Wstaję o piątej rano i do ósmej żyję życiem literackim. Od ósmej w górę zajmuję się dziennikarstwem – wyznaje Krzysztof Domaradzki, który od dziesięciu lat jest dziennikarzem miesięcznika „Forbes”, gdzie pisze głównie o start-upach, ale też jest twórcą zapoczątkowanej pięć lat temu łódzkiej trylogii kryminalnej o komisarzu Tomku Kawęckim („Detoks”, „Trans” i „Reset”) oraz thrillerów „Sprzedawca” i „Przełęcz”. – Pierwsza książka powstawała w chaosie: coś rano napisałem, coś po południu, coś w weekendy. Gdy brałem się do drugiej, wymyśliłem, że będę wstawał wcześniej i pisał, a potem wskakiwał w buty dziennikarza. I to się całkiem nieźle sprawdza. Jest jeden warunek: trzeba wcześnie iść spać – śmieje się Domaradzki.
Okazuje się też, że można znaleźć czas na udany debiut z 480 stronami tekstu, gdy jednocześnie jest się dziennikarką newsową TVN 24 we Wrocławiu, pisze reportaże do „Dużego Formatu” (nominacja do Grand Press, Stypendium im. Leopolda Ungera) i ma rodzinę z dwójką dzieci. – Nie powiem, że było superłatwo. Ale lubię dodawać sobie obowiązków. Gdy mam wolną godzinę, potrafię usiąść i pisać. Pomogła mi pandemia, bo było mniej obowiązków w pracy – tłumaczy Olga Mildyn, autorka dobrze przyjętej powieści „Podłość”.
– Trzeba sobie narzucić rygor, wyznaczyć limit znaków, który należy napisać w tygodniu. Nie rozwlekać w czasie, by nie zapomnieć, czy np. jeden z licznych bohaterów w pierwszej części miał wąsy czy nie – ostrzega Piotr Głuchowski, reporter „Gazety Wyborczej”, który ma za sobą etap tworzenia kryminałów.
– Jest coś takiego, że jak bierzesz się do pisania pierwszej książki, kierują tobą: marzenie, pasja, uczucie. Jesteś podpalony, siadasz, by coś napisać, nawet gdy masz wolne 15–20 minut. Problemy zaczynają się przy trzeciej, czwartej książce, gdy nie ma już tej pierwotnej ekscytacji. Na tym etapie nie ma jeszcze dużych pieniędzy i znacznie trudniej znaleźć w sobie motywację do pisania – zapewnia Wojciech Chmielarz, który zaczynał jako dziennikarz m.in. w „Pulsie Biznesu”, a dziś uważany jest za jednego z najważniejszych polskich autorów powieści kryminalnych. Dzięki książce „Farma lalek” zwyciężył w rankingu „Kto z dziennikarzy jest najlepszym autorem kryminału?” ogłoszonym przez „Press” w 2014 roku. Kolejne miejsca zajęli wówczas m.in. Piotr Głuchowski, Tomasz Prusek, Mariusz Zielke, Tomasz Sekielski, Piotr Bojarski, Ryszard Ćwirlej i Katarzyna Bonda.
– Na pisanie książek możemy sobie pozwolić w wolnym czasie po pracy zawodowej. Dlatego nie wydajemy dwóch tytułów rocznie, jak to robią wzięci autorzy kryminałów – mówią małżonkowie Kuźmińscy. Michał jest zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Małgorzata Fugiel-Kuźmińska, z wykształcenia dziennikarka i antropolożka kultury, zawodowo pracuje w branży IT. Ich autorski tandem ma na koncie lubiane przez czytelników powieści sensacyjne: „Sekret Kroke” (2009) i „Klątwa Konstantyna” (2011) oraz serię kryminałów: „Śleboda” (2015), „Pionek” (2016), „Kamień” (2017) i „Mara” (2019). Dla kryminałów zrezygnowali z pasjonujących ich wcześniej zajęć pozazawodowych: pisania bloga i prowadzenia strony o architekturze romańskiej.
DUŻY KOP, SATYSFAKCJA
Zdaniem Krzysztofa Domaradzkiego dziennikarze decydują się na kryminał, bo jest jednym z najpopularniejszych gatunków literackich, daje przyjemność w tworzeniu, można wykorzystać swoje kontakty z policją, prokuraturą, trochę zarobić. – Próg wejścia nie jest tak wysoki, jak w przypadku literatury pięknej, a gdy ma się warsztat dziennikarski, to wydaje się całkiem niski – mówi autor łódzkiej trylogii kryminalnej o komisarzu Tomku Kawęckim. – Jeśli ktoś ma głód pisania, to kryminał jest formą odskoczni, żeby odpocząć od codziennego pisania non fiction, poszaleć sobie, poeksperymentować – ocenia Waldemar Popek, zastępca redaktora naczelnego Wydawnictwa Literackiego. – Przyjemnie jest widzieć swoje nazwisko na okładce książki, nie tylko w gazecie, która żyje krótko – zwraca uwagę Krzysztof Maćkowski, były dziennikarz „Dziennika Polskiego” i TVP, pomysłodawca i współscenarzysta kryminalnego serialu „Wataha”.
Niemal każdy dziennikarz, który zdecydował się zaistnieć jako autor książek w kategorii definiowanej przez księgarzy jako kryminał/thriller/sensacja, zapewnia, że wychowywał się na popularnych kryminałach, głównie skandynawskich, i od dawna marzył o napisaniu powieści. – Od dziecka pasjonowało nas wymyślanie historii. Większość dzieci tak robi, a nam to pozostało – zapewniają zgodnie Małgorzata i Michał Kuźmińscy. – To daje dużego kopa, satysfakcję.
***
To tylko fragment tekstu Jerzego Sadeckiego. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.