Polscy wydawcy książkowi w 2021 roku wypuścili na rynek 33 957 książek (dane GUS), z czego 31 092 były pierwszymi wydaniami. 85 książek dziennie.
Grupa Polska Press chwali się tworzeniem 47 tys. materiałów dziennikarskich miesięcznie – ponad 1,5 tys. materiałów dziennie. W skali roku – ponad 550 tys. tekstów.
– W 2022 roku opublikowaliśmy na portalu Wyborcza.pl 122 tysiące tekstów, o 17 procent mniej niż rok wcześniej. Uważna selekcja tematów i ograniczanie liczby artykułów są świadomą polityką redakcji. Stawiamy na jakościowe dziennikarstwo, warte zakupu subskrypcji cyfrowej czy papierowego wydania w kiosku – mówi „Press” Agata Staniszewska, rzeczniczka Agory.
To ponad 330 materiałów dziennie – tylko z jednego portalu. W 2021 roku wyprodukowano w Polsce 302 filmy przeznaczone do kin i telewizji. To 85 filmów pełnometrażowych oraz 217 średniometrażowych i krótkometrażowych. Około 65 proc. filmów telewizyjnych stanowiły dokumenty.
Maciej Chmiel z agencji fotograficznej East News zastrzega, że nie prowadzą statystyk liczby zdjęć, które są codziennie publikowane w serwisie, ale pociągnięty za język mówi: – Jeżeli mamy wizytę Joego Bidena – to będzie kilka tysięcy zdjęć z jednego dnia, ale w wielkanocną sobotę, kiedy jedynym głośniejszym wydarzeniem jest święcenie pokarmów – to nowych zdjęć przybędzie ze 200.
To wszystko i tak tylko wycinek produkcji dziennikarskiej, fotograficznej, wideo, dźwiękowej, pisarskiej, filmowej, która każdego dnia, każdej minuty zalewa rynek. A przecież nie dotknęliśmy jeszcze nawet ożywionej działalności w social mediach – milionów postów na Facebooku, filmików na TikToku czy kompulsywnie wrzucanych tweetów. Nie zapominajmy o YouTubie. Każdego dnia na tę platformę trafia milion nowych produkcji.
SZTUKA SELEKCJI
Pytam Dariusza Rosiaka, twórcę i szefa „Raportu o stanie świata”, jak sobie radzi z takim nadmiarem. – Selekcjonuję. Staram się unikać tego, co jest bezwartościowe, i szukać tego, co ma wartość, czy to rozrywkową, czy treściową. Szukam tego, co jest mi w danej chwili potrzebne.
Choć przyznaje, że jest to coraz trudniejsze. Rosiak sam stara się nie powiększać chaosu informacyjnego i ma swoją strategię w zabieraniu publicznie głosu. – Staram się nie wypowiadać na tematy, na których się nie znam. Nie wypowiadam się na tematy dotyczące partyjnej polityki w Polsce. Nie uczestniczę w publicystycznych wojnach. I de facto niewiele mi zostaje – tylko te kilka spraw, zwłaszcza o świecie, na których się znam. Rzadko udaje się komuś namówić mnie na wywiad czy wypowiedź.
Mówi Ewa Winnicka, autorka reportaży książkowych, pisarka, niegdyś reporterka „Polityki”: – Jak sobie radzę z przebodźcowaniem? Pytanie, czy w ogóle sobie radzę. Na pewno ograniczam korzystanie z mediów społecznościowych – to mój najnowszy sposób i odkrycie. Zaglądam tam dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Staram się też jak najmniej komentować. Wiem, jak ta czarna dziura mediów społecznościowych wciąga. Najczęstszym błędem jest komentowanie postów. Potem człowiek może spędzić na tym cały boży dzień.
Dodaje jeszcze: – Zdradliwe jest również samo umieszczanie postów. Wtedy delikwent czeka na komentarze innych albo sprawdza, kto go wesprze lajkiem, co jest chyba najbardziej żałosną metodą wsparcia, jaką zna świat. Wymyśliłam więc sobie, że media społecznościowe będę traktowała jak gazety. Wiem, że świata nie zatrzymam, nie włożę mu patyka w szprychy, ale mogę kontrolować to, co sama robię.
Winnicka działa więc według starej szkoły. Oldskul – skomentowałby ktoś na Twitterze. Stara się „przenosić swoje życie do analogu”. Według niej proces ten jest trudny i bolesny, ale jedyny sensowny
Ewa Winnicka też ma wrażenie, że książek jest już za dużo, co sprawia, że tracą na znaczeniu. – Za chwilę będzie ich więcej niż czytelników. Z książkami reporterskimi dzieje się to, co działo się z reportażem w gazetach. Jako gatunek drogi i pracochłonny był wypychany z gazet do książek. A teraz, ponieważ zmniejsza się sprzedaż książek, wydawnictwa zamykają kurek na projekty wymagające dłuższej pracy czy wyjazdów. Widać, że następuje totalna inflacja tego gatunku.
Winnicka wydała kilka lat temu audioserial „Głosy”. Zrobiła go z Dionisiosem Sturisem na podstawie ich wspólnego książkowego reportażu o zabójstwie dokonanym na wyspie Jersey przez polskiego migranta.
– Audioseriale to fenomen. Na Zachodzie jest bardzo powszechnym gatunkiem, ale nie zdecydowałabym się szacować jego popularności w Polsce – mówi. – Obserwuję rynek w Ameryce i widzę, że dzieli się na treści ekskluzywne i całą resztę. Ale Ameryka to setki milionów ludzi i nawet jeżeli zapłacą tylko po 50 centów, to ostatecznie autorowi uda się utrzymać.
O obfitości polskiego rynku mówi też Maciej Jarkowiec, dziennikarz i autor m.in. „Rewolweru obok Biblii: w co wierzy Ameryka”. – Rynek jest zalany. Dotyczy to każdej działki – również naszej, reporterskiej. Wydawcy mogą wypuszczać niezliczone ilości tytułów w niskich nakładach i nawet jeżeli sprzedadzą 500 egzemplarzy – koszt produkcji się zwraca – mówi w rozmowie z „Press”.
CZYTAM WSZYSTKO
Z nadprodukcją treści nie radzi sobie Sławomir Sierakowski, szef Krytyki Politycznej. Przyznaje się do pewnej porażki: – Czytam wszystko. Przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście zdążyłem sobie wyrobić nawyk jakiejś selekcji. Ale i tak mam poczucie, że czytam za dużo. Wielokrotnie miałem odczucie, że przeglądam kilka najważniejszych tytułów i nie mogę nic w nich znaleźć, bo już wszystko przeczytałem. Ale też pewnie na wiele rzeczy nie trafiam i są takie działy, które pomijam. W „Gazecie Wyborczej”, ale nie tylko, czytam kulturę, politykę zagraniczną i krajową, wiadomości miejskie i lokalne.
Dodaje: – Bardzo dokładnie czytam też sport. W piątek, 7 kwietnia, przeczytałem wszystkie teksty o siatkarskim finale Zaksy Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskiego Węgla i miałem poczucie, że gdybym znalazł 15 nowych tekstów na ten temat, też bym je przeczytał.
Sierakowskiego – oczywiście – interesuje też wojna w Ukrainie, a wiedzę czerpie nie tylko z polskich publikacji. – Czytam obszerne relacje Michała Fiszera w „Polityce”, relacje live w Onecie i w „GW”. Przyznaję, że ograniczyłem prasę niemiecką i francuską. Ale pozostałem przy „Financial Times”, „The Economist”, ostatnio rzadziej – „New York Times”.
NIE DA SIĘ
Inną niż Sierakowski strategię ma Bianka Mikołajewska, szefowa Magazynu Wirtualnej Polski. – Wybieram to, co mnie interesuje – prywatnie i zawodowo, a i tak trudno nadążyć z lekturą przy obecnej liczbie mediów i publikacji – przyznaje i zauważa coś, co każdemu dziennikarzowi może trochę doskwierać: – Zwłaszcza że każdy z nas, dziennikarzy, nie tylko musi czytać, ale także coś samemu napisać lub zredagować.
Mikołajewska przyznaje, że kiedyś – pracując nad większymi tematami – praktycznie wyłączała się na jakiś czas ze śledzenia pędzącego wokół niej świata. – Ale kilka lat temu, gdy zaczęłam już nie tylko pisać, ale także kierować zespołem dziennikarzy, musiałam czytać więcej bieżących doniesień. Staram się więc przeglądać codziennie wszystkie główne media. Cóż, kiedy one działają 24 godziny na dobę, zatem i tak czytam tylko jakiś wycinek publikowanych informacji – mówi redaktorka.
***
To tylko fragment tekstu Ryszarda Parki. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.