Twardy elektorat PiS będzie szukał nowych mediów

Sakiewicz i Karnowscy zastąpią "starą" TVP?

Na zniknięciu Telewizji Polskiej pod kontrolą PiS mogą skorzystać popierające byłe władze media – należące do Tomasza Sakiewicza i braci Karnowskich. Byli pracownicy TVP mogą też szukać kontaktu ze swoimi odbiorcami przez internet. To jednak może być za mało. – Twardy elektorat PiS lubi tę telewizję, która właśnie odeszła do lamusa – stwierdza prof. Krystyna Doktorowicz.

„Przejęcie przez PO telewizji publicznej mocno zmieni krajobraz polskiego rynku mediów zajmujących się polityką. Zmieni go w kierunku korzystnym dla właścicieli mediów nielewicowych” – napisał na X poseł Konfederacji Sławomir Mentzen.

Skąd taki pomysł? Mentzen argumentuje, że widzowie TVP spod znaku odchodzącej ekipy będą szukali informacji „dostosowanych do ich wrażliwości”.

„Potencjał na nowoczesne media, oparte na YouTubie, nie obrażające inteligencji widza, nie szukające wszędzie spisku, potrafiące spojrzeć na polityków obiektywnie oczami widza nie tylko pisowskiego, ale też konserwatywno-liberalnego, konserwatywnego czy centrowo-liberalnego, jest ogromny” – dodał polityk.

„Jestem pewien, że takich mediów potrzebują nie tylko widzowie, ale i politycy. Im więcej odbiorców znajdzie dobrą ofertę w Internecie, tym mniejsze znaczenie będzie miało to, kto kontroluje TVP i TVN” – stwierdził.

TV Republika na fali

Faktycznie, od 20 do 26 grudnia stacja miała 2,68 proc. udziału w rynku telewizyjnym. TV Republika wyprzedziła m.in. Polsat News (2,41 proc.) i Wydarzenia 24 (1,48 proc.). Dla porównania, od 1 do 19 grudnia, czyli przed wyłączeniem TVP Info, udział TV Republika wyniósł jedynie 0,1 proc.

Z danych Nielsena wynika też, że pierwszy odcinek programu Rachonia obejrzało 198 tys. osób.

Skokowy wzrost oglądalności Republiki zauważyła prof. Krystyna Doktorowicz, medioznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego. – Wiadomo, że ci widzowie, którzy są sympatykami byłej telewizji publicznej, przenieśli się do Republiki. Ale to może być zjawisko krótkotrwałe, dopiero się okaże – podkreśla.

– Druga sprawa: Telewizja Republika nie jest twardą strukturą z wszystkimi możliwościami, jakie mają media publiczne czy wielcy nadawcy komercyjni. Nie będzie proste, żeby Republika tym odbiorcom mogła dać wielkie spektrum – zaznacza Doktorowicz.

– Przeszedł tam pan Rachoń, to też spowoduje na pewno różne problemy – mówi dalej medioznawczyni. W piątek nadawca poinformował, że do jego zespołu dołączy także Danuta Holecka. – Zarobki, które mieli w telewizji publicznej, tam się nie odtworzą – podkreśla Doktorowicz. Jak właśnie ujawniła TVP w odpowiedzi na interpelację posła Dariusza Jońskiego, poprzedni dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Michał Adamczyk w br. zarobił w Telewizji Polskiej 1,5 mln zł brutto, większość za prowadzenie „Wiadomości” i „Strefy starcia”. Samuel Pereira jako wiceszef TAI od końcówki kwietnia zainkasował 440 tys. zł brutto.

– TV Republika nie jest ekwiwalencją wielkiej machiny mediów publicznych – podkreśla medioznawczyni. – Czy będzie w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby? Czy nie zaczną się konflikty między starymi pracownikami a nowymi, którzy uważają się za gwiazdy, którzy zarabiali miliony? Ich zarobki drażnią społeczeństwo, a Republika na takie na pewno nie może sobie pozwolić – zaznacza.

I dodaje, że zespoły telewizji takich jak Republika czy wPolsce to „zastane ekipy”. – Redaktorzy, dla których nowi mogą stanowić zagrożenie – ostrzega Doktorowicz.

Elektorat bez internetu

Część byłych pracowników TVP może próbować swych sił w internecie, mediach społecznościowych. We wrześniu taki projekt zapowiedziała Karolina Pajączkowska.

– Jak się to ułoży, trudno prorokować, ale na pewno nie będzie łatwe i przyjemne – ocenia Doktorowicz. – Będzie dużo prób, nazwijmy to ogólnie internetowych. Pewne audycje ośrodków regionalnych były dostępne na Facebooku, to może pójść tą drogą. Wciąż nie wiemy, jak de facto ułoży się sytuacja z mediami publicznymi, być może zmniejszone będą ośrodki regionalne. Tam musi być wdrożona polityka oszczędności, a na pewno racjonalizacji wydatków. I wtedy to pójdzie w stronę internetową – przewiduje ekspertka.

Jednak zwrot w tym kierunku nie rozwiąże wszystkich problemów. – Odbiorcy mediów publicznych, na których PiS-owi najbardziej zależy, to osoby, które mają słaby dostęp do innych niż telewizja czy radio kanałów – podkreśla Doktorowicz. – To starsze osoby, nie są zainteresowane odbiorem kanałów internetowych, z miejsc, gdzie najlepszy jest odbiór naziemny telewizji publicznej. Chodzi o elektorat, który nie ma szczególnych możliwości dostępu do innych platform odbioru informacji, publicystyki i propagandy. Twardy elektorat PiS lubi tę telewizję, która właśnie odeszła do lamusa – dodaje.

– Będą różne próby. To się raz stało, jak powstała fala wydawnictw drukowanych: „Uważam Rze”, „Sieci”, potem w internecie. To mają już przećwiczone i być może znowu tak będzie. Ale prawicy będzie brakować potężnego kanału dla twardego elektoratu – przekonuje Doktorowicz.

Paweł Kwaśniewski, reżyser, producent i partner w Fat Frogs Media, potwierdza słowa Mentzena, że na polskim YouTubie jest nisza na polityczne treści. – YouTube nie tyle jest niechętny polityce, co trochę stoi z boku. Jest nowoczesny, lewicowy i równościowy, a żeby było śmieszniej, najbardziej z tego korzysta prawica – podkreśla.

– Jest tam miejsce na politykę, w niektórych przypadkach naprawdę fajnie to żre. Mam wrażenie, że nasza klasa polityczna nie do końca zdaje sobie sprawę z siły YouTube’a, nie potrafi go wykorzystać, a szkoda. Najlepiej zrozumieli go Radek Sikorski i Michał Kamiński – dodaje Kwaśniewski.