Dziennikarze bliscy władzy w panelu o repolonizacji mediów na Forum Wizja Rozwoju

W dyskusji prowadzonej przez Małgorzatę Raczyńską-Weinsberg, redaktorkę Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, udział wzięli Dorota Kania - naczelna Polska Press, Jacek Karnowski – naczelny tygodnika „Sieci” oraz Miłosz Manasterski – naczelny Agencji Informacyjnej

Obraz dyskusji o repolonizacji mediów jest niezwykle mglisty, bo przecież relacjonowany przez media, które są jej przedmiotem – zauważyli organizatorzy panelu „Jakie znaczenie ma repolonizacja mediów dla Polski”, odbywającego się podczas Forum Wizja Rozwoju w Gdyni. Niestety, wiedza panelistów na ten temat była niewielka. Warto zweryfikować zwłaszcza dwa stwierdzenia, w toku dyskusji uznane za prawdziwe.

W prowadzonej przez Małgorzatę Raczyńską-Weinsberg, redaktorkę Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, udział wzięli Dorota Kania – naczelna Polska Press, Jacek Karnowski – naczelny tygodnika „Sieci” oraz Miłosz Manasterski – naczelny Agencji Informacyjnej. W tym składzie jedynie Jacek Karnowski potrafił spojrzeć szerzej na temat, natomiast Dorota Kania dzieliła się głównie swoimi przemyśleniami na temat Polska Press. Głos Manasterskiego nawet przez resztę panelistów nie był traktowany poważnie – np., gdy apelował o silniejsze media katolickie, których rzekomo teraz brakuje i większe dotacje dla mediów publicznych.

– Jak państwo wiecie, gdy Orlen kupił Polska Press, to rozpętała się awantura medialna. Coś, co w normalnym świecie wydawałoby się niemożliwe – bo jeżeli państwo kupuje medium, to wydawałoby się… – zawiesiła głos Dorota Kania i zaraz się poprawiła: – Znaczy polska firma kupuje medium, to wydawałoby się, że należy się z tego cieszyć.

To tylko lapsus. Dorota Kania myliła się jednak w co najmniej dwóch innych kwestiach:

  • „Dlaczego Niemcy czy Francuzi nie wpuszczają obcego kapitału do mediów? Bo wiedzą, czym to grozi u nas” – pytała podczas panelu Dorota Kania i zaraz odpowiadała sobie na to pytanie.

Fakty są nieco inne i nie można zamknąć go stwierdzeniem o „niewpuszczaniu obcego kapitału”. Rzetelniejszą wiedzę na temat tzw. kapitału zagranicznego w mediach niemieckich lub francuskich rozpowszechniał przede wszystkim Instytut Staszica w swoim raporcie z 2017 roku. Powołując się na niego, nawet sprzyjający PiS portal TVP Info podawał w lipcu 2021: „W Niemczech nie ma ograniczeń dotyczących udziału kapitału zagranicznego”. Dodano jednak zaraz: „Na rynku i tak dominują rodzime koncerny”.

Cytowany raport Instytutu Staszica generalnie mówił o rynku radiowo-telewizyjnym. Na tym rynku obostrzenia istnieją – podobnie zresztą jak w Polsce. Demagog analizował w połowie 2021 roku tę sprawę, sprawdzając prawdziwość wypowiedzi posła Marcina Horały na temat kapitału spoza Unii Europejskiej w mediach francuskich, austriackich i niemieckich. Analitycy Demagoga o Niemczech napisali – powołując się na dane dr hab. Marty Jas-Koziarkiewicz, medioznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego, m.in.: „Przy przyznawaniu koncesji mediom większe znaczenie niż rozkład kapitału wewnątrz spółki ma udział w rynku i przeciwdziałanie osiągnięciu dominującej pozycji opiniotwórczej”.

W kontekście francuskim napisano: „We francuskiej ustawie o wolności przekazu znajdziemy również konkretne zapisy dotyczące ograniczeń, na jakie natkną się zagraniczne podmioty chcące operować na francuskim rynku medialnym. Zakazy dotyczą jednak tylko radia, telewizji oraz dzienników – czasopisma rozrywkowe i specjalistyczne są wyłączone z tych ograniczeń, prawdopodobnie przez dość znikomy wpływ na opinię publiczną. Dzięki tej możliwości na francuskim rynku z powodzeniem funkcjonują lub funkcjonowały: niemiecki Bertelsmann, brytyjskie EMAP (choć zostało sprzedane Włochom), czy włoskie Mondadori (sprzedane w 2019 roku grupie Reworld Media)”.

I dalej: „Zgodnie z francuskim prawem żaden cudzoziemiec nie może posiadać więcej niż 20 proc. spółki z licencją na nadawanie radia lub telewizji w języku francuskim ani na wydawanie dziennika prasowego lub serwisu informacyjnego online. Regulacje nie dotyczą spółek należących (przynajmniej w 80 proc.) do nadawców publicznych w państwach członkowskich Rady Europy. Wciąż jednak odnoszą się do nich liczne wewnętrzne przepisy antykoncentracyjne, m.in. brak możliwości posiadania więcej niż 49 proc. udziałów w spółce, a także przepisy przeciwdziałające koncentracji krzyżowej (posiadania kilku form mediów równocześnie). (…) W Niemczech – podobnie jak w Polsce – koncesja na nadawanie dla prywatnego medium może zostać przydzielona wyłącznie osobie fizycznej lub prawnej, która ma miejsce zamieszkania w Niemczech bądź innym państwie członkowskim Unii Europejskiej lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Od grudnia 2018 roku obowiązuje tam również nakaz posiadania przez przedsiębiorstwo medialne wkładu kapitału krajowego lub pochodzącego z UE bądź Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu, w wysokości gwarantującej min. 10 proc. głosów w organach decyzyjnych. Przed 2018 rokiem próg ten wynosił 25 proc.”.

Dr hab. Marta Jas-Koziarkiewicz z UW wyjaśniała tę sprawę także w serwisie Wyborcza.pl w 2021 roku: „We Francji (…) ingerencji w wielkość i strukturę kapitałową poddawane są wydawnictwa prasy informacyjnej, informacyjnych portali online oraz nadawcy radiowi i telewizyjni. Nie formułuje się żadnych ograniczeń wobec wydawców pism rozrywkowych czy specjalistycznych. Ograniczenia te dotyczą wielkości udziałów właścicielskich, maksymalnej liczby koncesji, zasięgu ludnościowego oraz udziału w odbiorze danego programu (media elektroniczne). W przypadku kapitału zagranicznego francuskie prawo przewiduje ograniczenie udziału w rozgłośniach radiowych lub stacjach telewizyjnych nadających w języku francuskim do 20 proc. (…) W Niemczech z kolei ograniczenia struktury przedsiębiorstw medialnych mają przede wszystkim zapobiegać osiąganiu tzw. dominującej pozycji opiniotwórczej”.

  • „Działanie Niemców na terenie Polski (w Polska Press – przyp. red.) wyglądało tak (…) ściąganie kapitału, żeby jak najwięcej zarobić pieniędzy. Żeby stworzyć maszynkę do zarabiania pieniędzy (…) Dziennikarze bardzo mało zarabiali, było bardzo mało umów o pracę, bardzo mało etatów” – mówiła Dorota Kania.

Fakty są takie, że w czasach, gdy właścicielem Polska Press był Verlagsgruppe Passau (do marca 2021 roku), liczba etatów w koncernie była wyższa niż obecnie. Średnia liczba etatów w Polska Press w 2020 roku wynosiła 1908 (mniejsza od 2126 etatów w 2019 roku). Jednak w 2021 roku nastąpił dalszy spadek – do 1793 pracowników. Natomiast na koniec 2022 roku – wynika ze sprawozdania złożonego do Krajowego Rejestru Sądowego – w wydawnictwie pracowało 1649 osób, co stanowiło spadek o 8 proc. względem końca 2021 roku.