Za sprawą Grzegorza Sztolera podjęliśmy prace nad I tomem „Słownika…”

Grzegorz Sztoler

Kiedy przed pięcioma laty pochylaliśmy się nad rozwiązaniem problemu, w jaki sposób pozyskać materiały biograficzne (kartoteki, ankiety osobowe), naszych nieżyjących już członków. Okazało się, że poprzednie władze oddziału Stowarzyszenia nie zadbały o zarchiwizowanie tych, jakże niezbędnych w takich pracach dokumentów.

Mijały miesiące, lata i  nijak nie sposób było ich odnaleźć. Poirytowany i mocno sfrustrowany tym stanem rzeczy, bo zrealizowanie uchwały Walnego Zebrania Oddziału odwlekało się w nieskończoność, imałem się różnych sposobów, by wypełnić tę przeraźliwą lukę niewiedzy. W dodatku tak się złożyło, że na „placu boju” zostałem całkiem sam i oprócz życzliwości starszych kolegów, dysponujących dobrą pamięcią, nikt nie był w stanie przyjść mi z pomocą. Czas upływał, wybuchła COVID-owa epidemia, a na domiar nieszczęścia zmarł Tadeusz Sierny, nieodżałowanej pamięci redaktor naczelny wydawnictwa Śląsk, z którym byliśmy po słowie.

I jak to w życiu bywa, dzięki naczelnemu „Dziennika Zachodniego”, poznałem Grzegorza Sztolera dr nauk humanistycznych, pracującego w tej redakcji wytrawnego archiwistę i historyka. Zawarta z nim znajomość zaowocowała do tego stopnia, że na naszej stronie internetowej ukazały się  pierwsze biogramy dziennikarzy śląskich, którzy zaraz po wojnie przystąpili do powoływania stworzonych przez siebie gazet. Poza gromadzeniem danych i ich weryfikacją, jeździłem do biblioteki Instytutu Dziennikarstwa, Medów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego do Krakowa, by z roczników miesięczników Prasa i Zeszytów Prasoznawczych wydobyć dane dotyczące dziennikarzy śląskich i zagłębiowskich.

Jak bardzo pomocnym stał się dla nas Grzegorz Sztoler niech świadczy wizyta u dr Dariusza Pohla – nowego redaktora naczelnego wydawnictwa Śląsk. Wielka w tym zasługa Grzegorza, który mając świadomość mojej frustracji doprowadził do tego spotkania zakończonego satysfakcjonującymi rezultatami.

Grzegorz Sztoler jest człowiekiem czynu, niepożytej energii i wyjątkowej pogody ducha. Mieszkaniec Międzyrzecza w gminie Bojszowy, z pochodzenia brzeźczanin (Brzeźce koło Pszczyny). Zajmuje się historią Górnego Śląska, zwłaszcza bliskiej mu Ziemi Pszczyńskiej. Zawodowo od ponad 20 lat związany z „Dziennikiem Zachodnim” jest niezależnym publicystą, autorem, współautorem i redaktorem książek o tematyce regionalnej, poświęconych z reguły historii małych ojczyzn (współpracuje z historykami amatorami). Publikuje w miesięczniku społeczno-kulturalnym „Śląsk” oraz „Dzienniku Zachodnim” (w latach 2012-2014 cykl felietonów Spacerkiem po ziemi pszczyńskiej). Współpracuje z radiem Katowice z red. Beatą Tomanek prowadzącą audycję „Czy to prawda, że…?”, która propaguje historię lokalną i amatorskie kronikarstwo.

W 2003 roku otrzymał stypendium Ministra Kultury RP na realizację własnego programu z zakresu upowszechniania dóbr kultury obejmujący m.in. wyjazd badawczy do Nowego Jorku, a także publikację zbioru reportaży pt. Ścieżki Śląskie (2004). Pozycja została zdigitalizowana w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. W latach 2010-2021 nagrody i wyróżnienia w konkursach na jednoaktówkę po śląsku, konkurs Imago Public Relations i „Gazety Wyborczej”. Kilka sztuk wystawiał Kobiórski Teatr Kulturalny. Należy do Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. Laureat nagrody Clemens Pro Arte 2016 przyznanej przez Starostę Powiatu Bieruńsko-Lędzińskiego. Przewodniczący Stowarzyszenia Na Rzecz Rozwoju Ziemi Pszczyńskiej „Międzyrzecze”. Miłośnik śląskiego westernu, twórczości filmowej niezależnego filmowca Józefa Kłyka. Prowadzi strony fejsbukową mu poświęconą (Saloon Śląskiego Westernu, Bojszowska Kraina Snów). Aktor w filmach J. Kłyka z Pszczyny. Wspólnie z żoną dr Urszulą Chrobok-Sztoler w 2021 roku otrzymał wyróżnienie w XII Edycji Konkursu ,,Polska Wieś – dziedzictwo i przyszłość” za pracę: „Gruß aus Mezerzitz. Szkoła (i wieś) z pocztówki 1825-2000” (wydana drukiem w 2021 roku). W 2023 wydał książkę poświęconą postaci uznanego samorządowca i ekonomisty z Bierunia pt. „Z pasją i sercem. Prof. Jan Czempas (1948-2019)”.

Jest kandydatem do Sejmiku Województwa Śląskiego, startuje z pozycji nr 7, z listy KKW Trzecia Droga PSL-PL2050 Szymona Hołowni

Moja odezwa/list:

Przaja Ślōnskowi!

Od blisko trzech dekad udowadniam, że „przaja Ślonskowi”, że jest mi on nieobojętny. Udowadniam to moją postawą i działalnością twórczą. Myślę, że to najlepsza przepustka w moim starcie do Sejmiku. Nie wziąłem się znikąd, z „luftu”. Jestem Ślązakiem z krwi i kości, i problemy tej Ziemi są mi bliskie.
Pochodzę z Brzeźc koło Pszczyny, mieszkam w Międzyrzeczu, w gminie Bojszowy – a więc zielonej części Górnego Śląska.

Przaja Ślonskowi!
Jestem twórcą, pisarzem, literatem, redaktorem. Piszę książki i redaguję je – po śląsku też (jednoaktówki). O czym? Różnie. O Pszczynie, Brzeźcach, czy Międzyrzeczu – ich historii, śląskim westernie, zespole Bojszowianie, naukowcu i ekonomiście dr Janie Czempasie… Książek jest z kilkanaście. Do tego dochodzą artykuły pisane przez dwie dekady w miesięczniku „Śląsk”, czy publikowane w „Dzienniku Zachodnim”, gdzie od ćwierćwiecza pracuję jako archiwista. O dziejach macierzystej gazety też nieraz pisałem. Jednoaktówki – a jest ich koło 20. – były nagradzane i wyróżniane, wystawia je od prawie dekady Kobiórski Teatr Kulturalny („Świniobici”, „Lasok”, „Kolynda”). Po śląsku, dla wszystkich – Ślązaków i „przybytnich”. Wszak śląska kultura może jednoczyć i budować mosty, a nie służyć konfrontacji. Wystawiali je też lędzińscy gimnazjaliści, a także zespół teatralny z okazji jubileuszu ewangelickiej społeczności w Hołdunowie. Więc udowadniam, że godka może być… ekumeniczna.
Wiem, co znaczy trud pisarski, a także redaktorski, czy wydawcy – gdyż niejedną książkę wydawałem (i wydaję) za swoje, ciężko i uczciwie zarobione pieniądze. Bardzo cenię sobie te knigi. Wiem także, jak cenny jest mecenat – którego nigdy dosyć – ale którego zaczątki zaczynają się pojawiać (że wspomnę Stowarzyszenie Rozwoju Zawodowego Śląska i Małopolski, z którego pomocą wydałem kilka publikacji, w tym ostatnią autorstwa Przemka Żółneczki, społecznika i strażaka, o Nowych Bojszowach).

Czuję się reprezentantem środowisk twórczych, z regionu Katowic i nie tylko. Współpracuję z amatorami, muzeami, domami kultury, bibliotekami – i to nie tylko w rejonie Pszczyny, Katowic, czy Bojszów. Znam ich problemy, bolączki. Plany, zamierzenia.

Współpracuję z Wydawnictwami naukowymi, jak i niezależnymi. Mam dobry kontakt ze środowiskiem dziennikarskim i tworzącymi je ludźmi. Realizujemy wspólne projekty. Utrzymują kontakt z naukowcami, jak i historykami amatorami prowadzącymi nieraz własne placówki muzealne.

Wreszcie – znam radiowców. Wspomnę tylko o trwającej już z dwie dekady współpracy z Radiem Katowice, red. Beatą Tomanek, prof. Maciejem Sablikiem i śp. pamięci red. Bogdanem Widerą (ach  ten głos i wiedza!) w realizacji audycji „Czy to prawda, że…”, która promuje lokalnych kronikarzy i kronikarstwo. Staram się docierać zwłaszcza do miłośników historii zwłaszcza z ziemi pszczyńskiej.

To historia zadecydowała, że wybrałem studia historyczne na Uniwersytecie Śląskim, czego nie żałuję – tu poznałem swoją żonę Urszulę, tu wspólnie też obroniliśmy magisteria i doktoraty. Z sentymentem wspominam swoją działalność w Studenckim Kole Naukowym Historyków, organizowane obozy naukowe, wyjazdy (też do Niemiec), naukowe zjazdy studenckie (w Toruniu) i wydawany „Biuletyn Historyczny”. Poznałem na Uczelni wielu wspaniałych ludzi, te kontakty i wspomnienia procentują jakoś do dziś. Zawsze zdarza się miłe spotkanie, czy inspirujący telefon…

By zamknąć tą litanię, wspomnę o przynależności do Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego, z długoletnią tradycją, wydawcy zasłużonego miesięcznika „Śląsk”. Miałem okazję tu poznać i współpracować z tak uznanymi postaciami jak red. Tadeusz Kijonka, Marek Baster, czy Feliks Netz. Z przyjemnością stwierdzam po latach, że zdobyłem ich uznanie pracowitością, jak też swoimi tekstami, najczęściej były to reporterskie wyprawy po bliskiej Ziemi Pszczyńskiej, ale nie zabrakło też Istebnej, Skoczowa z Zaolziem (Morcinek), Łubowic (Eichendorf).

Kto mnie zna, wie że szaleńczo jestem zakochany w śląskim westernie i filmowej twórczości pana Józefa Kłyka, niezależnego filmowca z Bojszów. Popularyzuję ją w formie licznych artykułów, książek, cyklu pokazów Bojszowska Kraina Snów w bojszowskiej Bibliotece, a także stronach fejsbukowych. Byłem też aktorem i członkiem ekipy realizatorskiej kilku produkcji.

Upowszechniając je, filmy pana Józefa, doprowadziłem do zamieszczenia ich w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. Niedawno pokazał się mój wywiad/rozmowa z bojszowskim filmowcem w renomowanym cyklu Fi;lmoteki Portretów Mówionych wybitnych Ślązaków Biblioteki Śląskiej. Mam świadomość, że cyfrowa Książnica, jest znakomitym miejscem na upowszechnianie bliskich mi dóbr kultury [słowa zwłaszcza], więc przez ostatnie dwie dekady przyczyniłem się do digitalizacji (a więc i popularyzacji) kronik z terenu Gminy Bojszowy, kronik z parafii w Górze, własnych publikacji, czy też „Trybuny Śląskiej/Robotniczej” (lata 1945-2004)…

Czuję się reprezentantem „najmniejszych”, najbardziej pomijanych, peryferyjnych dzielnic, społeczności. Bo taką jest moje Międzyrzecze, gdzie problemy komunikacyjne najskuteczniej rozwiązała Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia, a nie lokalny samorząd. Jako społecznik miałem odwagę reprezentować jej interesy na forum najpierw gminy jako radny, a następnie jako przewodniczący lokalnego Stowarzyszenia walcząc z gronem przyjaciół z planami założenia u nas kopalni węgla Studzienice. Skutecznie! Stowarzyszeniu Na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Ziemi Pszczyńskiej „Międzyrzecze” szefuję do teraz.
Wiem, co znaczy mieszkań na pograniczu, peryferiach. Pograniczu śląsko-małopolskim. Jest to piękne, ale trudne zarazem. Piękne, bo twórcze, sporo przyjaźni i kontaktów można nawiązać. Trudne, bo zawsze i wszędzie jest daleko, a ludziom zawsze jest pod górkę. Dlatego może jeszcze przetrwała u nas dobrosąsiedzka pomoc i życzliwość ludzka…

Ta moja „przekrojowość”, to że dorastałem w Pszczynie i okolicach, że pracowałem w Tychach (jako dziennikarz „Nowego Echa”), Katowicach i Sosnowcu (jako archiwista „Dziennika Zachodniego”), że współpracowałem z miesięcznikiem „Śląsk”, pozwalała mi pełniej spoglądać na region, województwo. Bo zawsze – pracując w redakcji wojewódzkiej gazety – ma się i miało kontakt z problemami regionu: komunikacją, samorządem, transportem, kulturą i przeszłością (najbardziej). Więc jakiś potencjał wyjściowy, by pełnić funkcję radnego posiadam. Doświadczenie samorządowe również – w latach 2006-2010, jako młody, pełen ideałów człowiek byłem radnym Gminy Bojszowy, będąc m.in. przewodniczącym Komisji Statutowej, sekretarzem Komisji Kultury, czy też członkiem paru innych (w tym komunalnej). A teraz udzielam się społecznie (to już trzeci rok) w Komisji Marki Pszczyńskiej przy Starostwie Pszczyńskim, w której certyfikuje się lokalne produkty (zdrowe i regionalne przede wszystkim).

Wydaje mi się, że środowiska twórcze – ogólnie rzecz ujmując – nie posiadały swoich przedstawicieli, przynajmniej nie w takim stopniu jak inne grupy zawodowe. A zasługują na to, bo tworzą ducha i klimat regionu, budują poczucie wspólnoty – a to jest ważne w naszym różnorodnym województwie. Różnorodność (kulturowa) może być bogactwem (i powinna), ale często też bywa rozgrywana (przez polityków). Politykiem nie jestem, nie czuję się nim. I nie chcę być. Znam mechanizmy „propagandy i manipulacji”, dlatego tak jestem na to wyczulony. W końcu od ćwierćwiecza pracuję w mediach, przez które przewijały się różne wpływy polityczne.
Chciałbym być reprezentantem najmniejszych społeczności, ich problemów na forum wojewódzkim. Zdaję sobie sprawę, że czasem to zaangażowanie będzie symboliczne, wszak budżet Sejmiku nie jest wielki, ale wsparcie i nagłośnienie problemów maluczkich też jest ważne.

Nie obce mi są rozterki moich kolegów po piórze, ludzi kultury i sztuki, a także wydawców i redaktorów. Oni są niedoceniani, chciałbym większego mecenatu nad rozwijającymi się i tworzącymi w naszym województwie. I to nie mogą być ciągle te same nazwiska. Trzeba szukać nowych.

Rozumiem sektor obywatelski, organizacje – od straży pożarnych przez organizacje ekologicznego koła gospodyń – bo sam w nim działam. Rozumiem osamotnienie, ale i desperację tych organizacji. Doceniam ich wartość i zaangażowanie, chciałbym je wspierać i dowartościowywać.

Doceniam wartość samorządu, demokracji obywatelskiej – dlatego wspierać będę działania na rzecz jej upowszechnienia. Nie wyobrażam sobie, że gdzieś może nie być rad sołeckich, czy dzielnic – a takie gminy, miejscowości też są. Będę chciał to zmienić – z wykorzystaniem dostępnych organizacji, czy funduszy. Ważne są w tym względzie budżety obywatelskie, które uczą lokalne społeczności współdziałania i przyczyniają się do ich aktywizacji. Te mechanizmy też chciałbym wspierać i upowszechniać – nie wszędzie panuje zrozumienie dla nich.

Jako potomek Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata (to wyróżnienie otrzymali moi pradziadkowie, Zofia i Augustyn Godziek) wyczulony jestem na nietolerancję i antysemityzm. Te wartości są mi obce, staram się twardo akcentować, że tolerancyjnym trzeba być już wokół siebie – wobec bliźnich, sąsiadów – często, dostrzegam to, jest to najtrudniejsze. Tolerancyjnym „na odległość” potrafi być każdy. Dlatego staram się, starał się będę bardziej słuchać i „dać se pedzieć”. Aczkolwiek, też będę wymagał i nie będę nikomu niepotrzebnie schlebiał.

To chyba są nie tylko śląskie, ale i uniwersalne zasady. Zresztą, być Ślązakiem, znaczy być człowiekiem otwartym, europejskim. Znającym swoją wartość, korzenie – ale i otwartym, gościnnym.

Dobrym i rozważnym gospodarzem. Tego chyba brakuje naszemu regionowi, choć zmienia się to na lepsze.

Przaja Ślōnskowi! A Ty?