Ustawa o dekoncentracji mediów – uzdrowienie rynku czy rażące naruszenie interesów Polski?

Według najnowszych, nieoficjalnych zapowiedzi, ustawa o dekoncentracji mediów PiSu ma w założeniu ograniczyć zagraniczny kapitał na polskim rynku medialnym do maksymalnie 15 proc. Eksperci zapytani o ocenę projektu, różnią się w swoich opiniach – dla jednych będzie to naruszenie fundamentalnych wartości europejskich i działanie skazane na porażkę, dla innych – przywrócenie właściwych proporcji własności mediów i uzdrowienie rynku.

Dekoncentracja mediów jest jednym z sztandarowych projektów Prawa i Sprawiedliwości. O reformie mówi się o objęcia władzy przez PiS – pod koniec lipca do tematu odniósł się na antenie Telewizji Trwam prezes PiS, Jarosław Kaczyński, prognozując, że ustawa spotka się z „wielkim oporem”. Na początku sierpnia wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin potwierdził, że projekt ustawy trafi do Sejmu po wakacjach.

Temat wrócił do mediów w ostatnich dniach za sprawą publikacji w „Super Expressie”. Tabloid, powołując się na słowa anonimowego posła PiS, podał, że według projektu ustawy zagraniczne koncerny będą mogły mieć maksymalnie 15 proc. udziałów w polskim medium. Ograniczeniom ma podlegać także tzw. koncentracja krzyżowa, czyli jednoczesne posiadanie różnych typów mediów – telewizji, radia, prasy czy serwisu internetowego.

Juliusz Braun: ustawa może naruszać zobowiązania europejskie zobowiązania

Polski Zdaniem Juliusza Brauna, członka Rady Mediów Narodowych, trudno o ocenę projektu ustawy, która nie ujrzała jeszcze światła dziennego. Jeśli jednak w projekcie znajdzie się zapis o znacznym ograniczeniu kapitału zagranicznego w polskich mediach, będzie to poważne naruszenie podstawowych traktatów europejskich.

– Nie znając projektu ustawy, trudno powiedzieć, co tak naprawdę szykuje PiS. Czym innym jest bowiem dekoncentracja, a czym innym „repolonizacja” mediów. O tym drugim zjawisku mówić tym trudniej, że człon „re” oznacza przecież „przywrócenie” mediów polskim właścicielom. O jakich właścicieli chodzi? Polskę obowiązują regulacje unijne – w tym swoboda przepływu kapitału. Nie można ustanawiać różnych reguł prawnych ze względu na „narodowość” firmy. Próba wprowadzenia takich ograniczeń w jakiejkolwiek gałęzi gospodarki, w tym w mediach, naruszyłaby rażąco zobowiązania wynikające z członkostwa w UE. Pamiętajmy, że w obowiązującej ustawie o radiofonii i telewizji jest zapis o ograniczeniach dla właścicieli mediów spoza Unii, choć praktyka wskazuje, że ograniczenia te łatwo omijać – mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Juliusz Braun.

Braun podkreśla także, że działania ograniczające przepływ zagranicznego kapitału na polskim rynku są wbrew światowym trendom – gdzie dąży się raczej do umacniania firm poprzez wielkie fuzje i koncentrację kapitału. Natomiast zapisy o zakazie koncentracji krzyżowej w pierwszej kolejności uderzą w medialną działalność ojca Tadeusza Rydzyka.

– Świat idzie dziś drogą ku koncentracji i łączeniu się koncernów w celu umacniania pozycji na rynku przez budowę ogromnych międzynarodowych i – co bardzo ważne – multimedialnych korporacji. Wydaje się, że polski rząd chce doprowadzić do czegoś dokładnie odwrotnego – mianowicie utrzymania na polskim rynku jedynie małych, słabych podmiotów. Dla władzy to może być wygodne. To jednak działanie wbrew interesom Polski. Gdyby zakazać łączenia własności różnych mediów: radia, telewizji, prasy, internetu to pierwszą ofiarą takiego zakazu byłby ojciec Tadeusz Rydzyk, skupiający w jednym ręku kontrolę nad działalnością w dziedzinie telewizji, prasy, internetu, radia i jeszcze produkcji audiowizualnej – podkreśla Juliusz Braun. Braun obawia się, że PiS może podjąć próby przyjęcia ustawy o dekoncentracji mediów w taki sposób, jak miało to miejsce przy reformie sądownictwa. Według członka Rady Mediów Narodowych, przyjęcie legislacji musi zostać poprzedzone szeroką debatą.

– Prawo dotyczące mediów nie może być uchwalane bez szerokiej, publicznej dyskusji z udziałem wszystkich zainteresowanych stron, a zainteresowanymi są nie tylko wydawcy i nadawcy, ale wszyscy obywatele, którzy z mediów korzystają. Obawiam się jednak, że PiS żadnych rozmów nie chce. Podejrzewam, że w przypadku tej ustawy rządzący będą chcieli zastosować mechanizm znany z próby zamachu na Sąd Najwyższy – w nocy projekt trafi do Sejmu i w bardzo krótkim czasie, bez żadnych konsultacji i merytorycznej debaty, posłowie PiS go uchwalą pod hasłami obrony polskich interesów przed zgniłym Zachodem – konkluduje Juliusz Braun.

Prof. Mrozowski: próby dekoncentracji skazane na niepowodzenie

Według profesora Macieja Mrozowskiego, medioznawcy z Uniwersytetu SWPS, jakiekolwiek próby ograniczeń mediów skazane są na niepowodzenie. Zdaniem eksperta, PiS chce jedynie osłabić krytyczne wobec władzy media.

– W moim przekonaniu, jakiekolwiek próby ograniczania koncentracji mediów są z góry skazane na niepowodzenie. Po pierwsze, poważne podejście do problemu dekoncentracji wymaga zdefiniowania, na czym dziś polega koncentracja mediów i jakie wynikają z niej zagrożenie. Przez wiele lat mówiło się, że koncentracja własności mediów zagraża pluralizmowi informacji, bo ten sam właściciel to ten sam punkt widzenia. Być może tak – choć nigdy tego nie udowodniono. Dziś ten argument utracił ważność. Każdy posiadacz smartfonu ma dostęp do nieograniczonej liczby źródeł informacji i punktów widzenia, zatem teza, że koncentracja mediów w czymkolwiek go ogranicza, jest absurdalna. W nowoczesnym rozumieniu koncentracja dotyczy dominacji takich potentatów sieciowych, jak Google czy Facebook, które kontrolują miliony użytkowników i handlują informacjami o nich, samemu będąc poza wszelką kontrolą. To jednak problem na poziomie globalnym i tylko instytucje ponadnarodowe jak Komisja Europejska mogą coś z tym zrobić. PiS rzucając hasło dekoncentracji, czy repolonizacji, w gruncie rzeczy chce osłabić te media prywatne, które są jeszcze niezależne i krytyczne, alternatywne wobec mediów narodowych i sprzyjającej PiS-owi prasy. W istocie chodzi więc nie o zwiększenie pluralizmu tylko o jego ograniczenie, czy wręcz zlikwidowanie – mówi prof. Maciej Mrozowski.

Medioznawca dodaje, że nawet jeśli Polska zdecyduje się na wprowadzenie legislacji ograniczającej możliwość koncentracji mediów, zareagować będą musiały instytucje europejskie, co może mieć dla kraju bolesne konsekwencje. Nasz rząd naruszy bowiem jeden z filarów działania UE – swobodę przepływu kapitału.

– Polska podpisując Traktaty Europejskie otworzyła się dla inwestorów i kapitału z krajów UE także w sferze mediów. Znalazło to odbicie w ustawie o radiofonii i telewizji, która zniosła wszelkie ograniczenia kapitałowe dla osób i spółek zagranicznych mających siedzibę na terenie UE – mogą ubiegać się o koncesje nadawcze na takich samych warunkach jak firmy polskie. Jeśli PiS złamie tę zasadę, będzie to oznaczało pogwałcenie fundamentalnego warunku naszej przynależności do UE. A to oznacza wojnę PiS-u z Unią, w której po stronie Unii stanie znaczna część naszego społeczeństwa, a niewykluczone, że także Pan Prezydent. Nie sądzę, żeby PiS zdecydował się na taką konfrontacje. Myślę więc, że skończy się tak, jak z szumnie zapowiadaną reformą mediów publicznych, która wylądowała w koszu. Tam też jest miejsce i tej „inicjatywy ustawodawczej” – ocenia prof. Mrozowski.

SDP: najwyższy czas poprawić proporcje na rynku mediów

W odmiennym tonie zapowiedzi ustawy o dekoncentracji ocenia Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Według dr Jolanty Hajdasz, dyrektorki Centrum, polski rynek wymaga zmian w zakresie proporcji własnościowej mediów, dlatego zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości ocenia pozytywnie. –

Zapowiedzi ustawy o dekoncentracji mediów przyjmuję z nadzieją. Są realizacją od dawna wyrażanych oczekiwań znacznej części środowisk dziennikarskich umożliwiających naprawę patologii naszego rynku medialnego, które powstały w okresie tzw. transformacji ustrojowej. Najlepszym przykładem jest tu rynek prasy, w tym przede wszystkim rynek prasy regionalnej. W żadnym kraju demokratycznym nie ma takiej struktury własności mediów, ani nie są możliwe tak swobodne zmiany własnościowe, jak ma to miejsce u nas. U źródeł tej niezdrowej sytuacji jest m.in. absolutnie nierówna walka konkurencyjna mediów z kapitałem polskim i zagranicznym, do jakiej media w naszym kraju zostały zmuszone już w latach 90-tych i późniejszych, gdy naprzeciwko światowych i europejskich gigantów stawały niewspierane w żaden sposób, dopiero tworzone przez nas po okresie komunizmu, media polskie. Ta „bitwa” została przez nas praktycznie przegrana, a niektórzy medioznawcy do dziś nazywają ten okres „prasowym rozbiorem Polski”. Najwyższy czas to zmienić i poprawić proporcje na rynku mediów, analogicznie jak jest w innych krajach, np. we Francji – ocenia dr Jolanta Hajdasz.

Na nasze pytania o ocenę projektu Prawa i Sprawiedliwości, zwłaszcza w kontekście pluralizmu oraz sytuacji mediów regionalnych, dr Hajdasz wstrzymuje się z szczegółową oceną do czasu poznania właściwego projektu ustawy. Negatywnie wypowiada się natomiast o obecnej strukturze własnościowej mediów, zwłaszcza w segmencie prasowym.

– Na tym etapie prac legislacyjnych nie znamy jeszcze konkretnych szczegółów, od których zależy generalna ocena tego pomysłu, trudno więc przewidzieć, jaki wpływ będzie miała ta ustawa na rynek mediów ogólnopolskich, czy lokalnych, bo wszystko uzależnione jest od założeń, jakie przyjmie ustawodawca, ale nic nie wskazuje na to, by zamierzał on burzyć pluralizm mediów w Polsce. Zarysowane kierunki zmian budzą przy tym nadzieję na stopniowe przywrócenie normalności przynajmniej na rynku prasy drukowanej. Obecna sytuacja na tym rynku z punktu widzenia interesów naszego państwa i obywatela jest już po prostu niebezpieczna. O patologii na rynku prasy świadczą liczby, które pokazują, iż prawie cały rynek polskiej prasy jest w rękach zaledwie 3 zagranicznych podmiotów. Kolejność tu jest już dawno ustalona: nr jeden w Polsce – wydawnictwo Bauer, numer dwa – Ringer Axel Srpringer i nr trzy – Polska Press Grupa (jej właścicielem jest wydawnictwo Passauer Presse). Dopiero czwarta jest Agora. Rocznie te trzy pierwsze koncerny sprzedają w Polsce ponad 430 milionów egzemplarzy różnych gazet, Agora – niecałe 47 milionów egzemplarzy. Reszta wydawców osiąga nieporównywalnie niższe wyniki. Już to proste zestawienie liczb w mojej ocenie wskazuje konieczność ingerencji ustawodawcy, po to by przeciwdziałać zagrażającemu wolności słowa zjawisku koncentracji i wręcz monopolizacji przekazu treści – ocenia dyrektorka Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.