Nikt nigdy nie robił w telewizji tak obrzydliwej propagandy, ale naprawa mediów publicznych nie oznacza jedynie pozbycia się partyjnych agitatorów. Po 8 latach dewastacji tej silnej kiedyś marki, jej uzdrowienie będzie procesem niezwykle trudnym. Platformie już przynajmniej dwa razy się to nie udało, pytanie, czy tym razem wystarczy determinacji – pisze Marek Twaróg, szef „Presserwisu”.
Od dawna stawiam tezę, że część przeciwników PiS-u nie miała nic przeciwko polityce socjalnej (to oczywiste), polityce migracyjnej (a jakże) czy zawłaszczaniu spółek skarbu państwa (nie pierwsi, nie ostatni), natomiast nie mogła znieść durnego szczucia mistrzów partyjnej propagandy z „Wiadomości” i TVP Info. Nie wykluczam więc, że Kurski z Matyszkowiczem pod rękę ze swoimi żołnierzami, którzy wiernie wypełniali partyjne zalecenia z Nowogrodzkiej, paradoksalnie przyczynili się do przegranej swoich idoli. Plucie na przeciwników politycznych, ewidentnie brednie publicystyczne, eksperci z łapanki, rogi Tuska i „für Deutschland” razy milion przez te osiem lat to za dużo nawet dla zwolenników prezesa Kaczyńskiego.
Do trzech razy sztuka
Naprawa publicznej anteny jest więc zadaniem, na które czekają nie tylko przeciwnicy PiS. Czekają wszyscy ci, którzy rozumieją, że media publiczne w demokratycznym państwie są istotne. Media, które wypełniają zapisaną w ustawie o radiofonii i telewizji misję, które nie gonią wyłącznie za rentownością, które dbają o kulturę, edukację, które nie muszą być polityczne. Które – jak pięknie wpisano w art. 21 ustawy – proponują programy „cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu”.
Problem w tym, że gdy wyborcze emocje opadają, pragnienie naprawiania mediów publicznych władzę na ogół opuszcza. Opuściło także środowisko Platformy Obywatelskiej. Tak było w marcu 2008 roku, kiedy Donald Tusk zapowiedział, że w ciągu kilkunastu dni klub PO złoży do marszałka Sejmu projekt ustawy, który zniesie abonament RTV najpierw dla emerytów, a potem dla wszystkich. Nic z tego nie wyszło.
Następnie – w 2014 r. – PO chciała wprowadzić opłatę audiowizualną. Niski quasi-podatek, który miał być płacony powszechnie, bez związku z posiadaniem telewizora. Zabrakło jednak determinacji, decyzja Komisji Europejskiej tylko wydłużała proces, a poza wszystkim: nadchodziły wybory 2015 roku. Problem abonamentu i TVP przestał kogokolwiek obchodzić. Dlatego PiS dostał po wyborach prezent – abonament istniał, możliwość odpisów z budżetu państwa istniała, spółki Skarbu Państwa mogły transferować kolejne pieniądze. Nic dziwnego, że propaganda szybko rozkwitła.
Do trzech razy sztuka. Środowisko demokratyczne ma szanse ostatecznie zabrać się za finansowanie mediów publicznych bez szkody dla wypełniania przez nie misji, choć potrzeba do tego nie tylko ministra skarbu państwa, ale może i przychylności prezydenta RP. Trzecia Droga przedstawiła w kampanii plan: chce likwidacji abonamentu RTV i rekompensaty budżetowej, by media publiczne w całości utrzymywać ze specjalnego funduszu tworzonego z odpisów od podatków pobieranych od największych firm cyfrowych. Do tego likwidacja Rady Mediów Narodowych, zmniejszenie o połowę reklam w mediach publicznych i wzmocnienie mediów lokalnych. Cześć z tych postulatów jest nie do zrealizowania w krótkim czasie – choćby fundusz od platform.
TVP synonimem partyjnej szczekaczki
Platforma też ma pomysł, choć raczej na czas kampanii niż rządzenia – warto przypomnieć, że pod obywatelskim projektem ustawy „Stop TVP Info” zebrano od lutego do października 2021 roku 100 tys. podpisów. W marcu tego roku Sejm głosami PiS odrzucił w pierwszym czytaniu ten projekt, którego twarzą był Rafał Trzaskowski. Postulaty zawarte w dokumencie były bombastyczne: zniesienie finansowania mediów publicznych z opłat za posiadanie odbiornika radiowego lub telewizyjnego oraz likwidacja TVP Info, jako kanału działającego niezgodnie z zasadami określonymi w ustawie o radiofonii i telewizji. Co w zamian – zabrakło konkretów.
Osiem lat propagandy było wynaturzeniem. Zniszczyło wizerunek spółki, zabiło jej wiarygodność, wystawiło na pośmiewisko. Uczyniło z TVP synonimy partyjnej szczekaczki. Widzowie przestali wierzyć nie tylko newsom, ale podejrzliwie patrzyli także na ofertę kulturalną: żenujące Opole z drugoligowymi artystami, biesiady, w których podrygiwali kandydaci PiS-u, poranne programy zamienione w seanse nienawiści z Rachoniem i Jakimowiczem na czele.
W obliczu tej degrengolady środowisko demokratyczne nie może już dłużej umywać rąk. Musi wziąć się poważnie za finansowanie mediów publicznych. Czego skutkiem będzie radykalna zmiana programowa, a pewnie i kadrowa.