Ogromne kontrowersje wzbudziło zaproszenie Roberta Bąkiewicza, kandydata do Sejmu z listy PiS znanego m.in. ze swoich antysemickich poglądów, do programu „Debata Dnia” Polsat News. Na prowadzącą program Agnieszkę Gozdyrę wylała się fala krytycznych komentarzy. Czy powinno się udostępniać antenę kontrowersyjnemu nacjonaliście i byłemu działaczowi Obozu Narodowo-Radykalnego? Zdania szefów redakcji są podzielone. – Promowanie takich osób jest niemoralne – uważa Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego “Gazety Wyborczej”.
W poniedziałkowej „Debacie Dnia” Polsat News gościli dwa posłowie, którzy kandydują do Sejmu z z okręgu radomskiego: Robert Bąkiewicz, który startuje z listy PiS z rekomendacji Suwerennej Polski, i Konrad Frysztak z Platformy Obywatelskiej.
Przypomnijmy: Robert Bąkiewicz to były członek zarządu Obozu Narodowo-radykalnego, skrajnie nacjonalistycznej organizacji, która -jak orzekł Sąd Najwyższy w 20201 roku – można nazwać „organizacją faszystowską”, ponieważ bezpośrednio nawiązuje do przedwojennego faszystowskiego ruchu o tej samej nazwie. Rozpoznawalność Bąkiewicz zyskał w 2017 roku, kiedy został prezesem Stowarzyszenia Marszu Niepodległości.
Kandydat PiS słynie ze swoich kontrowersyjnych, nacjonalistycznych i antysemickich poglądów. „PiS pełza przed Żydami”, „Wobec klęczącej postawy PiS w stosunkach z Żydami mamy obowiązek zachęcić Andrzeja Dudę do podpisania ustawy o IPN”, „W rządzie siedzą i myślą, jak udobruchać Żydów. Starali się do tej pory: kolacje szabasowe, jarmułki. Teraz pozostaje im tylko przejść na judaizm” – to tylko niektóre z szokujących wpisów kandydata na posła. Nie ukrywa, że jest przeciwnikiem demokracji. – To jeden z najgłupszych systemów, jakie stworzył człowiek – powiedział w 2017 r. w wywiadzie dla “Dziennika Gazety Prawnej”.
W 2020 roku podczas protestów kobiet przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego Bąkiewicz i jego koledzy ze Straży Narodowej siłą wypchnęli i wynieśli dwie aktywistki ze schodów kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. W marcu tego roku sąd skazał Bąkiewicza za użycie siły i naruszenie nietykalności cielesnej aktywistki Katarzyny Augustynek na rok prac społecznych i 10 tys. złotych nawiązki dla pokrzywdzonej.
O Bąkiewiczu znów zrobiło się głośno w 2021 roku, kiedy wraz z grupą narodowców zakłócał prounijną manifestację na pl. Zamkowym w Warszawie, do udziału w której zapraszał lider PO Donald Tusk. Narodowcy zagłuszali przemowę uczestniczki Powstania Warszawskiego Wandy Traczyk-Stawskiej. – Milcz głupi chłopie! Milcz! Milcz chamie skończony! – powiedziała pod adresem Bąkiewicza żołnierka AK. Później, w rozmowie z Interią, Bąkiewicz powiedział, że powstańczyni „być może nie do końca rozumie rzeczywistość”.
“To nieprzyzwoitość”
Udział w debacie narodowca wzbudził oburzenie internautów. Niektórzy z nich zapowiadają, że będą bojkotować Polsat News. – Od dzisiaj ogłaszam swój całkowity bojkot Polsat News. Zaproszenie do swojego programu Bąkiewicza przez Agnieszkę Gozdyrę było czymś obrzydliwym. Promowanie takich ludzi nie mieści się w moim pojmowaniu przyzwoitości. To nieprzyzwoitość. Polska zdziczała – napisał Michał Oleksyn.
– Pani Agnieszka, promotorka konfederatów i „wannabe” faszystów. I nie, nie kupuję tutaj misji mediów i zasady pluralizmu, bo promocja tych idei w przestrzeni publicznej jest zabroniona konstytucyjnie art. 13 oraz kodeksie karnym art. 256 – napisał inny internauta.
“Gdyby chciał się pokajać, sprawa byłaby otwarta”
Agnieszka Gozdyra, zapytano o udział narodowca w programie, odpowiedziała krótko: – Robert Bąkiewicz jest kandydatem na posła i to jest mój jedyny komentarz. – Zapraszaniem gości zajmuje się redakcja newsowa i widocznie uznano, że widzowie mają prawo samodzielnie wyrobić sobie zdanie o danych kandydatach startujących w wyborach – odpowiedział portalowi Wirtualnemedia.pl Tomasz Matwiejczuk, rzecznik prasowy Grupy Polsat Plus. Podkreślił, żeby “nie stawiać znaku równości pomiędzy czasownikiem zaprosić a promować”. – To, że kogoś zapraszamy do dyskusji, nie znaczy że go promujemy – dodał.
Zdania szefów liczących się redakcji są podzielone.
– Atrybut wolności słowa przysługuje wszystkim, niezależnie od poglądów. Dlatego pan Bąkiewicz ma równe prawo komentowania rzeczywistości z obrońcami demokracji i wolności słowa. Natomiast istotne jest, gdzie i jak mu się daje prawo wypowiedzi. Używanie tego prawa świadczy przy tym o mediach. Bez wątpienia nie oddałbym mu łam “Rzeczpospolitej” na głoszenie poglądów antysemickich, czy antydemokratycznych. Ale jeśliby na przykład chciałby się pokajać czy ogłosić zmianę w podejściu do świata, sprawa byłaby otwarta – powiedział nam Bogusław Chrabota, redaktor naczelny “Rzeczpospolitej”.
– Są argumenty za zapraszaniem pana Bąkiewicza i przeciwko temu. Kampania wyborcza jest dość specyficznym momentem. Gdyby pan Bąkiewicz startował do Sejmu z własnej, marginalnej partii, powiedziałbym, że nie ma sensu go zapraszać, ale ponieważ kandyduje z listy wyborczej dużej partii, która na pewno dostanie się do parlamentu, więc istnieje realna możliwość, że zostanie posłem przyszłej kadencji. W takiej sytuacji wydaje mi się, choć nie mówię tego z pełnym przekonaniem, że trzeba wyborcom pokazywać poglądy tych osób. Pytanie jest takie: czy lepiej dla demokracji byłoby, gdyby więcej osób – znając poglądy pana Bąkiewicza – świadomie nie oddało na niego głosu, czy lepiej będzie, jeżeli ktoś odda na niego głos, nie zdając sobie sprawy z jego poglądów? – mówi Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny portalu Onet.pl.
Czy zaprosiłby do Onetu Bąkiewicza? – Wydaje mi się, że byłbym przeciwny zaproszeniu pana Bąkiewicza do Onetu, ale na takie tematy zawsze dyskutujemy w redakcji w parę osób i gdyby większość z nich powiedziała, że jest za, to bym nie blokował tej decyzji – dodaje szef portalu.
Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego “Gazety Wyborczej”, nie ma wątpliwości. – Po pierwsze, nie należy zapraszać do studia wszystkich, tylko dlatego, że kandydują do Sejmu. Po drugie, promowanie takich osób jak Robert Bąkiewicz jest dla mnie niemoralne. Czym innym jest opisywanie jego „dokonań”, prawdziwych poglądów, kiedy ich nie ukrywa, a czym innym zaproszenie do debaty, kiedy włożył garnitur i krawat, ponieważ został kandydatem z listy PiS. Dziwię się, że niektóre media traktują go jak każdego innego kandydata, ponieważ nie jest to “każdy inny kandydat”. To człowiek o poglądach ksenofobicznych, bliskich faszyzmowi, który wyklucza wielu obywatelski Polski, chcąc im odebrać różne prawa – podkreśla wiceszef dziennika.
Na pytanie, czy oddałby łamy swojej gazety narodowcowi, kategorycznie odpowiada: – Nie.