Twaróg: Spisek w DZ, czyli jak ustawiliśmy metropolię

Otóż wiem już, że jesteśmy w stanie załatwić wszystko. Rzeczy niemożliwe – jak to mówią – załatwiamy od ręki, na cuda trzeba chwilkę poczekać. Ustawianie wyborów, wsadzanie na stołki swoich, szykanowanie wrogów, obrabianie gęby konkurentom, zakulisowe rozgrywki, strzały zza węgła, nóż w plecy, eksport-import każdego pomysłu.

Przy okazji wyborów na szefa metropolii odkryto w DZ spisek. Ponoć spiskował jeden redaktor z drugim. Mówią, że spotykali się pod osłoną nocy, gdzieś między Bytomiem a Rybnikiem, pasowałoby, że na jakichś przyszowickich barzołach. Kto wie, czy nie w przebraniu, ale to niepotwierdzone. Z potwierdzonych informacji wiadomo, że od lat – od pierwszej akcji społecznej, gdzie codziennie szatkowaliśmy na śniadanie Platformę, 
bo liczyliśmy dni poślizgu 
z metropolią – stawialiśmy na Karolczaka. Gdy nastała era Twittera, nasza kampania ponoć jeszcze przybrała na sile. Nie chodziło o to, że robiliśmy normalną dziennikarską robotę, umieliśmy dodawać dwa do dwóch i wywodzić z tego poparcie polityczne. O nie. Chodziło bowiem – jak usłyszeliśmy – o dezawuowanie Karolczakowego przeciwnika, bo niekiedy dwa do dwóch daje przecież pięć (w polityce na pewno) 
i nigdy nie wiadomo, czy pan Ostalecki by nie wygrał. Natomiast ostatnio to już istny festiwal niegodziwości z naszej strony – mówią. Lajkowaliśmy Karolczakowi wpisy na Twitterze. Odkłoniliśmy się mu „na dzień dobry” kiedyś rano pod pomnikiem, a nawet – to skandal – dzwoniliśmy do niego po jakąś opinię. No i – widziano nas, nie wyłgamy się – gadaliśmy z Karolczakiem w urzędzie tuż przed jakąś imprezą, gdzieś między kamerlikiem a schodami na tyłach sejmiku. Z jego konkurentami natomiast podobno niewiele – nie spotykaliśmy się, nie zapraszaliśmy, 
no i – last but not least – nie lajkowaliśmy im wpisów na Facebooku.

Te wszystkie nasze nikczemności, istne draństwo, pomieszały w głowach kilku ludziom, którzy zupełnie na poważnie widzą w dziennikarzach DZ akuszerów „układu” w nowej metropolii. Pal licho, gdy mówi to niedoświadczony redaktor, ale potem powtórzył to doświadczony poseł, potem inny parlamentarzysta ze stażem, a nawet renomą, następnie najważniejszy urzędnik państwowy w terenie. Bezwstydnie mierzą nas własną miarą i wierzą, że jesteśmy jak nowy zaciąg współczesnych politdziennikarzy, którzy czapkują politykom i robią z nimi interesy.

Właściwie powinno nas to wyłącznie śmieszyć – dlatego lekki ton tej pisaniny. Ale tak po prawdzie – bardzo smuci, bo na skutek usłużnych władzy ludzi mediów, wielu polityków najwyraźniej zaczyna o wszystkich dziennikarzach myśleć jak o ladacznicach do wynajęcia.

PS Po latach starań jest metropolia i zarząd. Świetnie, walczyliśmy o to w DZ, bo struktura metropolitalna z odrębnym finansowaniem jest szansą dla Śląska. Mam nadzieję, że teraz wszyscy będą umieli z tej szansy skorzystać.

PS 2 Uwaga, prywata! Żałuję, że w zarządzie metropolii nie ma Marka Kopla. Ostatnio, po latach, miałem przyjemność spotkać byłego prezydenta Chorzowa, gdy w redakcji DZ starł się w debacie z Kazimierzem Karolczakiem. Z pewnością wniósłby do pierwszej ligi naszych samorządowców ogromną dawkę wiedzy i doświadczenia, nie mówiąc o stylu i galanterii ogólnej.