Gwiazdy prorządowych mediów – Cezary Gmyz, Dorota Kania, Tomasz Sakiewicz, Samuel Pereira – dostawały ze służb materiały, aby niszczyć politycznych konkurentów – opowiedział wczoraj Wojciechowi Czuchnowskiemu z „Gazety Wyborczej” Tomasz Kaczmarek, były agent CBA. Gmyz ma do Czuchnowskiego żal, że nie zweryfikował tych informacji: – Nie zadzwonił do mnie, choć znamy się od 30 lat. Czuchnowski odpiera zarzuty, a na wątpliwości związane z wiarygodnością Kaczmarka odpowiada: – Świadkowie koronni to nigdy nie są ludzie bez skazy.
Czołówka poniedziałkowej „Gazety Wyborczej” została poświęcona Tomaszowi Kaczmarkowi – agentowi Tomkowi – który zgłosił się do prokuratury i złożył zeznania obciążające swoich były szefów: Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika. Kaczmarek chce zostać świadkiem koronnym, a sporo wie, bo w latach w latach 2006-2010 pracował przy najważniejszych operacjach specjalnych CBA.
Agent Tomek o przekazywaniu dokumentów
Autor tekstu Wojciech Czuchnowski przypomina, że polityk PiS Mariusz Kamiński w czasach, gdy był szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, mówił, że Tomasz Kaczmarek to „perła” wśród agentów, „wybitny funkcjonariusz policji, fantastyczny funkcjonariusz CBA”.
W obszernym, trzykolumnowym wywiadzie Agent Tomek mówi Wojciechowi Czuchnowskiemu, że na polecenie swoich szefów w CBA przekazywał dokumenty opatrzone najwyższą klauzulą tajności Cezarowi Gmyzowi, Dorocie Kani, Tomaszowi Sakiewiczowi i Samuelowi Pereirze. A jego szefowie mieli pełną świadomość, że łamią prawo. Dodaje, że proceder inspirowania mediów kwitami ze służb kontynuował, gdy był już posłem PiS.
„Oni tłumaczyli, że publikacje, jakie z tego powstaną, są częścią naszych operacji. Te publikacje miały być częścią działań służb i służyć dla celów partii PiS” – tłumaczy.
Dalej Kaczmarek wyznaje, że gdy w 2007 roku wybuchła afera gruntowa (dotyczyła nieudanej próby powiązania lidera Samoobrony i współkoalicjanta PiS Andrzeja Leppera z łapówkami za odrolnienie terenów), na bezpośrednie polecenie Kamińskiego osobiście woził materiały do Cezarego Gmyza, który miał je potem publikować.
Gmyz: „Czuchnowski nie dopełnił obowiązku”
Pytany o szczegóły agent Tomek odpowiada: „Był to samochód operacyjny. Takich samochodów było wiele do dyspozycji przykrywkowców CBA”. Materiały miały być przekazane na warszawskim Polu Mokotowskim przed restauracją „Zielona Gęś”.
„Pojechaliśmy na parking i nawet nie wchodziliśmy do środka. Ernest Bejda przekazał w mojej obecności Cezaremu Gmyzowi trzy teczki skopiowanych materiałów operacyjnych. To były nie pendrive’y, tylko teczki w tekturowych obwolutach. Tam były analizy operacyjne i stenogramy z podsłuchów. Od tamtego momentu w dużym stopniu przejąłem kontakty z nim, ale też z przedstawicielami »Gazety Polskiej«: Tomaszem Sakiewiczem, Dorotą Kanią, Anitą Gargas, Katarzyną Hejke, Maciejem Maroszem, Samuelem Pereirą” – mówi w wywiadzie Tomasz Kaczmarek.
– Tomasz Kaczmarek nie mógł przekazać na parkingu dokumentów, bo pod „Zieloną Gęsią” nie ma żadnego parkingu – mówi w rozmowie z „Presserwisem” Cezary Gmyz. – Wojciech Czuchnowski nie dopełnił podstawowego obowiązku dziennikarskiego, jakim jest weryfikacja uzyskanych informacji. Nie zadzwonił do mnie, nie wysłał maila czy SMS-a, choć znamy się od 30 lat – dodaje.
W ocenie Cezarego Gmyza Wojciech Czuchnowski wziął udział w inspirowanej politycznie akcji, która ma na celu przygotowanie gruntu pod likwidację CBA. Akcja ta ma być zemstą partii tworzących dziś opozycję demokratyczną na należących do PiS twórcach tej służby.
– Korzystałem z informacji służb specjalnych, ale zawsze je weryfikowałem i sprawdzałem u źródła. Wymagałem tego również od swoich podwładnych – mówi Cezary Gmyz.
– Wywiad to format dziennikarski, który nie wymaga weryfikacji treści uzyskanych od rozmówcy – odrzuca zarzut Wojciech Czuchnowski.
Obrzydliwy proceder
Na pytanie, czy Tomasz Kaczmarek – agent na służbie PiS, oskarżany po odejściu ze służby o malwersacje – jest wiarygodny, Wojciech Czuchnowski odpowiada: – Świadkowie koronni to nigdy nie są ludzie bez skazy – mówi. – Oskarżając Tomasza Kaczmarka o koniunkturalizm, pamiętajmy, że pierwszy raz wyznał swoje winy i oskarżył Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w grudniu 2019 roku, gdy PiS po raz drugi wygrał wybory – dodaje.
– Wojciech Czuchnowski przedstawił obrzydliwy proceder traktowania mediów jak pasów transmisyjnych służb specjalnych – ocenia dr hab. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Zależni od władzy dziennikarze wykorzystywali te przecieki bezrefleksyjnie, z pominięciem podstawowych zasad bezstronności i obiektywizmu, którymi muszą kierować się dziennikarze – dodaje.
Do tekstu odniosła się już Dorota Kania, obecnie redaktorka naczelna Polska Press: „Pan Tomasz Kaczmarek ma 24 godziny na odwołanie swoich kłamstw. Jeżeli tego nie zrobi kieruję sprawę do sądu” – napisała w serwisie X.
Biuro prasowe ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego wydało natomiast oświadczenie, w którym podważa wiarygodność Tomasza Kaczmarka. Czytamy w nim: „W listopadzie 2019 roku Tomasz Kaczmarek usłyszał szereg zarzutów karnych dotyczących wielomilionowych oszustw finansowych w tzw. aferze stowarzyszenia Helper. W związku z zarzutami, a także wobec braku zgody Ministra Koordynatora na zapewnienie mu bezkarności, Kaczmarek w kolejnych miesiącach rozpoczął szerzenie insynuacji przeciwko Ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi – zarówno w mediach jak i prokuraturze”.
I dalej: „Obecna aktywność Kaczmarka jest kolejną próbą uzyskania przez niego bezkarności. Jego historia oparta jest na kłamstwach”.
Inspiracja dla komisji śledczej
W ocenie Wiesława Władyki, komentatora „Polityki”, wywiad Wojciecha Czuchnowskiego z Kaczmarkiem zwraca uwagę na ważny problem wpływu służb specjalnych na polskie media.
– W tych relacjach zawsze dochodziło do niedozwolonych układów między funkcjonariuszami a dziennikarzami, ale pod rządami PiS niektóre media zostały podporządkowanie służbom niemal całkowicie – zauważa Wiesław Władyka.
W jego ocenie materiał „Gazety Wyborczej” powinien zainspirować ewentualną sejmową komisję śledczą, która wyjaśni nadużycia służb specjalnych pod rządami PiS.
– Naturalnie, okoliczności kontaktów z dziennikarzami wymienione przez Tomasza Kaczmarka – na przykład przekazanie dokumentów na parkingu – będą kwestionowane. Ale łatwo zweryfikować ich prawdziwość na podstawie wydań takich tytułów jak „Gazeta Polska”, która konsekwentnie opierała swoje teksty na materiałach uzyskanych od służb specjalnych – dodaje Władyka.
Czy „Gazeta Wyborcza” popełniła błąd?
Komentator „Polityki” zauważa też, że o ile postać Tomasza Kaczmarka jest niewiarygodna, to przytoczone przez niego okoliczności – już tak. – Nie można jednak odrzucić hipotezy, że agent Tomek pała żądzą zemsty i niektóre okoliczności mające pogrążyć jego byłych przełożonych wymyśla, dodaje do tych, które miały miejsce w rzeczywistości – mówi Władyka.
– W tym kontekście bardzo ryzykowna jest kompozycja czołówki „Gazety Wyborczej”, w której umieszczono oskarżycielskie wypowiedzi Tomasza Kaczmarka. A całość ma charakter tekstu informacyjnego – dodaje.
W ocenie Adama Szynola redakcja „Gazety Wyborczej” popełniła błąd, publikując wywiad z agentem „Tomkiem” bez konfrontacji z innymi źródłami przy braku zarysowania dodatkowych kontekstów. – Bardzo ciekawy skutek mogłaby przynieść konfrontacja wypowiedzi Tomasza Kaczmarka z treściami e-maili, które wyciekły ze skrzynki Michała Dworczyka. Wiele z nich mówi o rozmaitych metodach wpływów wywieranych na media przez polityków obozu rządzącego – mówi.
– Wojciech Czuchnowski zdobył znakomity materiał, pokazujący ogrom patologii, jaką stało się podporządkowanie prorządowych mediów służbom specjalnym. Jednak decyzję redakcji o publikacji go w tej formie uważam za niefortunną – pointuje Wiesław Władyka.