Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”, mówi w rozmowie z „Presserwisem”, że jego dziennikarz może zarobić na rękę 7 tys. zł. To więcej, niż wynagrodzenie dziennikarzy w dziennikach Polska Press (ok. 4 tys. zł), a jednocześnie to najwyższa płaca na rynku tygodników i portali lokalnych.
Jurecki: „Było nieźle, później przyszła pandemia”
Ogólnopolska rzeczywistość płacowa mocno odstaje od tej kwoty. W dużym tygodniku lokalnym w centralnej Polsce płace są zróżnicowane. Jego wydawca mówi wprost: – Od minimum ustawowego do 5,5 tys. zł na rękę. Ale wszystko zależy od sprawności dziennikarskiej, realizowanych tematów i umiejętności zaangażowania czytelników.
Zna też przyczynę wysokich zarobków w „TP”. Zaczęły się w czasach tygodnikowej prosperity, a kiedy przyszła inflacja, dziennikarze (wszyscy są zatrudnieni na etatach) upomnieli się o podwyżki. „Tygodnik Podhalański” jest jedną z największych gazet lokalnych w Polsce (według danych wydawcy sprzedaż wynosi kilkanaście tysięcy egzemplarzy). Trafia też do Chicago i Toronto.
– Jeszcze kilka lat temu sytuację mieliśmy naprawdę niezłą. Skończyło się trzy lata temu, kiedy przyszła pandemia – mówi Jerzy Jurecki. – Dziś już nie dam rady podnieść płac, zwłaszcza że przez inflacyjne oszczędności musieliśmy zmniejszyć objętość gazety.
W wydawnictwie Korso, które ma w portfolio sześć portali informacyjnych na Podkarpaciu, zarobki też nie należą do najgorszych. – Płacimy na rękę od 3,8 tys. do 5 tys. zł – mówi Bogdan Rojkowicz, właściciel wydawnictwa.
Jak ocenia, udział kosztów osobowych w kosztach całego wydawnictwa to około 80 proc. – Ale to wszystkie koszty, łącznie z handlowcami, pracownikami biurowymi i kadrą zarządzającą. Zarobki na tym poziomie są jednymi z lepszych w regionie – stwierdza Rojowicz. Średnie wynagrodzenie w województwie podkarpackim w maju 2023 roku według GUS wyniosło 5884,73 zł brutto.
Układ oparty na wzajemnym zaufaniu
Wydawca kilku portali lokalnych i lokalnego radia internetowego na Dolnym Śląsku łapie się za głowę. – Sporo zarabiają w Korso! My tyle nie możemy zapłacić – mówi w rozmowie z „Presserwisem”. Portale nie przynoszą aż takich dochodów, by można podnieść pensje dziennikarzom. Tym – dwóm osobom na zleceniach, pięciu na etacie – płaci nieco powyżej pensji minimalnej. Więcej zarabiają handlowcy, ale ich płaca jest uzależniona od liczby zebranych reklam, od których uzyskują prowizję. Za to dziennikarze dostają potrzebny sprzęt i oprogramowanie, a także, co jest ewenementem na rynku lokalnych mediów, samochody służbowe do osobistego użytku.
– Nie wprowadziłem żadnej kilometrówki ani innych rozliczeń, ale też nie pytam, ile przejechali służbowo, a ile prywatnie. To układ opierający się na wzajemnym zaufaniu i ani ja, ani oni nigdy się nie zawiedliśmy – mówi wydawca. Dodaje, że dla niego te służbowe samochody są de facto mobilnym nośnikiem reklamy jego portali. – Dostają nowe samochody, za które nie muszą spłacać rat. Nie pytam, czy wożą dzieci do przedszkola, albo czy jeżdżą na zakupy. To układ oparty na wzajemnej korzyści – wyjaśnia. Dla niego to pozapłacowy element wynagrodzenia, dla dziennikarza również, bo nie musi sam myśleć o zakupie samochodu i spłatach rat. Wydawca nie mówi jednak o finansowych szczegółach nabycia samochodów.
Po zmianach własnościowych zmieniła się sytuacja płacowa w „Dzienniku Wschodnim” w Lublinie. Jesienią ubiegłego roku mniejszościowi udziałowcy wydawnictwa Corner Media sprzedali swoje udziały, które trafiły do lubelskich deweloperów. Pod poprzednim zarządem dziennikarze dostawali podstawę w wysokości minimum krajowego, do tego dochodziła wierszówka. Stawki wahały się od 80 do 150 zł za „jedynkę”, 60-80 zł za czołówkę trzeciej strony, czołówki kolejnych stron wyceniano na ok. 45 zł brutto. Dziennik ukazuje się przez sześć dni w tygodniu, a sprawny dziennikarz mógł zarobić powyżej średniej regionalnej – średnie wynagrodzenie w województwie lubelskim w maju 2023 roku według GUS wyniosło 5996,73 zł brutto. Po zmianach dziennikarze otrzymali nowe umowy o pracę na 3,5 tys. zł brutto z możliwością otrzymania premii uznaniowej.
Mateusz Orzechowski, szef Grupy Wydawniczej Wspólnota, wydającej w papierze i cyfrowo 11 tytułów lokalnych na Lubelszczyźnie i Podlasiu, uważa, że dziennikarz świadczący usługi redakcji na zasadzie umowy B2B (business to business) i rozliczający się na podstawie wystawianej jej faktury lub rachunku, jest w stanie w lokalnym tygodniku osiągnąć pułap zarobków na poziomie 5,5 tys. zł. Ale zdarzali mu się dziennikarze mało piszący, którzy pracując na umowę cywilnoprawną, z trudem wypisywali teksty za 1 tys. zł miesięcznie.
Wydawnictwa na skraju rentowności
Alicja Molenda, wieloletnia szefowa Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, przyznaje, że stowarzyszenie nigdy nie prowadziło kompleksowych badań na temat wynagrodzeń i form zatrudnienia. – Ostatnio na grupie facebookowej zrzeszającej wydawców sami zadaliśmy sobie pytanie o zarobki w gazetach – mówi w rozmowie z „Presserwisem”. – Odpowiedziało 15 wydawnictw. Wyszło na to, że najpopularniejszy przedział zarobków netto to od 3 tys. zł do 5 tys. zł. Płace między 5 a 6 tys. zł zadeklarowało dwóch naczelnych i jedno wydawnictwo, które płaci tyle wyjątkowo sprawnemu dziennikarzowi. Powyżej 6 tys. zł zarabiają naczelni w trzech lokalnych tytułach.
Sama w swoim „Przełomie” wydawanym w Chrzanowie i Trzebini nie płaci dziennikarzom mniej niż 4 tys. netto. – Jesteśmy w szczególnej sytuacji. Dwóch naszych dziennikarzy jest na długotrwałych zwolnieniach i cała praca spadła na mnie i jeszcze cztery osoby, stąd i zarobki mamy tymczasowo wyższe, ale pracy też nam przybyło – wyjaśnia. Jej dziennikarze zatrudnieni są na etatach.
Andrzej Andrysiak, obecny szef SGL, podkreśla, że we wszystkich lokalnych mediach płace zależą zwykle od kondycji wydawnictwa, a te po pandemii, a potem w wyniku skokowej podwyżki cen papieru, energii i kosztów kolportażu w wielu wypadkach znalazły się na skraju rentowności. Większość ratowała się podwyżkami ceny egzemplarzowej. – Jest też drugi element – jakość pracy dziennikarza – zaznacza. – W małych zespołach łatwo to ocenić. Widać, kto co robi i jakie są tego robienia efekty. Dlatego lokalny wydawca zawsze doceni sprawnego dziennikarza, bo to jego teksty będą stanowiły o jakości gazety czy portalu.
W Polsce nigdy nie prowadzono badań nad kondycją finansową i warunkami zatrudnienia dziennikarzy lokalnych. – Nigdy się tym nie zajmowaliśmy – przyznaje Zbigniew Maciąg z Konfederacji Lewiatan, zrzeszającej polskich pracodawców. Nigdy nie zajmowali się tym również związkowcy z Komisji Dziennikarek i Dziennikarzy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Sami wydawcy lokalni czasem wymieniają się takimi informacjami, ale generalnie obowiązuje zasada: płacę tyle, na ile stać wydawnictwo.