Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota w uzasadnieniu zamieszczonym na stronie internetowej Rp.pl tłumaczył, że „czytelnicy mają prawo poznać poglądy publicystyczne Jacka Kurskiego”, a kierowana przez niego gazeta jest „jedynym w kraju forum wymiany poglądów pomiędzy stronami politycznego sporu”. W opinii Chraboty tekst Kurskiego – polskiego przedstawiciela w Radzie Dyrektorów Banku Światowego – „spełnia kryteria publikowalności”, choć sam fakt opublikowania artykułu byłego prezesa TVP w niczym nie zmienia zdania „Rzeczpospolitej” o „osobistej odpowiedzialności autora za długoletnie dewastowanie polskiej telewizji publicznej i atmosferę politycznego hejtu”.
Te zastrzeżenia nie wystarczyły. „Różne żarty przychodzą do głowy, ale napiszę jednak na serio: opublikowanie tekstu człowieka, który zrobił z telewizji publicznej megafon władzy, jest nieprzyzwoite” – ocenił Wojciech Szacki z Polityki Insight. Konrad Piasecki z TVN skomentował z kolei: „Ciekawe, że polski przedstawiciel w Banku Światowym nie uznał za godnych swego pióra łamów Gazety Polskiej, prasy Orlenu, WSieci czy innego WPolityce, tylko uznał, że napisze tekst do »Rzeczpospolitej«. Niezależne media czasem się przydają”.
WŁASNĄ ŚCIEŻKĄ
Jeszcze tego samego dnia na stronie Polityka.pl krytyczny komentarz zamieścił Mariusz Janicki, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Polityka”. Jego zdaniem publikacja tekstu byłego prezesa TVP była przekroczeniem kolejnej granicy. „Przekroczeniem nieoczekiwanym, bo ze strony człowieka dotąd szanowanego za przestrzeganie zawodowych standardów, który wcześniej wielokrotnie Jacka Kurskiego ostro krytykował za to, co na polityczne zlecenie (…) zrobił z państwową telewizją i generalnie – z jakością życia publicznego w Polsce” – podkreślił Janicki w komentarzu „Jacek Kurski w »Rzeczpospolitej«. Granice padają, ale dlaczego?”.
W jego opinii „Rzeczpospolita” od dawna próbuje znaleźć własną ścieżkę w opisie pisowskiej rzeczywistości, starając się być blisko instytucji państwa. „Takie nastawienie redakcji przez wiele lat III RP nie było źródłem kontrowersji, bo kolejne rządzące ekipy nie przekraczały ustrojowych granic liberalnej demokracji. Ale ta metoda zaczęła zawodzić za czasów PiS” – skomentował.
Jego redakcyjny kolega Jacek Żakowski po kilku tygodniach od opublikowania tekstu Kurskiego przyznaje, że owym faktem był raczej zszokowany niż oburzony. – Jacek Kurski jest ewidentnym złoczyńcą. Notorycznym i cynicznym manipulantem. A ten tekst, mimo komentarza ze strony redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, traktuje Kurskiego jako źródło informacji. Gdyby był to rodzaj ekspiacji, to dałbym Kurskiemu miejsce nawet w swojej audycji. Ale w tym wypadku nic takiego nie miało miejsca – zauważa Żakowski.
– Nie chciałem uwierzyć – tak z kolei swoją reakcję na tekst Jacka Kurskiego wspomina Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. I argumentuje: – Bo jest to tekst o niczym. Ale ważniejsze jest to, że Kurski jest synonimem niszczenia dziennikarskich standardów. Synonimem łamania ludzkich kręgosłupów i synonimem poddaństwa pseudodziennikarzy PiS-owskiej władzy – nie ma wątpliwości Imielski.
***
To tylko fragment tekstu Grzegorza Sajóra. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.