby kamera za mną podążała. Chciałbym zobaczyć, jak to jest być kandydatem na prezydenta, a nie da się tego zrobić inaczej, niż startując w wyborach na prezydenta. W związku z czym zamierzam to zrobić”. Po chwili jednak, by nie było wątpliwości, że żartuje, Stanowski dodał: „Nie chcę wygrać”.
Niewykluczone, że Dorota Gawryluk też rozstanie się z mediami, gdy ogłosi wreszcie, że jest kandydatką w wyborach. Zanim to się stanie, może upłynąć jeszcze trochę czasu. Na tyle dużo, że Gawryluk zdąży narobić szkód innym dziennikarzom i dziennikarstwu.