W polskich mediach tradycyjnych, internetowych i portalach społecznościowych ukazało się w ubiegłym roku ponad 5 mln 800 tys. materiałów dziennikarskich i wzmianek na temat wojny w Ukrainie. Rok wcześniej 64 mln. – Media rządzą się takim prawem, że jeżeli nic się nie zmieniło to nie ma tematu, a front się ustabilizował w listopadzie 2022 roku – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Michał Potocki z “Dziennika Gazety Prawnej” i zaznacza, że mniejsza liczba publikacji przełożyła się na wzrost ich poziomu.
Z danych PSMM Monitoring & More wynika, że w Polsce w okresie od 24 lutego 2023 roku do 22 lutego 2024 w mediach tradycyjnych, internetowych i portalach społecznościowych ukazało się ponad 5 mln 800 tys. materiałów dziennikarskich i wzmianek na temat wojny w Ukrainie.
To ponad jedenaście razy mniej niż przez cały pierwszy rok od ataku Rosji na Ukrainę, kiedy pojawiło się ponad 64 mln publikacji i wzmianek (dane zebrano z ponad 1 tys. tytułów prasowych, 5 mln polskojęzycznych portali internetowych, mediów społecznościowych oraz 100 stacji radiowych i telewizyjnych).
Szczególny spadek widoczny jest w mediach tradycyjnych, gdzie pojawiło się ok. 199 tys. publikacji. W mediach społecznościowych w dyskusjach temat wojny w Ukrainie przywoływany był w ponad 5 mln wzmianek – to również ogromna różnica w zestawieniu z ubiegłym rokiem, kiedy wpisów na ten temat było prawie 54 mln.
– Znaczny spadek zainteresowania mediów (i odbiorców) tematem wojny w Ukrainie, jest niestety dość naturalnym procesem. W efekcie długotrwałej ekspozycji na silne bodźce, jakimi były w tym przypadku przekazy odnoszące się do sytuacji za naszą wschodnią granicą, szczególnie w początkowym okresie trwania konfliktu, doznaliśmy swego rodzaju odwrażliwienia, uodpornienia się na owe bodźce. Temat wojny uległ spowszednieniu, nie budzi już takich emocji, jak w pierwszych miesiącach jej trwania, a współczesne media potrzebują dość silnych impulsów, którymi oddziałują na swoich odbiorców – mówi dla portalu Wirtualnemedia.pl dr Paulina Czarnek-Wnuk, medioznawczyni z Uniwersytetu Łódzkiego.
Jak silnym bodźcem była inwazja Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku, może świadczyć to, że tylko w lutym 2022 roku udział artykułów na temat wojny w Ukrainie na tle wszystkich publikacji wyniósł 35,4 proc.
Nie ma newsów, nie ma tematów. Tak działają media
Michał Potocki z “Dziennika Gazety Prawnej”, który zajmuje się tematami politycznymi, gospodarczymi i społecznymi w Ukrainie (gdzie bywa przynajmniej raz na kwartał), wyjaśnia, że w pewnym momencie zabrakło newsów. – Da się odczuć większe zmęczenie tematem, ale też dynamika wydarzeń jest znacznie niższa. O ile na początku, mniej więcej do kwietnia, linia frontu nie była ustabilizowana i codziennie coś się działo, o tyle cały ubiegły rok, od momentu wyzwolenia Chersonia – co nastąpiło w listopadzie 2022 roku, linia frontu nie zmienia się. Po jednej stronie padł Bachmut, teraz Awdijiwka, z drugiej strony Ukraińcy odbili część terytorium w obwodzie zaporoskim, odrzucili rosyjską flotę na wschodnią część akwenu Morza Czarnego, ale generalnie ten front się ustabilizował, więc jest mniej pretekstów newsowych do tego, żeby pisać na bieżąco o sytuacji na froncie. Media rządzą się takim prawem, że jeżeli nic się nie zmieniło, to nie ma tematu – mówi Potocki.
Paulina Czarnek-Wnuk jest współautorką badań, pokazujących, że spadek zainteresowania tematyką wojny w Ukrainie nastąpił bardzo szybko. – Ów spadek częstotliwości publikacji dotyczy zarówno przekazów o charakterze informacyjnym, jak i publicystycznym. Prowadzone przeze mnie wspólnie z dr Kingą Sygizman z Uniwersytetu Łódzkiego badania odnoszące się do tematyki uchodźczej w reportażach radiowych stworzonych po wybuchu wojny w Ukrainie pokazały, że ów spadek widoczny był już w pierwszych miesiącach po rozpoczęciu konfliktu – zaznacza Czarnek-Wnuk.
Michał Potocki opowiada, jak w miarę trwania konfliktu sam pisał coraz mniej i podkreśla, że mniejsza liczba materiałów o Ukrainie ma swoje dobre strony. – W pierwszych miesiącach inwazji to były dwa teksty dziennie do papierowego wydania. Jeden dotyczący sytuacji bieżącej na froncie, a drugi problemowy. Później już tylko jeden dziennie, a teraz bywają wydania, że piszę o innych tematach niż wojna rosyjsko-ukraińska. Natomiast są też plusy takiego stanu rzeczy. W lutym 2022 roku na Ukrainę pojechała cała masa dziennikarzy, nie tylko z Polski, ale też z innych państw. Duża część nie dysponowała przesadną wiedzą na temat Ukrainy, a teraz zostali ci, którzy tym krajem zajmowali się wcześniej albo ci, którzy zajmują się sytuacją nie tylko z doskoku, ale głębiej. Efektem jest wzrost przeciętnego poziomu publikacji na temat Ukrainy w różnych mediach: elektronicznych, papierowych i innych – mówi Potocki.
Jak dziś media powinny informować o wojnie w Ukrainie?
Dziennikarz mówi o tym, jak dziś pokazywać temat wojny na Ukrainie. – Powinniśmy szukać pogłębienia, na tym polega generalnie filozofia “Dziennika Gazety Prawnej”. Na wychodzeniu od newsa i próbie dostarczenia czytelnikowi głębszej analizy. Podejrzewam, że połowa autorów, która pisze do papierowego wydania GDP zajmuje się tematyką ukraińską, bo kontekst ukraiński jest w wielu tematach obecny. Jeśli spojrzeć na ostatnie dwa lata to nie było u nas autora, który nie napisałby tekstu o Ukrainie, albo czegoś w kontekście ukraińskim, bo to kwestie uchodźców w Polsce, służba zdrowia, szkolnictwo, polityka wewnętrzna polska, która momentami była przesycona elementami ukraińskimi – wymienia i zaznacza, że zawsze była, jest i będzie grupa czytelników, zainteresowana analizą i pogłębioną informacją.
O pogłębionych materiałach i wykorzystywaniu form dziennikarskich do zaangażowania użytkowników mediów, mówi też Paulina Czarnek-Wnuk. – Myślę, że w obecnej sytuacji rolą dziennikarzy jest m.in. takie prezentowanie wątków odnoszących się do wojny, by odbiorców niejako ponownie uwrażliwić, otworzyć na tę problematykę. I taką właśnie funkcję pełnić mogłyby np. reportaże przybliżające jednostkowe historie, z którymi odbiorcy mieliby szansę się niejako utożsamić, w tym dokumenty interaktywne, angażujące użytkowników – wyjaśnia.
– Postawiłabym na pogłębione materiały pokazujące wojnę przez pryzmat tego, co może bezpośrednio dotyczyć polskiego odbiorcy. Przykłady dobrych praktyk w tym zakresie można spotkać chociażby w działaniach grupy Outriders tworzącej interaktywne opowieści dokumentalne, podcasty czy magazyn prezentujący raz w tygodniu w formie newslettera informacje pomijane w mediach głównego nurtu – wskazuje medioznawczyni.
Polacy i Ukraińcy w jakimś sensie przyzwyczaili się do wojny
O tym, w jakim nastroju są czytelnicy, widzowie i słuchacze mediów (co powinni wziąć pod uwagę twórcy materiałów o Ukrainie) mówią wyniki badania Ipsos: 24 proc Polek i Polaków spodziewa się zakończenia wojny w 2024 roku, podczas, gdy rok wcześniej takie podejście deklarowało 42 proc. Wojnę zaczęliśmy więc traktować jako pewien stan, w którym trzeba się urządzić i żyć.
– W Ukrainie widać podobne urealnienie postaw. Dużo mniejsza grupa Ukraińców spodziewa się, że wojna potrwa tygodnie czy miesiące, a coraz więcej zaczyna odpowiadać, że to jest kwestia kilku lat. To jest efekt spowolnienia odbijania terytoriów, a właściwie zatrzymania tego procesu, bo na odbiciu Chersonia się skończyło. A skoro front się nie rusza, to trudno oczekiwać, że nagle coś się takiego wydarzy, że nagle Ukraińcy odzyskają Krym, Donieck, Ługańsk, Mariupol i coraz więcej ekspertów się spodziewa, że wojna będzie długotrwała. Mam wrażenie, że przynajmniej do wyborów prezydenckich w Stanach nawet sami Rosjanie nie podejmą decyzji co dalej. Będą kontynuować działania, które obserwujemy, licząc na to, że będą mogli z lepszych pozycji negocjować, bądź w większym zakresie narzucić swoją wizję przyszłego zamrożenia konfliktu. Ta wiedza po woli dociera do opinii publicznej – wyjaśnia Michał Potocki.
Dane (dotyczące coraz mniejszej liczby medialnych informacji o wojnie w Ukrainie) pokazują, że dynamiczny rynek informacji na bieżąco reaguje na to, że Polacy i Ukraińcy w jakimś sensie przyzwyczajają się do wojny. – Proces przyzwyczajania się, bardzo mnie zaskoczył, jeśli chodzi o jego tempo. Wyjechałem z Ukrainy na przełomie lutego i marca 2022 roku, a wróciłem pod koniec marca i wystarczyły trzy tygodnie, żeby skala dostosowania do nowych realiów mnie uderzyła.
Z każdą moją wizytą w Kijowie coraz mniej widać, że to miasto objęte wojną. Oczywiście ona jest, dostrzegalna. Widać ją po bardzo wyraźnym zubożeniu społeczeństwa, po ograniczeniach prohibicji, godziny policyjnej, punktach kontrolnych, sprawdzaniu dokumentów – długo sprawdzano je na wejściu i na wyjściu z dworców, później już tylko na wejściu, dużej liczbie osób bez kończyn na ulicach, upadających zakładach. To wszystko jest, ale ludzie się dostosowują, starają się żyć. Z uszczuplonych dochodów zasilają zbiórki na armię. To przyzwyczajenie można porównać do życia z depresją. Bywają okresy lepsze i gorsze, ale depresja jest cały czas w tle i ona nigdzie nie ucieknie, dopóki jej się nie wyleczy. I tak samo jest z tą wojną, ona może mieć różne epizody, być mniej lub bardziej natężona i widoczne w zależności od regionu, ale ona nie zniknie, dopóki nie nastąpi pokój – podsumowuje Potocki i zaznacza, że jego zdaniem w tym roku nie nastąpi.