Z europosłanką Ramoną Strugariu, która w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) Parlamentu Europejskiego nadzorowała prace nad Media Freedom Act, rozmawia Marta Zdzieborska.
Marta Zdzieborska: – Dziś, w czwartek, startują negocjacje trójstronne w sprawie Media Freedom Act. Czego możemy spodziewać się po pierwszym dniu rozmów?
Ramona Strugariu: – Pierwsze spotkanie potrwa około dwóch godzin i będzie służyło jedynie zainicjowaniu negocjacji. W spotkaniu będą uczestniczyli sprawozdawcy, którzy nadzorowali proces legislacyjny w europarlamencie, komisarze oraz ambasadorowie z krajów członkowskich. Dziś nie będziemy raczej dyskutować na temat art. 4 (regulującego m.in. kwestię inwigilacji dziennikarzy – red.). Skupimy się na kilku mniej kontrowersyjnych artykułach, by w ogóle rozpocząć dyskusję. W środę mieliśmy spotkanie robocze, podczas którego szczegółowo omawialiśmy stanowisko europarlamentu przed negocjacjami. Naszym absolutnym priorytetem jest obrona niezależności dziennikarskiej, sprawiedliwy rozdział reklam finansowanych z budżetu państwa, a także wszystko, co jest związane z bezpieczeństwem dziennikarzy, w tym kwestie dotyczące inwigilacji i przypadków, w których może być ona zastosowana.
I tu będą duże tarcia. Parlament chce, by inwigilacja dziennikarzy była możliwa tylko w przypadkach uzasadnionych „nadrzędnym interesem publicznym” lub w celu zbadania przestępstw, takich jak terroryzm, handel ludźmi czy bronią. Rada UE idzie o krok dalej, postulując rozszerzenie listy przestępstw i dodanie klauzuli chroniącej prerogatywy państw członkowskich w zakresie bezpieczeństwa i obrony.
Nie uważamy, by zasadne było zawarcie sugerowanej przez Radę klauzuli. Regulacje chroniącej prerogatywy państw członkowskich w zakresie bezpieczeństwa i obrony zawarte są już w traktatach unijnych. Rada zbyt często sięga po argument bezpieczeństwa narodowego, by uzasadnić podejmowane przez siebie działania. Inwigilacja dziennikarzy powinna być dozwolona tylko i wyłącznie wtedy, gdy niemożliwe jest pozyskanie w inny sposób informacji kluczowych dla prowadzonego śledztwa.
Środowiska dziennikarskie od początku apelowały o przyjęcie całkowitego zakazu inwigilacji, co wybrzmiało podczas wtorkowego seminarium w PE na temat wolności mediów. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova powiedziała wówczas: „Jeśli Media Freedom Act doprowadzi do legalizacji podsłuchiwania dziennikarzy, to będzie wielka porażka. Nie takie były intencje”. Czy podziela Pani tę obawę?
Przepisy zawarte w mandacie negocjacyjnym PE nie są przeciwko dziennikarzom. Jeszcze razem powtarzam, że traktujemy inwigilację jako środek ostateczny. Już teraz w państwach członkowskich dochodzi do przypadków inwigilacji nie tylko dziennikarzy, ale także biznesmenów, aktywistów i polityków. Bez względu na to, czy i w jakim zakresie zawrzemy w Media Freedom Act przepisy dotyczące inwigilacji, ona dalej będzie miała miejsce. Siłą naszego mandatu negocjacyjnego jest to, że proponujemy sztywne ramy, takie które odpowiadają standardom ochrony praw człowieka. Przyjęcie Media Freedom Act będzie oznaczało nałożenie regulacji na wszystkie kraje członkowskie. A w przypadku ich nieprzestrzegania przez któryś z rządów Komisja może uruchomić postępowanie w sprawie naruszenia prawa unijnego. W tym momencie nie możemy sięgnąć po taki mechanizm.
Jak duży jest blok krajów członkowskich, które popierają starania Francji, aby storpedować propozycję PE i rozszerzyć możliwość inwigilacji dziennikarzy? Nieoficjalnie słyszałam, że mowa jest nawet o 15 państwach.
Nie wiem, czy to dokładnie piętnaście krajów. Moim zdaniem – mniej. Najbardziej kluczowe dla nas jest to, by porozumieć się z tymi, którzy najgłośniej obstają przy kwestii inwigilacji. Już wiele razy zaczynaliśmy negocjacje, mając do czynienia z silną opozycją ze strony państw członkowskich. Jednak w trakcie rozmów grupa ta kurczyła się do blokującej negocjacje mniejszości.
Jedną z szeroko dyskutowanych kwestii jest zasada proporcjonalności przy zlecaniu reklam finansowanych z budżetu państwa. Jakich spodziewa się Pani kontrargumentów ze strony Rady?
W mandacie negocjacyjnym zawarliśmy zasadę, że reklamy zamówione w jednym medium nie mogą przekroczyć 15 proc. całego budżetu reklamowego przewidzianego przez władze publiczne i spółki państwowe. Spodziewam się, że rozmowy będą dotyczyły właśnie tego proponowanego pułapu i nie mam pewności, czy uda nam się go obronić. Druga sprawa to kryteria, według których powinien przebiegać proces alokacji reklam. To powinien być proces proporcjonalny, niedyskryminujący i sprawiedliwy. Musimy mieć pewność, że dystrybucja jest zbalansowana i obejmuje różnych graczy na rynku, a nie tylko przyjaciół czy sojuszników obozu władzy. To jest coś, co państwa członkowskie powinny zagwarantować.
Kto będzie czuwał nad tym, czy kraje wywiązują się z tych regulacji?
Co do zasady odpowiadać za to będzie Europejska Rada ds. Usług Medialnych (która ma powstać na mocy Media Freedom Act – przyp. red.). Jej obowiązkiem będzie nadzór nad tym, czy państwa członkowskie przestrzegają wszystkich przyjętych przepisów. Rada może np. wydawać w tym celu opinie.
Ale nie może nakładać kar.
Nie. Lecz tak jak w przypadku nadużyć dotyczących inwigilacji dziennikarzy, można wszcząć wobec kraju członkowskiego postępowania w sprawie naruszenia prawa unijnego. W niektórych przypadkach sprawą może zająć się też Trybunał Sprawiedliwości lub oczywiście sąd w konkretnym kraju członkowskim.
Jakich jeszcze spornych kwestii spodziewa się Pani podczas negocjacji?
Na pewno będzie walka o kształt art. 17, który pozwala platformom internetowym na blokowanie treści redakcyjnych. Rada będzie zapewne dążyła do tego, by skrócić 24-godzinny okres, w którym wydawcy mogą zgłaszać uwagi do decyzji platform o usunięciu treści. A przypomnę, że limit zawarty w mandacie negocjacyjnym europarlamentu już teraz jest kompromisem, bo organizacje dziennikarskie i media z poszczególnych krajów członkowskich lobbowały za dłuższym okresem na zgłaszanie uwag przez wydawców.
Jakie są szanse na zakończenie negocjacji trójstronnych przed końcem roku?
Tego nie wiem, ale to nasz cel. W przeciwnym razie wraz ze zbliżającymi się wyborami do europarlamentu osiągnięcie kompromisu będzie coraz trudniejsze. Nie będziemy jednak spieszyć się za wszelką cenę: najbardziej niebezpieczne byłoby wylądować ze słabą legislacją, która może przynieść więcej krzywdy niż pożytku.
Rozmawiała Marta Zdzieborska