W naszym cyklu “Jak politycy chcą zmienić media” przedstawiliśmy plany Platformy Obywatelskiej, Lewicy, Trzeciej Drogi i Konfederacji. Niestety, Prawo i Sprawiedliwość nie chciało odpowiedzieć na nasze pytania, dlatego prezentujemy dokonania i plany partii rządzącej dotyczące mediów publicznych, abonamentu radiowo-telewizyjnego czy niesławnego artykułu 212 na podstawie faktów oraz publicznych wypowiedzi liderów PiS. O komentarz poprosiliśmy członków Rady Mediów Narodowych i sejmowej komisji kultury i środków przekazu, którzy są w opozycji do partii rządzącej. – Trzecia kadencja da PiS silne poczucie pewności siebie, więc nie będą mieli żadnych zahamowań wobec mediów – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Iwona Śledzińska-Katarasińska, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji kultury i środków przekazu.
Zwróciliśmy się kilka tygodni temu do Prawa i Sprawiedliwości z prośbą o odpowiedź na nasze pytania, jednak do momentu publikacji tekstu, nie otrzymaliśmy jej. Partia rządząca po przesłaniu im pytań nabrała wody w usta. Na nasze pytania nie chciał odpowiedzieć rzecznik PiS Rafał Bochenek (chociaż zapewniał nas, że ją dostaniemy), ani Piotr Babinetz, szef sejmowej komisji kultury i środków przekazu, który nie odbierał od nas telefonu i nie reagował na SMS-y. Rozmowy na temat mediów dwukrotnie odmówił nam Jarosław Zieliński, członek tej komisji, zasłaniając się brakiem czasu. Przedstawiamy więc osiągnięcia i zamierzenia partii rządzącej na podstawie jej dokonań w sprawie mediów oraz publicznych wypowiedzi, a skomentowali je Robert Kwiatkowskiego, członek Rady Mediów Narodowych i poseł Lewicy Demokratycznej oraz Iwona Śledzińska-Katarasińska, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji kultury i środków przekazu i posłankę PO.
Andrzej Duda obiecywał: Będę pilnował bezstronności mediów
Prawo i Sprawiedliwość już od początku swoich rządów jest oskarżana o upolitycznienie mediów publicznych. Zaledwie kilka tygodni po zwycięstwie tej partii w wyborach parlamentarnych w 2015 roku, Sejm znowelizował ustawę o radiofonii i telewizji, dzięki której ministerstwo skarbu przejęło od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji kompetencje powoływania i odwoływania zarządów i rad nadzorczych Telewizji Polskiej oraz Polskiego Radia. Zmiana była poważna, bo wcześniej zarządy TVP i PR były wybierane w konkursach przez rady nadzorcze, a ich wybór musiała zaakceptować KRRiT. Ale to nie wszystko. Z dniem wejścia w życie ustawy wygasały też mandaty dotychczasowych członków zarządów i rad nadzorczych mediów państwowych. Niezależna prasa i telewizja określały to jako zamach na publiczne media.
Nowelizację podpisał prezydent Andrzej Duda. – Prezydent z troską odnosi się do tego, żeby media publiczne cechowały się wiarygodnością, rzetelnością, obiektywizmem – podkreśliła wtedy Małgorzata Sadurska, ówczesna szefowa Kancelarii Prezydenta. Zapowiedziała, że “prezydent będzie obserwował media publiczne, by cechowały się bezstronnością w stosunku do każdej strony sceny politycznej, żeby obiektywna informacja nie była mieszana z komentarzem”.
Następnego dnia Janusz Daszczyński przestał pełnić funkcję prezesa TVP i zastąpił go Jacek Kurski, wieloletni polityk partii Jarosława Kaczyńskiego, nazywany “bulterierem PiS”. Przyjęta wówczas przez partię rządzącą “mała ustawa medialna” miała zostać zastąpioną “dużą ustawą”, której jednak PiS nie udało się przygotować, więc Sejm przyjął w czerwcu 2016 roku tzw. ustawę pomostową. Powołano Radę Mediów Narodowych, która dostała kompetencje powoływania i odwoływania zarządów i rad nadzorczych TVP oraz Polskiego Radia. Sposób jej powoływania spowodował, że większość w niej mieli wybrańcy partii rządzącej.
Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego nie zasypywało gruszek w popiele i zaraz po objęciu władzy i wprowadzeniu zmian prawnych rozpoczęło czystkę w mediach publicznych, przede wszystkim w TVP. Dotychczas pracujących dziennikarzy zastąpili prawicowi żurnaliści, m.in. Michał Rachoń, były działacz PiS i rzecznik prasowy tej partii w Sopocie, który w 2009 roku przebrał się za penisa i demonstrował w ten sposób swój sprzeciw Bronisław Wildstein, publicysta „Gazety Polskiej Codziennie” oraz tygodnika „Sieci” i „Do Rzeczy” czy Samuel Pereira, obecnie wicedyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a wcześniej dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie” i portalu Niezależna.pl. Z TVP zwolniono m.in. Beatę Tadlę, Hannę Lis, a Piotr Krasko sam odszedł ze stacji.
Statystyki są porażające. Media publiczne promują tylko partię Kaczyńskiego
Od tej pory media publiczne są krytykowane za uprawianie rządowej propagandy i dyskredytowanie opozycji oraz łamanie zasad etyki dziennikarskiej: prawdy, obiektywizmu, oddzielania informacji od komentarza.
W połowie września tego roku Centrum Informacji TVP podało dane na temat czasu antenowego dla reprezentantów poszczególnych partii. Jest do tego zobligowane ustawą o radiofonii i telewizji. Z danych wynika, że najwięcej czasu antenowego dostają przedstawiciele PiS. Raport obejmuje okres od stycznia do czerwca tego roku i dotyczy TVP1, TVP2, TVP3 i TVP Info. Użytkownik X/Twittera na podstawie tych danych opublikował wykres, z którego wynika, że PiS ma ogromną przewagę nad innymi partiami w dostępie do publicznej anteny. Politycy Jarosława Kaczyńskiego pojawiali się tam przez około 252 godz., PO – największa opozycyjna partia – miała tylko 10 godz., Nowa Lewica – 26 godz., PSL – 22 godz., a Polska 2050 około 2 godz.
Kolejne sprawozdanie także pogrąża PiS. W połowie maja tego roku zasiadający w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji prof. Tadeusz Kowalski przygotował raport dotyczący czasu, jaki TP przeznaczyła w pierwszym kwartale br. na przedstawianie stanowisk poszczególnych ugrupowań politycznych. Wynika z niego, że 77 proc. czasu antenowego zajęli przedstawiciele koalicji rządzącej i popierających ją ugrupowań. Od stycznia do marca Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska, Partia Republikańska, OdNowa RP, Kukiz’15, a także kancelarie prezydenta, premiera i marszałka Sejmu miały do dyspozycji łącznie 77 proc. czasu poświęconego politykom wszystkich partii. Najwięcej tego czasu zajęli politycy PiS oraz premier, prezydent i marszałek Sejmu – łącznie 235 godzin, co stanowi 69 proc. czasu antenowego. Partie będące w koalicji z rządem zajęły 30 godzin (9 proc.).
Na prezentację stanowisk opozycyjnych partii politycznych (Platforma Obywatelska, Inicjatywa Polska, Polska 2050, Nowa Lewica, Polskie Stronnictwo Ludowe, Lewica Razem, Centrum dla Polski, Nowoczesna, Partia Zieloni, Federacja dla Rzeczypospolitej, Polska Partia Socjalistyczna) oraz marszałka Senatu nadawca publiczny poświęcił w pierwszym kwartale łącznie 23 proc. czasu przeznaczonego dla wszystkich partii.
Platforma Obywatelska i marszałek Senatu dostali 25 godzin (daje to 7 proc. całego czasu), a pozostałe partie opozycyjne miały w sumie 53 godziny (15 proc.). Wśród nich były takie, jak PSL, którego politycy pokazywani byli na ekranach TVP przez 17,3 godz. (5 proc. czasu), ale też i takie, które miały zero procent – jak Inicjatywa Polska. Partia Polska 2050 Szymona Hołowni zajęła 1 proc. czasu antenowego przeznaczonego dla polityków (2,26 godzin).
TVP i PR żyją dzięki miliardom z kieszeni podatników
Publiczna telewizja i radio od czasów rządów PiS nie są w stanie się same utrzymywać i otrzymują kolejne kroplówki z pieniędzy podatników, co wzbudza oburzenie przeciwników politycznych PiS. Wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego są najniższe od 2013 roku, dlatego rządowe media co roku otrzymują solidne wsparcie z publicznej kasy.
W tym roku Telewizja Polska i Polskie Radio jako rekompensatę dostały 2,7 mld zł w obligacjach. Jednocześnie w ubiegłym roku TVP zanotowała 50 mln zł straty przy około 3,6 mld przychodów. W 2022 roku wpływy abonamentowe TP wyniosły około 296 mln zł, a telewizja otrzymała 1,78 mld zł rekompensaty w formie papierów wartościowych. Z kolei Polskie Radio miało wtedy 354,31 mln zł przychodu, wpływy z reklam wyniosły 41,38 mln zł, z opłat abonamentowych 159,95 mln zł i otrzymało i 125,92 mln zł z rekompensaty.
W 2021 roku przychody TVP z abonamentu wyniosły 330,13 mln zł, a aż 1,711 mld zł wyniosła rekompensata z budżetu państwa. Z kolei Polskie Radio miało 159,95 mln zł z abonamentu i 125,916 mln zł z rekompensaty, a spółki regionalnej radiofonii publicznej 159,92 mln zł z abonamentu i 112,66 mln zł z rekompensaty. PiS nie wpisał w tym roku do ustawy budżetowej rekompensaty abonamentowej dla TVP oraz dla Polskiego Radia.
Teraz na TVP i PR nie muszą płacić seniorzy powyżej 75. roku życia i najbiedniejsi. Opłata abonamentowa wynosi w tym roku 8,70 zł za używanie odbiornika radiofonicznego, a za używanie odbiornika telewizyjnego albo odbiornika radiofonicznego i telewizyjnego – 27,30 zł.
Na co idą pieniądze z abonamentu i kroplówki rządowe? Jak ostatnio ustalił Onet, prowadzący „Wiadomości” – Danuta Holecka, Michał Adamczyk, Edyta Lewandowska i Marta Kielczyk – przez pięć lat mogli zarobić nawet około 12 mln zł netto. Jak wynika z ustaleń portalu, Holecka i Adamczyk mają dwie umowy z TVP. Są zatrudnieni jako osoby fizyczne z wynagrodzeniem 5-10 tys. zł miesięcznie, ale mają też własne firmy, z którymi TVP podpisuje umowy, znacznie bardziej lukratywne.
PiS chciał zniesienia abonamentu. Kiedy rządziło PO
Nie takie były plany. Po pierwszej kadencji rządów, przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku, PiS zapowiadał likwidację abonamentu rtv i finansowanie mediów publicznych z budżetu państwa.
– Mam nadzieję, że uda nam się w przyszłej kadencji stworzyć system finansowania mediów publicznych, który nie byłby dolegliwy dla Polaków, a najlepiej w ogóle nieangażujący obywatela – zapowiadał wówczas wiceminister kultury Paweł Lewandowski. Portal wirtualnemedia.pl dotarł wtedy do informacji, z których wynikało, że zmiana finansowania mediów publicznych będzie jednym z dwóch głównych celów Prawa i Sprawiedliwości na następną kadencję. Najbardziej prawdopodobne było wtedy finansowanie mediów bezpośrednio z budżetu państwa.
To było już kolejne podejście obozu PiS do zmiany finansowania mediów publicznych.
Pod koniec 2017 roku gruchnęła wieść, że abonament ma zostać zastąpiony dotacją z budżetu państwa. Takie rozwiązanie popierał wówczas Krzysztof Czabański, poseł PiS i przewodniczący Rady Mediów Narodowych. – To byłby dobry i ciekawy pomysł, nad którym trzeba się mocno zastanowić. Byłby to projekt z korzyścią dla ludzi. Nie byłyby to opłaty indywidualne, nie absorbowałyby nikogo – stwierdził w rozmowie z „Super Expressem”. Dodał, że trwają prace nad innym systemem finansowania mediów publicznych.
Obecny obóz rządzący już dwukrotnie próbował wprowadzić zmiany w systemie poboru abonamentu rtv. Wiosną 2022 roku zgłosił projekty ustaw, w ramach których abonament zostanie zastąpiony składką audiowizualną pobieraną razem z rachunkami za prąd. PiS wycofał się z tego pomysłu w połowie roku, kiedy okazało się, że takie przepisy wymagają notyfikacji przez Komisję Europejską.
Z kolei wiosną tego roku partia rządząca chciała tak zmienić prawo, aby sieci kablowe i platformy cyfrowej przekazywały Poczcie Polskiej dane swoich klientów korzystających z płatnej telewizji oraz ich deklaracje o posiadaniu telewizorów. Przeciw takiemu rozwiązaniu zaprotestowali dostawcy płatnej tv oraz zrzeszające ich organizacje. W konsekwencji latem rządzący zrezygnowali z tych przepisów.
“Odkryli kamień filozoficzny i są z tego dumni”
– Nie mam zielonego pojęcia, co oni planują, nawet po wyrazie ich twarzy nie jestem w stanie tego rozpoznać. Mogę tylko spekulować – żartuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Robert Kwiatkowski. – Moim zdaniem z abonamentem nic nie zrobią, bo odkryli kamień filozoficzny i są z tego zadowoleni. Klucz jest w Brukseli. Gdyby chcieli wprowadzić inny system dofinansowywania mediów publicznych, musieliby to notyfikować w Unii Europejskiej jako pomoc publiczną. To proces wieloletni i niezwykle skomplikowany, dlatego wymyślili sztuczkę, że abonament jest podstawą funkcjonowania mediów publicznych, a ponieważ jest dziurawy jak sito, rząd bierze na siebie obowiązek zrekompensowania ubytków w nim. Te miliardy, które przepływają do TVP i PR, nie są dofinansowaniem mediów, bo na to Bruksela by się nie zgodziła, one są jedynie rekompensatą za ubytki w abonamencie. Łatwo je wyliczyć, bo szacuje się liczbę gospodarstw domowych, mnoży się przez wysokość abonamentu, jeszcze do tego dochodzi dopłata za osoby, które zostały ustawowo zwolnione z płacenia abonamentu, i to się potem wypłaca za pośrednictwem KRRiT. Oni tu na pewno niczego nie zmienią. Będę tego bronić, bo zrobili wiele, żeby wynaleźć taki system, w którym nawet jak stracą większość w parlamencie, to będą polegać na wecie prezydenta i utrzymaniu tego stanu prawnego tak długo jak się da, czyli do 2025 roku, następnych wyborów prezydenckich. A jak wiemy, w polskiej polityce dwa lata to wieczność – dodaje Kwiatkowski.
– Nic nie będą zmieniali. Mają miliardy z budżetu, to po co to zmieniać? Jak jeszcze pieniędzy trzeba będzie dosypać, to zrobią to. Oni w ogóle nie zajmują się merytoryką – dodaje Iwona Śledzińska-Katarasińska.
Opozycja zapowiada likwidację “ciał atrapowych”
Kością niezgody między PiS a opozycją jest też Rada Mediów Narodowych powołana staraniem PiS w 2016 roku. Wzbudza ona od początku duże kontrowersje ze względu na kompetencje, jakie dostała – odwołuje i powołuje zarządy, rady nadzorcze TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej. Zaraz po jej powołaniu Trybunał Konstytucyjny uznał za niekonstytucyjne pozbawienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji udziału w powoływaniu i odwoływaniu władz TVP i PR.
Obecnie w skład RNM wchodzą: Krzysztof Czabański (przewodniczący), Piotr Babinetz (poseł PiS), Joanna Lichocka (posłanka PiS), Robert Kwiatkowski (poseł Lewicy Demokratycznej) i Marek Rutka (poseł Lewicy). RNM w ubiegłym roku kosztowała podatników 968, 9 tys., czyli o blisko 40 tys. więcej niż w 2021 roku.
Na nasze pytanie, czy należy dokonać zmian w systemie nadzoru nad mediami publicznymi, by jedna partia nie mogła samodzielnie wpływać na ich kształt, partie opozycyjne nie mają wątpliwości.
– Rada Mediów Narodowych jest partyjnym, pozakonstytucyjnym ciałem będącym PiS-owskim biurem kadr radiowych i telewizyjnych i zostanie zlikwidowana. Jej kompetencje muszą przejść Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która także zostanie zreformowana – zapowiada Śledzińska-Katarasińska.
Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji uważa, że “to ciało atrapowe, stworzone do kontroli politycznej przez PiS”. – Powinno zostać natychmiast zlikwidowane, a skład KRRiT odpisowiony. Tam powinni trafić ludzie o wysokich kompetencjach, reprezentujący różne opcje polityczne i środowiska, którzy mają doświadczenie w mediach – podkreśla.
Polska 2050 uważa, że należy zlikwidować polityczną Radę Mediów Narodowych i przekazać jej uprawnienia KRRiT. – Obietnice otwartych konkursów, przejrzystych procedur nie zostały zrealizowane, a ustawowa przewaga głosów członków obozu rządzącego radykalnie ogranicza pluralizm tego ciała – powiedział nam Szymon Hołownia.
PiS chciał likwidacji artykuł 212. Kiedy był w opozycji
Od lat spory budzi niesławny art. 212 kodeksu karnego, uderzający w dziennikarzy. Zgodnie z nim „zniesławienie za pomocą środków masowego komunikowania zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”. Kolejny artykuł, 213, dodaje, że “nie ma przestępstwa określonego w art. 212, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy” oraz „nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 ten, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego interesu, jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego”.
Po raz pierwszy taki artykuł pojawił się w kodeksie karnym w 1932 roku i przypominał obecne przepisy. W 1969 roku nieco je złagodzono, rozszerzając okoliczności wyłączające odpowiedzialność karną za zniesławienie o „przeświadczenie oparte na uzasadnionych podstawach”, czyli o tzw. „dobrą wiarę”. Kodeks karny uchwalony w 1997 roku, wyeliminował z przepisu “dobrą wiarę”.
PiS, kiedy był w opozycji, domagał się zniesienia tego artykułu. W maju 2012 roku Adam Hofman, ówczesny rzecznik tej partii, deklarował, że jest za likwidacją art. 212. – Takie poprawki w trakcie prac nad ustawą złożymy. Należy zlikwidować także to, co jest największym problemem wolności prasy w Polsce, czyli nieadekwatne do czynów żądania sprostowań w różnych kanałach telewizyjnych, które kosztują krocie – przekonywał.
Kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego objęła władzę, wbrew zapowiedziom, nie zmieniła tych przepisów, a nawet chciała je zaostrzyć. Pod koniec maja 2019 roku Sejm uchwalił zaproponowane przez ministerstwo sprawiedliwości zmiany w art. 212. jednak wycofał się z tego pod wpływem krytyki mediów. Przyjęta wówczas przez Sejm nowelizacja kodeksu karnego, dotycząca głównie zaostrzenia kar za pedofilię, dodała do artykułu 212 paragraf zakładający karę do roku więzienia również za „tworzenie fałszywych dowodów na potwierdzenie nieprawdziwego zarzutu lub nakłanianie innych osób do potwierdzenia okoliczności objętych jego treścią”.
– Ministerstwo sprawiedliwości nie chce, by dyskusja oparta na błędnej interpretacji nowego przepisu i obawach, które ona wywołuje, przysłoniła główny cel nowelizacji kodeksu karnego, którym jest zaostrzenie kar za najpoważniejsze przestępstwa, w szczególności przestępstwa seksualne, dlatego w Senacie zgłosi poprawkę wykreślającą wspomniany przepis – powiedział wówczas PAP Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości.
Ziobro zapowiada zniesienie art. 212. “To jakieś żarty”
Przez osiem lat rządów PiS mógł znieść niesławny artykuł 212, jednak tego nie zrobił. Tuż przed wyborami, w połowie lipca tego roku, liderzy Zjednoczonej Prawicy obudzili się i zapowiedzieli uchylenie tego przepisu.
– W imię wolności debaty i dyskusji publicznej w Polsce występujemy z inicjatywą likwidacji przepisów o zniesławieniu – zapowiedział Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i szef Solidarnej Polski. – Wolność mediów to wolność słowa, a nie strach przed odpowiedzialnością karną i perspektywą więzienia. Chcemy, aby Polska była normalnym krajem, a nie takim, w którym służby państwowe wkraczają do niezależnych redakcji, zastraszają dziennikarzy i szukają materiałów, które kompromitują aktualnie rządzących. Tak było za czasów premiera Donalda Tuska – dodał.
Przygotowany przez SP projekt nowelizacji kodeksu karnego podobno został złożony w Sejmie, a podpisali się pod nim także posłowie PiS, w tym Jarosław Kaczyński i minister obrony Mariusz Błaszczak. – W tym momencie jest to więc wspólna inicjatywa całej Zjednoczonej Prawicy – zarówno Suwerennej Polski, jak i PiS – zapowiadał Ziobro. Jakie są jego dalsze losy? Nie wiadomo.
O wykreślenie przepisu z kodeksu od lat zabiegała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Izba Wydawców Prasy, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich oraz były RPO Adam Bodnar. – Kara pozbawienia wolności za słowa jest sprzeczna z gwarancjami wolnego słowa – upominały Polskę ONZ i OBWE.
– To jakieś żarty. Przed wyborami to Jarosław Gowin miał być ministrem obrony narodowej… Alergia prezesa i wszystkich jego podwładnych na dziennikarzy raczej rośnie niż maleje, więc nie ma tu dobrych wiadomości dla żurnalistów – podkreśla Robert Kwiatkowski.
– Rok temu w komisji coś bąknęli o likwidacji tego artykułu. Nawet Joanna Lichocka, jak o tym mówiłam, powiedziała: “Tak, tak, poprzemy”. A potem o tym zapomnieli. Można zlikwidować art 212 z kodeksu karnego, ale trzeba wprowadzić procedurę w kodeksie postępowania cywilnego, bo nie może być tak, że bezkarnie można człowieka opluwać i oblewać pomyjami – dodaje Iwona Śledzińska-Katarasińska.
Lex TVN powróci? “Znowu to zrobią, bo to ich idee fixe”
Od dwóch lat trwa w Polsce debata na temat mediów prywatnych o kapitale zagranicznym. Rozpoczął ją PiS, składając w lipcu 2021 roku w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, który zakładał, że koncesję na nadawanie mogłyby otrzymać telewizje, w których udział zagranicznego kapitału nie przekracza 49 proc. Ten zapis uderzał w stację TVN24, której właścicielem była holenderska spółka, a jej jedynym akcjonariuszem amerykańska firma Discovery. W przypadku wdrożenia nowelizacji spółka-matka stacji, Discovery, Inc., zostałaby zmuszona do sprzedaży co najmniej 51 proc. swoich udziałów podmiotowi lub podmiotom spełniającym warunki znowelizowanego prawa. Nowelizacja, nazywana potocznie „lex TVN”, została przyjęta, ale w grudniu 2021 r. zawetował ją prezydent Andrzej Duda.
W listopadzie ubiegłego roku Jarosław Kaczyński stwierdził, że PiS nie wraca do uchwalenia przepisów określanych jako „lex TVN”, ponieważ TVN jest chroniony przez USA, czyli „naszego największego i jedynego realnego sojusznika”. – My nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, bo TVN przecież został stworzony przez zwykłą agenturę ubecką czy wręcz sowiecką w Polsce – podkreślił prezes PiS.
Czy lex TVN powróci, jeśli PiS wygra kolejne wybory?
– Nic o tym nie mówią w mojej obecności. Zakładam, że jakby wygrali, to będą chcieli domykać wszystko, czego nie zdołali zrobić, ale jak widać ich skuteczność jest w tej mierze marna. TVN ma silnych obrońców i protektorów – Amerykanów – uważa Robert Kwiatkowski.
– Jeżeli wygrają wybory, to znowu próbowali przeforsować tę ustawę, ponieważ to jest ich idee fixe od pierwszej kadencji. Wrócą do tego. Trzecia kadencja da im silne poczucie pewności siebie, więc nie będą mieli żadnych zahamowań – podkreśla Iwona Śledzińska-Katarasińska.