Wczoraj nowe władze Telewizji Polskiej, wyznaczone przez ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza, wkroczyły do budynku przy ul. Woronicza 17. Nie obyło się bez przepychanek z politykami PiS, którzy przyszli bronić “niezależności” publicznej telewizji. – Czy da się wszystko zrobić tak, żeby nie narażać się na krytyczne uwagi? Nie da się, tym bardziej, że ci, którzy władze oddają, robią to na raty, niechętnie i używają wszelkich możliwych instrumentów, żeby ten proces utrudnić. I zapewne to, co oglądaliśmy we wtorek wieczorem czy w środę po południu to nie koniec – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl dr Adam Szynol, medioznawca.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poinformowało w środę przed południem, że Bartłomiej Sienkiewicz odwołał we wtorek dotychczasowych prezesów Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej. Jednocześnie powołał nowe rady nadzorcze tych spółek, które ustanowiły nowe zarządy.
Krótko po wydaniu tego komunikatu, przestał działać kanał TVP info. Odbiór przerwano w telewizji naziemnej, satelitarnej i aplikacji mobilnej. Zniknęła także strona tvp.info, która przekierowuje obecnie na stronę TVP.pl. Jednocześnie w budynku przy Woroniczej 17 pojawił się Piotr Zemło, nominowany przez Bartłomieja Sienkiewicza przewodniczący nowej rady nadzorczej.
Na miejscu byli posłowie PiS, którzy już od środy koczują w budynku TVP. Niektórzy z nich chcieli wedrzeć się do gabinetu prezesa TVP. Wejście uniemożliwiał im szef ochrony TVP. Posłanka Joanna Borowiak, która siłą próbowała dostać się do pokoju, miała zostać poturbowana.
Wśród polityków PiS, którzy po decyzji ministra Sienkiewicza, weszli do Telewizji Polskiej, był m.in. Jarosław Kaczyński, prezes PiS, Marcin Warchoł i Michał Wójcik z Solidarnej Polski.
Politycy PiS uznali, że to ich prywatna telewizja”
– Wolałbym oczywiście, żeby to się odbyło inaczej. To nie jest idealna sytuacja, ale nie bardzo wiem, jakby się to miało inaczej dokonać. Ewidentnie politycy PiS, do tego sformułowania doliczam również pracowników TVP, bo uważam ich za pracowników tej partii, postanowili, że to jest ich prywatna telewizja i bronią jej, jakby to była ich własność. To co prawowity właściciel miał zrobić w tej sytuacji? Każdy z nas, jakby był właścicielem firmy czy mieszkania, którego dotychczasowi lokatorzy nie chcą się wyprowadzić, użyłby wszelkich metod, żeby swoją własność odzyskać. I to się teraz dzieje – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny portalu Onet.pl.
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz i publicysta “Gazety Wyborczej” podkreśla, że dobrze się stało, iż “nie doszło do wariantu siłowego” przejęcia TVP.
– Myślę, że gdyby ta sprawa została postawiona na ostrzu noża, to nowa ekipa starałaby się tego uniknąć. I widać też, że wśród normalnych pracowników TVP nie było takich, którzy chcieliby umierać za pensje Pereiry, Adamczyka czy Kleczka – dodaje dziennikarz.
“Doszło do naruszenia prawa”
Inaczej ocenia sytuację Wojciech Wybranowski, były redaktor naczelny “Głosu Wielkopolskiego”.
– Telewizja Polska prawie zawsze była rządowa, rządzący mają prawo kształtować ją po swojemu i obsadzić swoimi ludźmi. Jak za cztery lata zmieni się władza, to też będzie to robić. Natomiast nie udawajmy przy tym, że to jest próba przywrócenia telewizji publicznej niezależności, bo nie była ona niezależna, ani za PiS, ani za czasów Platformy czy SLD. Zawsze była rządowa. Oceniam jednak skrajnie negatywnie ten sposób przejęcia mediów publicznych. Mamy tu bardzo poważne sygnały, także ze strony mediów, które nie są bliskie PiS, że doszło do naruszenia prawa – mówi dziennikarz.
Jak dodaje, Sienkiewicz powinien ogłosić walne zgromadzenie akcjonariuszy, jeśli działa na podstawie kodeksu spółek handlowych i chce zmienić zarząd. – Nawet, jeżeli jest jednoosobowym akcjonariuszem, to i tak musi dopełnić tych formalności i ogłosić to publicznie. Jeżeli przyjąć, ze działał w trybie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2016 roku, który kwestionuje możliwość obsady mediów publicznych przez Radę Mediów Narodowych, to ten sam wyrok zwraca uwagę, że uprawnienia zmiany władz w mediach publicznych ma nie minister, ale Krajowa rada Radiofonii i Telewizji – uważa Wybranowski.
“Czują się tam jak u siebie”
Wśród obrońców telewizji publicznej znalazła się znana posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych, Joanna Lichocka. Internautów zbulwersowało jej zdjęcie z reżyserki studia TVP na Woronicza, którym pochwaliła się na X/Twitterze.
– To zdjęcie mówi całą prawdę o TVP. Politycy PiS zachowują się, jakby byli u siebie, w swojej prywatnej firmie, ale TVP nie jest własnością pani Lichockiej i ona nie ma prawa tam być. Nie bulwersuje mnie to zdjęcie, bo dużo gorsze rzeczy się w TVP działy, ale rozumiem jego symbolikę – uważa Bartosz Węglarczyk.
– To zdjęcie oceniam tak, jak całe wczorajsze wejście polityków PiS do TVP. Oni na końcu najgorzej przysłużyli się tej telewizji, bo pokazali, że czują się tam jak u siebie i bronią jej nie z powodu umiłowania wolności słowa, ale dlatego, że uważają ją za swoją. Zostali zaproszeni do budynku telewizji, kiedy media niezależne były stamtąd wypychane na zewnątrz. To pokazuje, że nie chodzi o żadną wolność słowa, tylko o zawłaszczenie tej telewizji. Zaprosili kogo chcieli, a my musieliśmy stać na deszczu i zimnie – podkreśla Wojciech Czuchnowski. Dziennikarz odnosi się do sytuacji z wtorku wieczorem, kiedy nie został wpuszczony do stacji, a ochroniarz brutalnie go stamtąd wygonił.
Innego zdania jest Wojciech Wybranowski, który przekonuje, że “to manipulacja”, a posłanka PiS szła do studia TVP, więc musiała przejść przez reżyserkę.
“PiS niechętnie oddaje władzę”
– I tak długo wyczekiwano z tymi zmianami, wiele osób już było zniecierpliwionych. Mieliśmy rozdźwięk między tym, co się dzieje w państwie, a tym, co się dzieje w drugim państwie, telewizji publicznej, gdzie była alternatywna rzeczywistość i słyszeliśmy starą śpiewkę – mówi nam dr Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Czy da się wszystko zrobić tak, żeby nie narażać się na krytyczne uwagi? Nie da się, tym bardziej, że ci, którzy władze oddają, robią to na raty, niechętnie i używają wszelkich możliwych instrumentów, żeby ten proces utrudnić. I zapewne to, co oglądaliśmy we wtorek wieczorem czy w środę po południu to nie koniec. Jakaś pani posłanka pojechała na obdukcję i będzie teraz paradować z temblakiem i mówić, jaka ta nowa władza jest niedobra. Wiemy, że na Woronicza przyjechał sam prezes PiS. Skoro on ten proces nieoddawania telewizji publicznej jako ostatniego bastionu “demokracji i wolnych mediów”, uświęcił swoją wizytą, to wiadomo, że to będzie jeden z najmocniejszych leitmotivów na najbliższe tygodnie, jeśli nie miesiące – uważa medioznawca. Czy można było to inaczej przeprowadzić?
– Na razie ten proces nie jest zakończony, dlatego, że nadal jeszcze telewizja publiczna nie funkcjonuje normalnie. Do tego jest jeszcze daleko. Robią tak, jak przeciwnik na to pozwala, a widać, ze przeciwnik będzie stosował wszelkie możliwe fortele, używał takich instytucji jak Trybunał Konstytucyjny, będą skargi i żale do tej znienawidzonej Unii Europejskiej, której wyroków przez ostatnie lata szanować nie chcieli. Teraz będą się uciekać do tych instancji unijnych, żeby im pomogły utrzymać władzę. Kiedy jednak oglądam te twarze przegranych polityków czy dziennikarzy, którzy w ostatnich latach nie mieli z dziennikarstwem wiele wspólnego, tylko z propagandą, to jest smutek, ale też odrobina zadowolenia, że wreszcie jest szansa na to, żeby media publiczne stały się na powrót mediami godnymi zaufania i wartymi oglądania – podsumowuje dr Adam Szynol.
“To bezprawne działanie”
Innego zdania jest prof. Maciej Mrozowski, kierownik Katedry Komunikowania i Mediów na Uniwersytecie SWPS.
– Tam się na razie kotłuje. Na początku mamy zawsze histerię, szybkie ruchy z obu stron, więc to nie jest miarodajne. To jest rozdarcie, które ma charakter zawodowy, polityczny, ale tez prawny. Dziennikarze, którzy pracują w TVP Info wiedzą, że dla nich nie będzie łaski. Tracą pracę, pieniądze i wiadomo, kto ich zatrudni. Będą musieli na rynku szukać pracy, a fakt bycia byłym pracownikiem TVP będzie stygmatem, a nie rekomendacją. Oczywiście, pracownicy obsługi się nie denerwują, bo kamerzyście czy elektrykowi jest wszystko jedno, czy oświetla Kaczyńskiego, czy innego polityka. Dziennikarze programów rozrywkowych też nie mają się czego obawiać, może jedynie Elżbieta Jaworowicz będzie mogła odpocząć i wreszcie usiąść normalnie. Nowa władza, jak efektywnie przejmie TVP, musi zabłysnąć, coś nowego wprowadzić. Obawiam się, że z pomysłami na program i dziennikarstwo będzie gorzej, one mogą się okazać np. kalką TVN – mówi nam medioznawca.
Jak dodaje, jest sceptyczny, ponieważ to, co zrobiło PO, jest „bezprawnym działaniem”. – Te zmiany musi przyjąć sąd, który decyduje o zmianach w rejestrze spółek, jego decyzja będzie fundamentalna. Jeśli to sąd przyklepie, to chaos i zamęt się pogłębi. Miałem zupełnie inną wizję zmiany ustawowej we władzach TVP. Powinno się to odbyć w sposób legalny, tak jak to zrobił PiS. Postąpił bezczelnie w formie treści, ale nie w formie ustawowej. Uchwalili ustawę o Radzie Mediów Narodowych, która decydowała o kierowniczych stanowiskach w mediach publicznych, a prezydent to podpisał – uważa prof. Mrozowski.
Jego zdaniem, nowa koalicja powinna przygotować ustawę, która “wprowadza rewolucyjną zmianę w mediach publicznych i uspołecznia je poprzez szeroki zarząd wybierany przed podmioty społeczne, partie, stowarzyszenia kulturalne”. – Gdyby to prezydent zawetował, to by znaczyło, że rzeczywiście przeciwstawia się szerokiemu uspołecznieniu mediów i stoi za ich dalszym upolitycznieniem i upartyjnieniem. Wtedy on byłby na cenzurowanym. Dopiero wtedy większość parlamentarna miałaby podstawy do takich działań na krawędzi prawa. Moralnie sytuacja byłaby jasna – podsumowuje medioznawca.