Trafiła Pani na historię przedstawioną w reportażu „Skazani na siebie” po marszu KOD-u?
– Tak. Marsz odbył się w jedną z sobót, a o sprawie dowiedziałam się następnego dnia od kobiety, której grupa została wyproszona z pubu. To była 70-letnia pani, pierwszy raz w życiu brała udział w demonstracji, proszę sobie uzmysłowić, jakie było to dla niej przeżycie. Powiedziała: „Pani Alu, czy Pani sobie wyobraża, że mnie, starszej kobiety nie wpuszczono do pubu, a chciałam tylko napić się herbaty!” Nieprzyjemny finał historii jeszcze bardziej wzmocnił poczucie, że otaczający ją świat właśnie się zmienia.
A jak Pani udało się namówić na rozmowę barmana?
– Było w tym dużo szczęścia. Z ciekawości postanowiłam sprawdzić zgłoszoną sprawę, nie liczyłam nawet, że mi się uda. W poniedziałek, kiedy emocje jeszcze nie wygasły ruszyłam w okolice pubu. Traf chciał, że barman stał z kolegą przed lokalem, który był jeszcze zamknięty. Gdy do niego podchodziłam miałam już włączony mikrofon, bo do reportażu zawsze nagrywam tło, dźwięki otoczenia. To ułatwia zrozumienie tego, co dzieje się wokół.
Chłopak zgodził się na rozmowę, chociaż później próbował się wycofać. Ale wszystko się nagrało, mam na myśli informację, że jestem z radia, przedstawiam o co mi chodzi, pytam czy wyraża zgodę. W tej sytuacji ciężko było mu odmówić.
Co wydarzyło się później?
– Do rozmowy włączył się jego kolega. Panowie przedstawili mi, jak widzą Polskę: wielką od morza do morza. Chłopak na pytanie, czy nie miał ochoty porozmawiać z ludźmi, którzy chcieli spędzić czas po manifestacji, odpowiedział, że chętnie, ale przecież wie, co by powiedzieli. Myślę, że druga strona mogła mieć podobne założenia. Bo to nasza ludzka przypadłość, zakładamy pewne rzeczy i jesteśmy do nich przywiązani. Do swoich racji, swoich przekonań. To ułatwia ludziom połapanie się w tym, co dzieje się wokół nas.
Szczęśliwy traf, tylko tyle, albo aż tyle potrzeba, by zrobić nagrodzony Grand Pressem reportaż?
– W pracy reporterskiej szczęście jest jedną z ważniejszych składowych. Ale liczy się także odpowiedni moment, odpowiednie miejsce i temat. Oczywiście jest też warsztat, rzemiosło, które się nabywa po latach pracy. A w moim przypadku można doliczyć także to, że do każdej historii, do każdego tematu podchodzę jak debiutantka, za każdym razem mam tremę. Zastanawiam się, czy właściwie opowiem daną historię, czy nie zrobię komuś krzywdy przedstawiając jego osobę, jego widzenie świata.
Praca w publicznym radiu pomaga? To podobno najlepsze miejsce na reportaż?
– Publiczne radio i polska szkoła reportażu mają wspólną długą i bardzo bogatą historię. Wszystko dzięki temu, że w publicznych mediach nie ma takich ograniczeń, jak w mediach komercyjnych, jest czas antenowy. W Radiu Olsztyn mam komfort pracy, bo mogę realizować swoją zawodową pasję.