Marcin Kącki w artykule „Moje dziennikarstwo – alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem” opisał swoją historię życiową, m.in. traumę rodzinną po śmierci starszego brata, wymagające warunki swojej pracy dziennikarskiej i pisania książek, wieloletnie uzależnienie od alkoholu, problemy zdrowotne i rodzinne, a także liczne relacje z kobietami.
– Lubiłem towarzystwo kobiet, bo czułem się przy nich bezpieczny, zaopiekowany, bo wszyscy moi bohaterowie to męskie demony zniszczenia, i nie poznałem nigdy kobiet złych, a prawie zawsze źle kochane, także przeze mnie. Usynawiały mnie albo chodziły ze mną do łóżka, pocieszały, kazały się leczyć albo spierdalać, i to był z reguły dobry pomysł – stwierdził.
Kącki zaznaczył, że od siedmiu lat jest w stałym związku, a w związku z psychoterapiami skontaktował się w częścią swoich byłych partnerek, żeby wytłumaczyć swoje wcześniejsze zachowanie i przeprosić. – Ale te telefony były raczej bezpieczne, więc do kogo sprzed tych siedmiu już prawie lat terapii i miłości nie zadzwoniłem? Do tej, której powiedziałem, że to koniec, a ona była dla mnie dobra jak matka – wstydziłem się; do tej, którą chciałem całować, a ona tylko przyjacielsko nocować i wolała iść sama przez nocny Białystok – kurwa, jak się wstydziłem; do tej, która nie spała całą noc, bo tę całą noc trzymała moją rękę, która miała własne plany, gdy zjaraliśmy się haszyszem – wstyd; do tych, które okłamywałem – wstyd że hej – wyliczył.
Artykuł ukazał się w weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej”, a w sobotę zwrócili na niego uwagę dziennikarze aktywni w mediach społecznościowych. – Kochani, mam do was prośbę. Przeczytajcie ten tekst Marcina Kąckiego. Do końca… – zachęcił na platformie X Bartosz Wieliński, wicenaczelny „GW”.
Wieczorem krótki komunikat opublikował Roman Imielski, który z początkiem stycznia zastąpił Jarosława Kurskiego jako pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Przypomniał, że pojawiły się już oświadczenia Karoliny Rogaskiej i Polskiej Szkoły Reportażu dotyczące postępowania Marcina Kąckiego.
– Oświadczenia te traktujemy bardzo poważnie, sprawę wyjaśnimy na naszych łamach – zapowiedział Imielski.
Kącki zawieszony. “Gazeta opublikowała tekst nieświadoma jego drugiego dna”
W niedzielne popołudnie na stronie gazety pojawiło się oświadczenie: „Redakcja „Wyborczej” postanowiła zawiesić Marcina Kąckiego i tym samym odsunąć go od pracy z autorkami i autorami”.
W dalszej części oświadczenia wyjaśniono, że „aż do sobotniego wpisu Karoliny Rogaskiej, a później oświadczenia Polskiej Szkoły Reportażu nikt w redakcji „Gazety Wyborczej” nie miał świadomości, że Marcin Kącki został oskarżony przez Karolinę Rogaską o napaść seksualną i że został on zawieszony przez Polską Szkołę Reportażu”.
Kierownictwo “Wyborczej” przekazało, Marcin Kącki przy oddawaniu tekstu nikogo nie poinformował o powyższych faktach, „czym nadużył zaufania naszego i Czytelników. W efekcie redakcja „Gazety Wyborczej” opublikowała jego „spowiedź” nieświadoma, że może mieć drugie dno – wyprzedzające usprawiedliwienie własnych występków” – czytamy w oświadczeniu “GW”.
Karolina Rogaska: jestem jedną z ofiar Kąckiego
W sobotę po południu mocno krytycznie skomentowała tekst Karolina Rogaska, dziennikarka „Newsweek Polska”. – Nie mogę już milczeć, chociaż wiem, że może się to wiązać z linczem. Wiem, niestety, jak traktuje się ofiary. Ale mam już dość, jestem zmęczona kultem oprawców. Tym, że ludzie czytają tekst Kąckiego i biją mu brawo, nie zastanawiając się nad tym, co z tymi dziesiątkami ofiar, które w nim wymienia – napisała na Facebooku. – Dla mnie, a JESTEM JEDNĄ Z OFIAR, NIE JEST WSZYSTKO W PORZĄDKU – podkreśliła.
Zarzuciła Kąckiemu, że pominął w tekście szczegółowy opis tego, jak niewłaściwie zachował się wobec niej. – Naprawdę, szczere przeprosiny zapewne bym przyjęła, za tę OGROMNĄ krzywdę, która wiązała się dla mnie z brakiem zaufania, z omawianiem tematu na terapii, z zaburzeniami lękowymi. Marcin, skoro byłeś tak szczery w swoim tekście dlaczego nie napisałeś wprost co zrobiłeś mi i innym dziewczynom? – spytała.
– Czemu nie napisałeś, że moje wielokrotne NIE potraktowałeś jak niebyłe, czemu nie padło, jak rzuciłeś do mnie, że „teraz odmawiasz, a po 30-stce nie będziesz już tak wybrzydzać i będziesz ruchać się jak popadnie”? Jak za stosowne uznałeś rozebranie się i masturbację mimo mojego ewidentnego przerażenia? Obrzydliwe zachowanie. OBRZYDLIWE. Przepraszam za dosłowność, ale już nie mam siły na półsłówka – opisała.
Zdaniem dziennikarki Kącki nierzetelnie zrelacjonował w tekście ich niedawną rozmowę telefoniczną. – Teraz mam poczucie, że ta rozmowa, te telefony, to było tylko kolejne „zbieranie materiału” do tekstu. Że tekst wynika tylko ze strachu, że prawda wyjdzie na jaw więc trzeba ją wyprzedzić, że trzeba postawić sobie mocny pomnik, żeby trudniej byłoby go obalić. Komuś, kto nie zna kontekstu będzie to wyglądać na napisaną z porywu serca spowiedź, ale tak nie jest, prawda? – zasugerowała.
Z Karoliną Rogaską solidaryzuje się w tej sprawie Polska Szkoła Reportażu (dziennikarka ją ukończyła) zarządzana przez Fundację Instytut Reportażu. – Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że została skrzywdzona przez Marcina Kąckiego. Odsunęliśmy go od pracy ze studentkami i studentami PSR, poinformowaliśmy go o powodach tej decyzji – poinformowali jej przedstawiciele we wpisie facebookowym.
– Karolino, wspieramy Cię, jesteśmy z Tobą. Wierzymy w to, co mówisz, i szanujemy Twoją odwagę – podkreślili. Oświadczenie podpisali prezes fundacji Mariusz Szczygieł, członkowie rady programowej Polskiej Szkoły Reportażu: Olga Gitkiewicz, Julianna Jonek-Springer, Kamil Bałuk, Paweł Goźliński i Filip Springer oraz koordynatorka szkoły Aleksandra Pakieła.
Z kolei Aleksandra Pakieła, obecnie PR managerka, wcześniej pracująca jako dziennikarka i studiująca w Polskiej Szkole Reportażu, stwierdziła, że rozmawiała z dziewczynami, które doświadczyły „nieprzyjemności” ze strony Marcina Kąckiego. – Są zdruzgotane. Nie mogą się uspokoić. Rzucają talerzami w ścianę bo czują, że kolejny raz, kolejny k*rwa raz narracja należy do faceta. Faceta, który je skrzywdził. Czy pójdą z tym do gazety? Czy przygotują pozew? NIE, BO TAK WYGLĄDA WŁAŚNIE ŚWIAT – opisała.
Zauważyła, że Kącki napisał o „strachu przed nagonką oraz potrzebie pielęgnowania własnego autorytetu”. – I dla mnie właśnie o tym jest ten tekst. Bardzo mi przykro, że reporter miał depresję. Przykro mi, że uciekał w alkohol, w autodestrukcję, że nie umiał poradzić sobie z presją bycia reporterem od spraw beznadziejnych – zaznaczyła.
– Ale to nie zmienia faktu, że „bezkarność” takich zachowań nie powinna zostać bezkarna. Marcin pisze w swoim tekście, że mężczyźni czasem boją się „metoo”. Cóż, gdybym miała tego typu zachowania za skórą, też bym się bała – dodała Pakieła.
„Gazeta Wyborcza” będzie wyjaśniać sprawę na łamach
Szerzej do sprawy odniosła się wicenaczelna „Wyborczej” Aleksandra Sobczak. – Wydaje mi się, że rozumiem ofiary przemocy seksualnej, a na pewno czuję wobec nich bardzo silną empatię – stwierdziła, opisując, jak dwa razy sama broniła się przed próbą gwałtu.
– Gdy to wspominam, nawet po latach czuję gwałtowny skurcz w brzuchu, a czytając ten fragment u Kąckiego, po prostu się popłakałam. Nie śmieszyła mnie opowieść o wspinaniu się po balkonach (Kącki opisał, jak w nocy wszedł przez balkon do mieszkania kochanki – przyp.), bo ja czułam w niej grozę – przyznała.
Podkreśliła, że według niej „Gazeta Wyborcza” ma być miejscem, „w którym prawa ofiar są szanowane i w którym pokazujemy ich perspektywę”. – W tekście Marcina Kąckiego tego zabrakło. Przepraszam za to, powinniśmy jako redaktorzy o to zadbać. Bardzo ważne są dla mnie głosy ofiar Marcina, które opisał w swoim tekście – zapewniła.
– Potępiam napastliwe zachowania Marcina, ale jednocześnie doceniam jego przeprosiny i wstyd, które uważam za szczere. Nikt poza nim się publicznie nie kaja. A przecież wielu mężczyzn ma takie historie na koncie – zaznaczyła Sobczak.
„Tekst Marcina nie powinien się ukazać na naszych łamach”
Artykuł Marcina Kąckiego oraz odpowiedzi Karoliny Rogaskiej i Polskiej Szkoły Reportażu skomentowało wielu dziennikarzy, także ci związani z „Gazetą Wyborczą”. Zdaniem Wojciecha Czuchnowskiego w tekście zabrakło podkreślenia, że Kącki napisał go po tym, jak został odsunięty od zajęć na uczelni wskutek oskarżeń jednej ze studentek. – Nic takiego we wstępie do tekstu Marcina się nie znalazło. Bez takiego wyjaśnienia cała jego spowiedź jest oszustwem wobec Czytelników i zespołu Wyborczej. Budzi też najgorsze podejrzenia co do prawdziwych intencji autora – uważa Czuchnowski.
– Ale nawet po takim wstępie, tekst Marcina nie powinien się ukazać na naszych łamach. Nie w takim kształcie, jaki nadał mu autor. Osoba odpowiedzialna za publikację miała redaktorski obowiązek zweryfikowania podanych przez Marcina faktów, zwrócenia uwagi na niedomówienia, przekłamania i pominięcia kluczowych elementów. Na przykład stanowiska ofiar opisywanych przez autora- bohatera. Tak się nie stało – dodał.
Według Wojciecha Czuchnowskiego swój artykuł Kącki powinien zamieścić w mediach społecznościowych. – Tam i tylko tam mógłby na własną odpowiedzialność oceniać siebie, swoje życie oraz popełnione błędy. Potem prowadzić polemikę lub zamilknąć. Uwikłanie Gazety Wyborczej w osobistą historię Marcina podaną z tak subiektywnego punktu widzenia oceniam jako nadużycie – ocenił.
Czuchnowski spodziewa się, że w efekcie wyjaśnień redakcji szybko pojawi się kolejny artykuł. – Poznamy stanowiska osób, które Marcin skrzywdził, a on sam zostanie przepytany z faktów, które w swojej „spowiedzi” pominął albo złagodził. To należy się Czytelnikom, zespołowi GW i wszystkim, dla których Marcin był lub nadal jest dziennikarskim autorytetem – podkreślił.
Wojciech Tochman, reportażysta przez wiele lat związany z „Dużym Formatem”, zwrócił uwagę, że Marcin Kącki kilka razy w artykule przywołał swoją długą przyjaźń z niedawno zmarłą Ewą Wanat. – Postanowiłem, że skończę ten tekst, który jej obiecywałem od lat, bo Ewa nie odpuszcza, siedzi nocą na mojej komodzie, macha nogami jak Alicja ze swojej krainy, pali długą faję jak gąsienica z tej Alicji i namawia, bym napisał o sobie tak, jak pisałem o innych, czyli szczerze, czyli nie do zniesienia – stwierdził.
Tochman zaznaczył, że w innym przypadku nie komentowałby teksu Marcina Kąckiego. – Bo mam do pana dramaturga (Kącki ma w dorobku spektakle teatralne – przyp.) osobiste poważne pretensje, więc na pewno nie jestem obiektywny uważając jego tekst za obrzydliwy na wielu poziomach. Jednak muszę zareagować – stwierdził.
– Szlag mnie trafia, kiedy czytam, jak MK w celu usprawiedliwiania swoich zachowań wobec kobiet, używa w tekście osoby Ewy Wanat, zmarłej przed niecałym miesiącem. Nie mogę wiedzieć, jak Ewa oceniłaby dzisiejsze dzieło Kąckiego, ale mogę podejrzewać. Napisałaby mu na privie kilka słów, które zapamiętałby do końca życia – podkreślił Tochman.
Zdaniem pisarki Agnieszki Graff, współpracującej jako felietonistka z „Wysokimi Obcasami”, Marcin Kącki „najwyraźniej liczył, że jego tekst – o piciu, traumach, terapiach, wspinaniu się po balkonach, pisaniu wielkich dzieł i przyjaźni z Ewą Wanat – załatwi sprawę”.
– A tu się okazuje, że jednak raczej nie, bo te kobiety, co to niby je przeprosił, mają swoje opowieści i swoją godność. Chociaż zdania nieco krótsze piszą i mniej kabotyńskie, to nie zamierzają zostać złożone w ofierze na ołtarzu sztuki dziennikarskiej – zauważyła. – Podejrzewam, że będzie tego więcej. Polskie metoo właśnie nabiera rozpędu – podkreśliła Graff.
– Może to naiwność, ale mam nadzieję, że wraz ze zmianą pokoleniową i innymi zmianami kończy się czas tolerancji dla zachowań Durczoków, Lisów, Skworzów i Kąckich w mediach i nie tylko – skomentował Patryk Strzałkowski z Gazeta.pl.