Stworzył dwa mocne telewizyjne duety: z Dorotą Wellman i Szymonem Hołownią. Od lat wygłupia się w porannym programie, ale potrafi też poważnie rozmawiać. – Gdyby uruchomić dziś kanał Marcin Prokop TV, to miałby on tak liczne grono odbiorców, że sukces byłby murowany – przewiduje Barbara Bilińska, była wiceszefowa TVP2. – To nie jest facet, który zakłada maskę i udaje dowcipnego dziennikarza, a gdy kamery są wyłączone, staje się śmiertelnie poważny i obrażony na cały świat – dodaje Leszek Kumański, który współpracował z Marcinem Prokopem.
Gdy w trakcie programu pękły mu spodnie, cytuje przebój zespołu Pogodno. – „Pani w obuwniczym miała takich ruch, że aż się jej buty rozeszły”. A mnie się rozeszły spodnie i taka ekscytacja nastąpiła w programie – mówi Marcin Prokop, tłumacząc widzom „Dzień dobry TVN”, dlaczego w tle słychać chichot ekipy śniadaniówki. – Zapowiedzmy lepiej zespół muzyczny, bo trzeba to na tobie zaszyć – ledwo wydusi z siebie towarzysząca mu Dorota Wellman, która nie jest w stanie powstrzymać śmiechu. – Tylko nie zaszywajcie mi wszystkiego, same spodnie wystarczą. Przepraszam państwa najmocniej. Zdarza się najlepszym. Jak to się mówi: z nowym rokiem, nowym krokiem – reaguje Prokop.
– Idziesz z tym mikrofonem, jak Szymon z gromnicą na roraty – mówi do jednego z uczestników „Mam talent!”. A po innym występie w tym programie zwraca się do Hołowni: – Bardzo mi się podobało. Bardzo mi się podobają rzeczy, których nie rozumiem i nie umiem. Dlatego jak patrzę na ciebie, wciąż mi się podobasz.
– Błyskotliwy, inteligentny, z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie – słyszę o Marcinie Prokopie od tych, którzy z nim pracowali.
Mail do „Machiny”, telefon od naczelnego
Kilka dni temu na festiwalu w Sopocie przyznaje, że z wykształcenia jest bankowcem. – Ale w banku przepracowałem zaledwie trzy miesiące – mówi ze sceny w Operze Leśnej. – Po tych trzech miesiącach zostałem usunięty jako nierokujący, więc sami rozumiecie.
Na studia dziennikarskie nie idzie. W planach nie ma też pracy w mediach. Przypadek sprawi, że znajdzie się tam pod koniec lat 90. i zostanie w nich do dziś. – Napisałem kiedyś list do „Machiny” z polemiką. Dostrzegł ją redaktor naczelny, który do mnie zadzwonił, nakrzyczał na mnie, powiedział, że jestem strasznym, bezczelnym młokosem, który śmie jego tak traktować w mailu, a on już 20 lat pracuje i się nie myli. I na koniec ten redaktor „Machiny” powiedział, że jak jestem takim cwaniakiem, to żebym sam coś napisał. Ja odpisałem mu: „dobra, napiszę” – tak o swoich początkach pracy w mediach opowiada kilka lat temu dziecięcemu youtuberowi TY monsterowi Marcin Prokop.
Na przełomie wieków zaczyna publikować swoje teksty nie tylko do „Machiny” i „Przekroju”, którymi będzie później kierował („Machiną” w latach 2000-2002, a „Przekrojem” w latach 2012-2013), ale też do „Wprost”, „Gali”, „Glamour” i „Gazety Wyborczej”. Pisze przede wszystkim o popkulturze. Przez trzy lata (2004-2007) szefuje miesięcznikowi „Film”. Nawiązuje też współpracę z dopiero co otwartym polskim oddziałem stacji MTV. Prowadzi tam kilka programów muzycznych. Szerzej daje się poznać widzom w 2003 r. jako juror w programie „Idol” w Telewizji Polsat.
TVP zdejmuje program Prokopa po paru odcinkach
Rok później Prokop dołącza do TVP. W Dwójce prowadzi kilka programów, m.in. „Młode wilki”, „Przebojowe Polki” czy „Prokop i panny”. – Pierwsze moje programy telewizyjne były mocno nieudane i powinny mnie zniechęcić do tego, żeby zajmować się mediami. Kiedy coś nie udaje się wiele razy, to rzeczywistość wysyła jasny sygnał: to nie jest twoje miejsce, nie powinieneś się za to brać, uciekaj jak najdalej. Schowaj się do swojej mysiej dziury. Wstydź się tego, że nie potrafisz. Ja miałem w sobie ten upór człowieka, który próbuje rozmontować radio albo inny skomplikowany mechanizm i mu się to nie udaje – opowiada po latach w podcaście Grega Albrechta.
Przyznaje tam, że program „Prokop i panny” nadawany w wieczornym prime time TVP2 miał oglądalność na poziomie błędu statystycznego: – Widzowie go masowo nie pokochali. Był to też pierwszy program na antenie Telewizji Polskiej od bardzo dawna, który został zdjęty z anteny po paru odcinkach. Nie dokończono nawet sezonu. To było bardzo jasnym sygnałem: to jest bardzo złe.
– On mi się od razu spodobał. Prowadził wtedy swój talk-show w telewizji publicznej, gdzie rozmawiał ze znanymi postaciami. Pomyślałem sobie: co za błyskotliwy gość, jeśli nabierze pewności siebie, z tego faceta będzie znakomity showman – wspomina pierwsze programy Marcina Prokopa w TVP Leszek Kumański, autor bardzo popularnych wtedy programów w Dwójce: „Europa da się lubić” i „Duże dzieci”.
W 2006 r. wymyśla „Podróże z żartem”. To ma być program rozrywkowy, w którym znane osoby opowiedzą anegdoty i podzielą się wrażeniami po pobycie w innych krajach. Studio odwiedzają m.in. Michał Ogórek, Wojciech Cejrowski, Beata Pawlikowska, Jose Torres czy Piotr Gąsowski. – Szukałem pary prowadzących, którzy będą potrafili żartować z gośćmi, ale też przekomarzać się ze sobą. Nie chciałem sztywniaków czytających pytania z kartki. To miał być przyjemny program, dlatego od razu pomyślałem o Dorocie Wellman, która ma ogromne poczucie humoru i autoironii, oraz o Marcinie Prokopie, który świetnie do niej pasował. Oboje mieli te cechy, na których mi wtedy zależało: błyskotliwość, inteligencję, swobodę zachowania się przed kamerą. Czułem, że ta dwójka da znakomity efekt. I tak się stało. Program miał wysoką oglądalność – chwali się Leszek Kumański.
Prokop i Wellman razem z TVP do TVN
W tym samym czasie Dorota Wellman i Marcin Prokop zaczynają prowadzić razem „Pytanie na śniadanie”, poranny program w TVP2. – Połączyła ich Nina Terentiew, która wymyśliła to pasmo i obsadzała pierwsze pary prowadzących śniadaniówkę. Ciepło, wiedza i sympatia Doroty Wellman nikogo nie dziwiła, a Marcin Prokop rósł razem z tym programem. To był bardzo udany eksperyment kreowania nowych gwiazd – wspomina tamte czasy Barbara Bilińska, wicedyrektor ds programowych w TVP2 w latach 2000-2006. – Dorota już wtedy była wielką osobowością telewizyjną. To ona pomogła Marcinowi się ukształtować. Dziś ta para świetnie się uzupełnia. Ich nieukrywana sympatia, dystans do siebie i naturalność jest czymś, co ujmuje widzów porannego programu.
Wspólna przygoda Doroty Wellman i Marcina Prokopa z „Pytaniem na śniadanie” nie trwa długo, bo w 2007 r. przechodzą do konkurencji. Do stacji ściąga ich Edward Miszczak, ówczesny dyrektor programowy TVN. Proponuje im prowadzenie śniadaniówki. I tak od 16 lat prowadzą w duecie niektóre wydania „Dzień dobry TVN”. Choć na początku próbowano tę parę rozdzielić. – Miałem zdjęcia z Magdą Mołek i Jolą Pieńkowską. Obydwie to fantastyczne dziennikarki i bardzo się lubimy, natomiast wtedy mało się znaliśmy i trochę zabrakło chemii na ekranie – zwierzał się serwisowi dziendobry.tvn.pl Marcin Prokop. Ostatecznie duet przetrwał w śniadaniówce TVN. Marcin Prokop podkreśla, że z Dorotą Wellman zaczął się przyjaźnić znacznie wcześniej niż zadebiutowali razem na ekranie. – Wszystkie moje najlepsze relacje telewizyjne najpierw budowały się poza telewizją. Z Dorotą byliśmy zaprzyjaźnieni, zanim zaczęliśmy razem pracować przed kamerą – zaznaczył w tym samym wywiadzie.
– Akurat w tym przypadku było pewne, że inna stacja podbierając sobie prowadzących, nie zgubi ich osobowości, bo ani Marcin ani Dorota by sobie na to nie pozwolili – uważa Barbara Bilińska. Decyzji o przejściu Marcina Prokopa i Doroty Wellman do TVN bardzo żałował Leszek Kumański. – Kręciliśmy kolejny sezon „Podróży z żartem” i nagle musiałem znaleźć nową parę prowadzących. Z żalem przyjąłem wiadomość, że nie będzie już Marcina i Doroty. Ale jednocześnie wiedziałem, że Prokop chce się dalej rozwijać, a Telewizja Polska wtedy nie mogła mu tego zapewnić. W TVN-ie dość szybko mógł realizować swoje kolejne pomysły – opowiada Kumański.
„Profesjonalista w każdym calu”
Niewątpliwy sukces przyniósł Prokopowi udział w programie „Mam talent!”, jeden z pierwszych talent-show pokazywany w TVN. Pierwszą edycję zrealizowano w 2008 r. Celem programu opartego na brytyjskim formacie było wyłonienie zwycięzcy spośród osób prezentujących różnego rodzaju talenty artystyczne.
Od początku prowadzącym był Marcin Prokop. Aż do 12. edycji towarzyszył mu w tej roli Szymon Hołownia (później zrezygnował ze względu na swój start w wyborach prezydenckich w 2020 r.). – Oni przez wiele lat tworzyli najlepszą parę prowadzących w tym kraju. To dwóch bardzo inteligentnych facetów o trochę innych poglądach i zainteresowaniach, ale w tym programie udało im się znaleźć wspólny klucz do prowadzenia „Mam talent!” z żartem, humorem i swadą. Byli niezawodnym, świetnie się uzupełniającym teamem, tak jak w latach 80. Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński, prowadzący „Sondę” – uważa Wojciech Iwański, reżyser wszystkich dotychczasowych edycji programu „Mam talent!”.
– Marcin jest pistoletem, ma niesamowity refleks. Nie ma dziś innego prowadzącego, który tak szybko reaguje i przetwarza to, co ktoś do niego kieruje. Jeśli jest to rozmowa, to zagada człowieka na śmierć, ale robi to zawsze z wdziękiem. To profesjonalista w każdym calu, niezależnie od tego, czy prowadzi program telewizyjny, festiwal muzyczny czy premierę filmową. Po prostu zawsze się sprawdza w swojej roli – komplementuje reżyser „Mam talent!”.
Czy Wieniawa da sobie radę z Prokopem?
Wojciech Iwański podkreśla, że przy tym programie świetnie mu się współpracowało z Marcinem Prokopem. – On jest bezobsługowy. Dostaje od nas tekst, pracuje nad nim, sporo tam zmienia i przynosi poprawioną wersję. Gdy program jest na żywo, wszystko musi być dokładnie zaplanowane. Marcin wie, kiedy i co ma powiedzieć, co nie znaczy, że czyta wszystko z promptera. Tam ma podstawowe informacje o uczestnikach: jak się nazywają, skąd przyjechali, czym się zajmują. Resztę dopracowuje Marcin. To wypadkowa jego wrażliwości, wiedzy, skojarzeń. Często w swoich wejściach bierze pod uwagę aktualne wydarzenia, miesza w to politykę, żywo reaguje, a do tego mówi własnym językiem. To nie jest facet, który odczytuje cudze teksty. Ewentualnie odczytuje własne teksty, ale po to, by wiedzieć, w którym momencie może sobie pozwolić coś dopowiedzieć. Czasem gdy go proszę: „tylko broń boże tego nie mów”, to zawsze to powie. To nie jest pokorny typ – śmieje się Iwański.
Niedawno zapowiedziano, że najnowszą, 15. edycję „Mam talent!” poprowadzą nowe osoby. Marcin Prokop nie znika jednak z programu, ale po raz pierwszy zasiądzie przy stole dla jurorów. Obok niego będzie obecna od pierwszej edycji Agnieszka Chylińska. Widzowie nie zobaczą już w składzie jury Małgorzaty Foremniak. Jej miejsce zajmie znacznie młodsza aktorka – Julia Wieniawa. Program w nowej odsłonie będzie można oglądać w przyszłym roku.\
– Przyszły zmiany, mnie też już nie ma przy produkcji tego programu – mówi Wojciech Iwański. – Dziewczyny, które po odejściu Edwarda Miszczaka rządzą teraz w TVN-ie, chciały odmłodzić produkcję. Stąd zamiast Małgosi Foremniak pojawi się Julia Wieniawa. O Marcina jestem spokojny, bo wiem, że doskonale sobie poradzi w roli jurora, w końcu był nim już w czasach „Idola”. Zastanawiam się tylko, czy nie zdominuje reszty. Agnieszka Chylińska da sobie z nim radę, trudniej będzie Julii, bo w zderzeniu z Marcinem nie jest łatwo się przebić i coś powiedzieć.
„I pogrzeb mógłby fantastycznie poprowadzić”
– Podejrzewam, że gdyby uruchomić dziś kanał Marcin Prokop TV, to miałby on tak liczne grono odbiorców, że sukces byłby murowany – przewiduje Barbara Bilińska. Jak podkreśla, Prokop od zawsze miał dużą potrzebę rozwoju, uczenia się i eksperymentowania. Za co go ceni? – Poczucie humoru, dystans do siebie, wiedza, naturalność i wielka atencja dla rozmówcy. Oglądając jego programy, widać, że jest zawsze świetnie przygotowany, uważnie słucha i zadaje mądre pytania.
Doceniają to nie tylko w TVN, gdzie Marcin Prokop dostaje do prowadzenia kolejne programy rozrywkowe jak „Clever – widzisz i wiesz”, „Milion w minutę”, „Lego Masters” czy „Miłe wieści”, ale też radiowcy. Przez dwa lata (2009-2011) był gospodarzem „Dużego wywiadu Radia Zet”, a kilka lat później w Radiu Złote Przeboje zaczął prowadzić audycję „Siła wyższa”, w której pomagał osobom, które prosiły go o załatwienie za nich spraw pozornie niemożliwych do rozwiązania.
– Jak ktoś jest świetny, to w każdej sytuacji się odnajdzie – uważa Leszek Kumański. – Marcin Prokop nawet gdyby miał poprowadzić debatę przedwyborczą, to zrobiłby ją świetnie, znacznie lepiej niż wielu usztywnionych dziennikarzy, przerażonych sytuacją czy obawą o dyskomfort przesłuchiwanych. Mielibyśmy błyskotliwe pytania i riposty po kalekich wypowiedziach polityków. Przekornie mógłbym powiedzieć, że Marcin Prokop jakby się uparł, to i pogrzeb mógłby fantastycznie poprowadzić.
Kumański podkreśla, że również prywatnie ceni sobie Marcina Prokopa. – On po prostu na co dzień jest taki jak w telewizji. To nie jest facet, który zakłada maskę i udaje dowcipnego dziennikarza, a gdy kamery są wyłączone, staje się śmiertelnie poważny i obrażony na cały świat. Ma w sobie ciepło, luz i kontaktowość, co sprawia, że nie da się go nie lubić – mówi reżyser „Podróży z żartem”.
– Marcin Prokop jest dziś wielką i ważną postacią na polskim rynku medialnym. Z dumą obserwuję, jak fantastycznie się rozwija i jakim jest charyzmatycznym prowadzącym – ocenia Barbara Bilińska.
„U Wellman i Prokopa jest pełna naturalność”
Była wiceszefowa TVP odnosi się też do zapowiadanych na jesień zmian w śniadaniówce TVN. – Bardzo się cieszę, że wreszcie Lidka Kazen postawiła na trzy pary prowadzących „Dzień dobry TVN”. To fantastyczne, że w końcu odkryto oczywistą prawdę, że widz śniadaniówek przywiązuje się do osób, które codziennie ogląda na ekranie. Jeśli każdego dnia jest inna para prowadzących, to ma on poczucie, że do jego domu ciągle przychodzą nowi goście. Tymczasem pora śniadaniowa to czas, gdy chce się przyjmować u siebie ludzi, których się lubi, zna i na których patrzy się z sympatią – uważa Bilińska.
Niedawno zapowiedziano, że widzów „Dzień dobry TVN” witać będą na razie na zmianę trzy pary gospodarzy: Dorota Wellman i Marcin Prokop, Paulina Krupińska i Damian Michałowski oraz Ewa Drzyzga i Krzysztof Skórzyński. To znaczna zmiana wobec poprzedniego sezonu, gdy par było dwa razy więcej.
Dla Barbary Bilińskiej Wellman-Prokop to najlepsza para w polskiej telewizji. – Trudno ich zestawić z jakimkolwiek innym duetem. To, co wyróżnia Dorotę i Marcina, to ich ogromna wiedza, inteligencja i humor. Oni nie muszą niczego grać ani udawać. Błyskawicznie reagują na to, co dzieje się w studiu. To program na żywo, więc trzeba być otwartym, a jednocześnie umieć panować nad sobą i różnymi sytuacjami. To, co ich z pewnością zbudowało, to ogromna naturalność. Cenię ich za duży szacunek do siebie i za to, że pozwalają widzom śmiać się z siebie, podczas gdy sami nigdy się z nich nie śmieją. Potrafią też być w stosunku do siebie złośliwi, choć robią to w sposób wyjątkowo przyjemny. Nie kreują się na mądrali, wprowadzają za to dużo ciepła, dystansu i wyrozumiałości wobec widza i siebie. To obecnie niedościgniony wzór dla innych par w polskiej telewizji. Szczególnie że wiele z nich za wszelką cenę stara się przymilać do widzów. A dziś niestety w śniadaniówkach dominują sztuczne uśmiechy, dziwne miny, wymyślne fryzury i stroje. Poranna telewizja to zaglądanie do domów ludzi, którzy są tam w szlafrokach czy dresach. Nie ma więc sensu, by prezenterzy stroili się jak na uroczystą premierę w teatrze. Na szczęście u Wellman i Prokopa jest pełna naturalność – mówi Bilińska.
„Rodzynek w zalewie bezbarwnych postaci medialnych”
Bardzo szybko rozmowa o Marcinie Prokopie zamienia się w dyskusję o kondycji współczesnych mediów, w których coraz mniej liczy się osobowość, a bardziej wygląd i zasięgi w serwisach społecznościowych. – Media niestety lansują tych, którzy dbają tylko o swój wizerunek, fizis, strój. Liczy się to, ile kto miał operacji plastycznych, ile wydał na nowe buty i ilu ma followersów, a bogactwo wewnętrzne i to, kim jesteś, przestaje mieć znaczenie – ubolewa Leszek Kumański. – Dlatego ktoś taki jak Prokop jest rodzynkiem w zalewie bezbarwnych postaci medialnych. Widzowie nie są głupi. To, że oglądają te pacynki w telewizji, nie znaczy, że się z nimi identyfikują. Odbiorca dobrze wie, kto jest naprawdę inteligentny, błyskotliwy i jemu bliski, a kto poraża sztucznością. Przecież w showbiznesie najbardziej liczy się osobowość.
Kumański dodaje, że Marcin Prokop to inteligentny, błyskotliwy i żartobliwy artysta, z ogromnym dystansem do siebie. – A jednocześnie showman wielkiej klasy, nie mający kaprysów gwiazdy. Z jednej strony poważny, bo jest odpowiedzialny, a z drugiej niepoważny, ponieważ tryska humorem, improwizuje i na poczekaniu potrafi skomentować każdą sytuację. To nie jest typ prowadzącego, który musi nauczyć się tekstu z kartki. Strzela grepsami jak z rękawa, bo ma w sobie to coś. Gdyby wszyscy byli tacy jak Marcin, to nasz showbiznes byłby rajem – uważa Leszek Kumański.