Trwa śledztwo ws. nieprawidłowości w „Newsweeku”

Tomasz Lis

Niedługo minie rok odkąd prokuratura wszczęła postępowanie ws. nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w redakcji tygodnika „Newsweek Polska” (Ringier Axel Springer Polska) za czasów, gdy kierował nim Tomasz Lis. Śledczy wciąż przesłuchują świadków, ale w dalszym ciągu nie rozmawiali z samym Lisem.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie w połowie lipca ub.r. wszczęła śledztwo, mające wyjaśnić co działo się w redakcji tygodnika „Newsweek Polska”, kiedy redaktorem naczelnym tytułu był Tomasz Lis. To efekt zawiadomień, jakie latem wpłynęły do prokuratury, a dotyczących m.in. molestowania seksualnego i naruszania praw pracowniczych. W czerwcu ub.r. Szymon Jadczak opisał na łamach Wirtualnej Polski, że w „Newsweeku” mogło dochodzić do łamania praw pracowniczych, co podwładni Lisa zgłaszali wydawcy.

Od początku śledztwa minął niemal równy rok. Co ustaliła do tej pory prokuratura? „Informuję, że postępowanie jest kontynuowane. Aktualnie gromadzony jest materiał dowodowy, w szczególności zaś przesłuchiwani świadkowie. Postępowanie prowadzone jest w sprawie – in rem, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów” – przekazał nam w zastępstwie rzecznika prasowego warszawskiej prokuratury Szymon Banna.

Identyczną odpowiedź otrzymaliśmy pod koniec marca br. Spytaliśmy wtedy samego Lisa, czy śledczy już go przesłuchiwali. „Za pośrednictwem mojego pełnomocnika już dawno przekazałem prokuraturze, że jestem gotów stawić się na wezwanie. Czekam” – mówił wtedy były naczelny „Newsweeka”.

W tej sprawie także niewiele się zmieniło. Zapytany, czy był już przesłuchiwany przez prokuraturę, Lis odpowiada krótko: „nie”.

Co wydarzyło się w redakcji „Newsweeka”?

W redakcji tygodnika miało dochodzić do poniżania pracowników, wyśmiewania ich i zgłaszanych przez nich tematów, co prowadziło u niektórych z dziennikarzy do ataków paniki. Tomasz Lis kategorycznie zaprzeczał zarzutom.

Autor tekstu dla Wirtualnej Polski Szymon Jadczak napisał w czerwcu ub.r., iż w rozmowach z kilkudziesięciu osobami, które pracują, pracowały lub miały kontakt z Lisem „wszystkie co do jednej potwierdzały różnego rodzaju zachowania Tomasza Lisa mogące mieć cechy mobbingu”. „Dotarliśmy też do maili, wiadomości oraz pism, z których jasno wynika, że podwładni Lisa zgłaszali negatywne zachowania naczelnego, a informacje o tym docierały do właściwych komórek firmy.” – można było przeczytać w tekście.

To WP jako pierwsza informowała, że od połowy lipca Prokuratura Okręgowa w Warszawie sprawdza, co działo się w redakcji „Newsweeka”. Aleksandra Skrzyniarz mówiła wtedy, że śledztwo trwa „w związku z zawiadomieniami, jakie wpłynęły do prokuratury, dotyczącymi m.in. molestowania seksualnego oraz złośliwego i uporczywego naruszenia praw pracownika, wynikających ze stosunku pracy”. – W ramach prowadzonych czynności prokuratura zwróciła się m.in do wydawnictwa o informacje. Trwają przesłuchania świadków – podała rzeczniczka prokuratury.

Informację o prowadzonym śledztwie potwierdzał też Ringier Axel Springer Polska, deklarując pełną współpracę z prokuraturą w tym zakresie.

PIP sprawdziła procedury antymobbingowe

Krótko po ukazaniu się artykułu Szymona Jadczaka poseł Prawa i Sprawiedliwości Piotr Sak zapowiedział, że skieruje wniosek do Państwowej Inspekcji Pracy o pilną kontrolę w redakcji „Newsweek Polska”.

W lipcu taka kontrola zaczęła się, po kilku tygodniach – zakończyła. Zbadano w jej trakcie m.in. aktualne i obowiązujące w zakładzie pracy dokumenty określające wprowadzone i stosowane przez pracodawcę tzw. procedury antymobbingowe. Jednym z elementów prowadzonych czynności kontrolnych przez inspektorów pracy było również zbadanie atmosfery pracy. Ostatecznie ustalono, że procedury anytymobbingowe w firmie działały sprawnie. RASP wniósł o utajnienie wyników kontroli w „Newsweeku”.

Lis wiosną ub.r. przestał być naczelnym „Newsweeka”, zastąpił go Tomasz Sekielski. Obecnie Lis rozwija swoje wydawnictwo książkowe (wydał m.in. wywiad-rzekę ze sobą), uruchomił także kanał publicystyczny na YouTubie.