„Członkami Rady Polskich Mediów są redaktorki i redaktorzy naczelni i ich zastępcy polskich mediów oraz przedstawiciele organizacji mediów regionalnych i lokalnych” – napisano w dokumencie „Cele i zasady działania” RPM. W ostatni piątek natomiast uznano, że aby zapobiec zdominowaniu RPM przez dużą liczbę mediów lokalnych, zostanie im przedstawiona propozycja dołączenia tylko w większej grupie, w którą się ewentualnie zorganizują.
Andrysiak: „Nieprzemyślane określenie”
Na razie oznacza to, że do rady dołączyć mogą zaledwie dwaj przedstawiciele lokalnych wydawców: Andrzej Andrysiak, prezes Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych i Piotr Piotrowicz, prezes Stowarzyszenia Mediów Lokalnych.
To przedstawiciele sporej części środowiska, które wydaje w papierowej i elektronicznej formie około 150 tytułów w całej Polsce. Łączna sprzedaż wszystkich drukowanych tytułów to około 400 tys. egzemplarzy tygodniowo. Największe portale lokalne liczone pojedynczo mają natomiast znacznie większe zasięgi niż posiadający swoją przedstawicielkę w Radzie serwis „Pisma”.
– Moim zdaniem określenie zawarte w dokumencie Rady Polskich Mediów jest mocno nieprzemyślane – mówi Andrzej Andrysiak, który został zaproszony do prac nad utworzeniem RPM, ale zrezygnował z udziału.
Mentalność stołecznego towarzystwa medialnego
Piotr Piotrowicz z SML przyznaje, że raz ktoś w sprawie Rady Polskich Mediów do niego dzwonił. Ale żadne konkrety w rozmowie nie padły. Sam kontakt ocenia jako kurtuazyjny.
– Propozycji przystąpienia do rady nie dostał żaden wydawca lokalny. Nie dostaliśmy również propozycji jako Stowarzyszenie Mediów Lokalnych – mówi „Presserwisowi” Piotr Piotrowicz. I dodaje: – Co do reszty zapisów w dokumencie RPM – są zbliżone do tego, co my sami mamy zapisane w statucie. I od dawna ten program realizujemy.
Lokalni wydawcy wskazują na jeszcze jeden aspekt – nazywają go mentalnym – jaki wynika z deklaracji RPM. Zauważają, że stołeczne towarzystwo medialne jest przekonane, że ma większe prawo niż pozostali dyskutować o branży. I to wbrew faktom, które wskazują, że większość polskich dziennikarzy pracuje poza Warszawą.
– Niektórym w Warszawie wydaje się, że media da się tworzyć tylko ze stolicy – mówi Bogdan Rojkowicz, wydawca lokalnych tygodników i serwisów „Korso” na Podkarpaciu. – Ale ludzie interesują się przede wszystkim tym, co dzieje się za rogiem czy na sąsiedniej ulicy. Wielka polityka czy wydarzenia ze świata są ciekawe, ale traktowane raczej jako uzupełnienie – mówi.