Sprawa Kraskowski vs Adamczyk ciągnie się od siedmiu lat. Dziennikarz przyznaje, że jest skomplikowana. Najpierw sam wystąpił w procesie cywilnym o zapłatę za kilka miesięcy pracy w Ministerstwie Infrastruktury, gdzie, jak mówi, był na przełomie 2015 i 2016 roku jednoosobowym biurem prasowym. – Ostatecznie sąd, na podstawie kontrpozwu, orzekł, że działałem na szkodę ministerstwa, i zamiast przyznać mi pieniądze, wyznaczył mi nawiązkę w wysokości 7 tys. zł. Chciałem ją spłacić w siedmiu miesięcznych ratach, ale ministerstwo się nie zgodziło – mówi w rozmowie z „Presserwisem” Kraskowski, wieloletni dziennikarz, laureat nagrody Grand Press w kategorii News w 2007 roku, obecnie prowadzący serwis Reporterzy.online.
Kraskowski nie odwoływał się od wyroku, w międzyczasie zmienił miejsce zamieszkania, a ministerstwo przez siedem lat wysyłało mu wezwania do zapłaty pod adresem, pod którym nie mieszkał. Ostatecznie wystąpiło do sądu o ujawnienie majątku dziennikarza. Wniosek pojawił się krótko po tym, jak Kraskowski zawnioskował o ujawnienie owianej tajemnicą pracy magisterskiej ministra, co do której pojawiły się dziennikarskie doniesienia o podejrzeniach o plagiat. We wrześniu 2018 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi nakazał Społecznej Akademii Nauk ujawnienie szczegółów dotyczących pracy dyplomowej Adamczyka (wyrok do dziś nie został wykonany).
– Powiedziałem wtedy i powtórzyłem to w poniedziałek przed sądem, że bardzo chętnie ujawnię swój majątek, pod warunkiem, że pan minister ujawni swoją ściśle tajną pracę magisterską – mówi „Presserwisowi” Kraskowski.
Sprawa toczy się na podstawie przepisów kodeksu postępowania cywilnego, które za brak nakazanego wyrokiem sądu ujawnienia majątku przewidują grzywnę oraz do miesiąca aresztu. Wczoraj sąd wymierzył Kraskowskiemu grzywnę w wysokości 300 zł. Kolejną rozprawę wyznaczył na 13 listopada – wtedy sąd rozstrzygnie, czy Kraskowski pójdzie do aresztu.
– To też znamienne, że data rozprawy przypada po wyborach – zauważa Kraskowski.
Podobną uwagę na postępowanie sądów, które sprawy rządzących przeciwko dziennikarzom przekładają na powyborcze terminy, zwrócił niedawno w rozmowie z „Presserwisem” prof. Jacek Izydorczyk, prawnik i wykładowca procedury karnej, były ambasador RP w Tokio. Stwierdził wtedy, że robi to coraz więcej sędziów.