Nie dajmy się nabrać, bo to, co Telewizja Polska przygotowała na poniedziałek na godz. 18.30, nie będzie żadną przedwyborcza debatą. TVP udaje, że organizuje debatę, bo jest do tego zmuszona przez prawo, ale robi wszystko, żeby wyszła z tego kuriozalna farsa. A szkoda, bo w krajach o ugruntowanej demokracji debaty telewizyjne liderów największych partii politycznych przed wyborami są świetnie wyprodukowanymi show, zachęcającymi do głosowania.
TVP postawiła na absolutne minimum. Uczestnicy poniedziałkowej debaty dostaną po sześć pytań od prowadzących, będą mieli po minucie na odpowiedź, a potem dostaną jeszcze po 60 sekund na swobodne wypowiedzi. Politycy nie będą mogli zadawać sobie pytań, nie dostaną też prawa do ripost i polemik.
Takie zasady oznaczają, że jeżeli nic się nie wymknie spod kontroli, wydarzenie zostanie pozbawione tego, co jest solą debat przedwyborczych, czyli odrobiny nieprzewidywalności, potrafiącej w końcówce kampanii zmieniać sondaże wyborcze.
Poniedziałkowa debata ma szansę stać się farsą, ponieważ organizuje ją skrajnie upolityczniona TVP, która jest głównym narzędziem propagandy Prawa i Sprawiedliwości. Nie powinniśmy się łudzić, że wszyscy uczestnicy tej debaty będą mieli w niej jednakowe szanse. Pytania zostaną tak skrojone, żeby jak najtrudniej było odpowiadać reprezentantom opozycji, zwłaszcza liderowi Koalicji Obywatelskiej Donaldowi Tuskowi. Trudno też nie podejrzewać, że reprezentujący PiS premier Mateusz Morawiecki nie pozna pytań wcześniej. Całkiem prawdopodobne, że sam je ułoży z pomocą sztabu wyborczego PiS.
Kuriozalny jest też dobór prowadzących tę pseudodebatę. Jej gospodarzami będą Michał Rachoń, który stał się twarzą propagandowych mediów zawłaszczonych i upartyjnionych przez PiS oraz prowadząca od niedawna główny serwis propagandowy w TVP „Wiadomości”, była modelka i uczestniczka konkursów piękności Anna Bogusiewicz-Grochowska. Propagandyści będą udawali dziennikarzy dbających o przebieg i poziom debaty. Uczciwiej byłoby, gdyby poniedziałkowe spotkanie poprowadzili politycy PiS. TVP nie oszukiwałaby widzów, że zadanie to powierzono dziennikarzom, którzy zadbają przynajmniej o minimum bezstronności i obiektywizmu.
Wyraźnie widać, że kierownictwo TVP dostało z centrali PiS polecenie, by odbębnić tę debatę, do zorganizowania której jest zobligowana przez prawo. TVP ma ją tak ustawić, żeby uczestnik reprezentujący PiS nie został podczas niej znokautowany i utrzymał się do końca tego przedstawienia na własnych nogach. Dlatego debata ma trwać zaledwie godzinę. Zadbano też o to, żeby obejrzało ją jak najmniej osób – stąd przeniesienie jej z godz. 21 na 18.30. Potem rozpoczną się „Wiadomości”, w których propagandyści „odpowiednio” zrelacjonują widzom, jak przebiegała debata.
Przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii, które odbyły się w lipcu, publiczny nadawca RTVE zorganizował kilka takich debat. W ostatniej starli się liderzy największych ugrupowań politycznych. To było starannie przygotowane ponadtrzygodzinne widowisko telewizyjne. Nie zakłóciło go nawet to, że w studiu zabrakło lidera prawicowej Partii Ludowej – Núñeza Feijóo. Program zaczął się od rozmowy przedstawicieli największych hiszpańskich mediów. Napięcie budowały relacje sprzed wejścia do gmachu RTVE, dokąd przyjeżdżali kolejni uczestnicy debaty. Kamery pokazywały ich samochody, dziennikarze prowadzący te relacje informowali, z kim uczestnicy przyjechali, a nawet komentowali, jak są ubrani. Następnie każdego polityka witała prezeska stacji Elena Sanchez Caballero, która robiła sobie z nimi zdjęcia na tle ustawionej ścianki. I zanim każdy z uczestników przestąpił próg siedziby hiszpańskiej telewizji, musiał jeszcze chwilę porozmawiać z reporterem RTVE. Emocje rosły, a ich kulminacyjnym punktem był początek debaty w studiu.
Ktoś może się zżymać, że takie widowiska, jak to w hiszpańskiej telewizji, to przesada i zamienianie poważnych spraw w rozrywkę. Tylko że takie widowiska zachęcają do zainteresowania się sprawami publicznymi i polityką. Dzięki temu więcej widzów ogląda i słucha polityków, a potem wyrabia sobie zdanie i decyduje, na kogo głosować. Na tym polega demokracja. Nam pozostanie emocjonowanie się kuriozalną farsą.
Mariusz Kowalczyk