Maciej Świrski chce, żeby KRRiT nadzorowała internet

„Niech zostawi sferę publiczną w spokoju”

Maciej Świrski

Maciej Świrski chciałby, żeby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczy, mogła nadzorować internet, choć nie po to, by go cenzurować. Eksperci dostrzegają potrzebę istnienia organu regulacyjnego internet na poziomie krajowym, jednak nie widzą w tej roli KRRiT.

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski w niedawnym wywiadzie dla „Sieci” stwierdził, że KRRiT powinna mieć możliwość nadzorowania internetu. „Nie po to jednak, by cenzurować, ale bronić praw Polaków i wolności słowa. Prawdziwie groźna cenzura to dziś bowiem ta, po którą sięgają wielkie koncerny technologiczne. One naprawdę mogą kogoś wyciszyć, wymazać i odebrać prawo głosu. Państwo polskie musi temu przeciwdziałać” – powiedział.

Jak dodał, „takie projekty są, toczą się na ten temat dyskusje”. „Ja wyrażam swoje zdanie. Uważam, że najpilniejsze są reforma przepisów o sprostowaniach w Prawie prasowym, które obecnie nie działają, i uwzględnienie w tym systemie przekazów internetowych. Dziś zaatakowany człowiek nie ma realnej możliwości obrony, odpowiedzi. Jeżeli nawet wywalczy sprostowanie, to kosztem ogromnych nakładów na prawników i po kilku latach. Trzeba to zmienić” – dodał przewodniczący KRRiT.

– Byłoby najlepiej, żeby obecny Przewodniczący KRRiT był trzymany jak najdalej od spraw związanych z jakąkolwiek regulacją dotyczącą wolności słowa – przyznaje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Jan Dworak, były prezes TVP i były przewodniczący KRRiT. – Jego dotychczasowe działania świadczą o głębokim niezrozumieniu spraw związanych z wolnością słowa w mediach i swobodą kształtowania się opinii publicznej w demokracji. Niech zajmie się rzeczami, które podpowiada mu jego chęć aktywności i zainteresowania, a sferę publiczną niech zostawi w spokoju, każdy bowiem ma prawo się kompromitować, ale na własny rachunek – podkreśla.

Dworak nie wyklucza jednak potrzeby wprowadzenia krajowych przepisów dotyczących internetu. – Sieć, w której funkcjonuje cały świat, domaga się uregulowań ponadnarodowych, ale trzeba przypatrzyć się temu, czy w szczególnych wypadkach, jeśli chodzi o nasz kraj, nie trzeba dołożyć czegoś do ogólnych przepisów – mówi.

Sądy z ostatnim słowem

– W jednej kwestii mogę się zgodzić: arbitralne usuwanie treści użytkowników przez cybergigantów jest faktycznie jednym ze współczesnych zagrożeń dla wolności słowa – podkreśla Dorota Głowacka z Fundacji Panoptykon, prawniczka specjalizująca się w sprawach dotyczących zakresu wolności wypowiedzi w internecie. – Platformy takie jak Facebook, YouTube czy TikTok rozrosły się na tyle, że w praktyce pełnią rolę głównych kanałów komunikacji i w coraz większym stopniu kontrolują to, co możemy zobaczyć i powiedzieć w internecie. Niestety dziś ten proces odbywa się na bardzo nieprzejrzystych zasadach, a użytkownik stoi w nim na straconej pozycji – dodaje.

– W efekcie, obok niebezpiecznych treści, które faktycznie powinny znikać z sieci, ofiarą „prywatnej cenzury” platform padają różne wartościowe materiały, takie jak np. relacje z protestów społecznych, fotografie historyczne, publikacje dokumentujące brutalność policji, sztuka czy satyra – zaznacza Głowacka. – Panoptykon zwraca uwagę na ten problem od wielu lat, starając się m.in. o wprowadzenie regulacji, które wymusiłyby wyższą jakość moderacji treści i umożliwiłyby rozliczanie platform z decyzji moderacyjnych – tak, żeby osoby, które czują się niesprawiedliwie zablokowane, mogły skutecznie takie decyzje kwestionować. Zależy nam jednak na tym, żeby były to rozwiązania faktycznie wzmacniające użytkowników wobec platform, a nie takie, które ograniczałyby ich władzę tylko po to, żeby zastąpić ją większą kontrolą polityczną – podkreśla ekspertka.

– Dlatego w indywidualnych sporach dotyczących moderacji treści ostatnie słowo powinny mieć niezależne sądy. W tym duchu reguluje to właśnie DSA, które wprowadza mechanizm niezależnego nadzoru nad moderacją, który składa się z tzw. pozasądowych organów rozwiązywania sporów (ich decyzje są niewiążące) oraz kontroli sądowej – mówi Głowacka. – Jeśli więc potrzebujemy dodatkowych regulacji krajowych, to moim zdaniem raczej takich które „udrożnią” drogę sądową dla użytkowników, bo w świetle obecnych przepisów krajowych jest to dość skomplikowana i nie zawsze oczywista ścieżka. Natomiast nie widzę tu raczej pola do roli KRRiT jako arbitra decydującego o dopuszczalności na platformach konkretnych treści – podkreśla.

– Inną kwestią jest to, że DSA przewiduje powołanie „krajowego regulatora internetu” – tzw. Koordynatora ds. Usług Cyfrowych, który będzie nadzorował przestrzeganie DSA w pewnym zakresie (przede wszystkim względem usługodawców mających siedzibę w Polsce) i mówi się o tym, że część kompetencji takiego organu może trafić w Polsce do KRRiT, ale na gruncie tej regulacji nie obejmuje to jednak uprawnień do rozstrzygania indywidualnych sporów dotyczących moderacji treści na wielkich platformach – dodaje Głowacka.

Brak decyzji kłopotem dla całej branży

– Próby regulacji treści umieszczanych w przestrzenie online czy też wpływania przez organy publiczne na wolność słowa w internecie to nic nowego – mówi Włodzimierz Schmidt, prezes Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska. – W zeszłym roku chociażby Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych (tzw. ustawa wolnościowa). Projekt spotkał się z bardzo szeroką krytyką ze strony biznesu, m.in. propozycja powołania Rady Wolności Słowa. IAB Polska również krytycznie odniósł się w swoim stanowisku do tego projektu wskazując m. in. że projektodawca nie tylko dubluje w tej propozycji rozwiązania zawarte w unijnym projekcie – Akt o usługach cyfrowych (DSA), ale jednocześnie wprowadza zapisy, które niewspółmiernie obciążą usługodawców, będą szkodliwe dla całego rynku internetowego i nie zagwarantują odpowiedniej ochrony użytkownikom serwisów społecznościowych, a wręcz mogą przynieść skutek zgoła przeciwny – podkreśla.

Prezes IAB Polska zwraca uwagę, że debata dotycząca tzw. regulatora internetu toczy się w zasadzie od początku prac nad DSA. – Dla IAB Polska to ważny temat. We wrześniu 2022 roku zorganizowaliśmy konferencję „Akt o Usługach Cyfrowych a regulator Internetu w Polsce”. W ramach podsumowania dyskusji wraz z innymi organizacjami branżowymi wystosowaliśmy list otwarty skierowany do Pana Premiera Mateusza Morawieckiego, w którym zwróciliśmy uwagę na kluczowe w naszej ocenie kwestie związane z wdrożeniem i stosowaniem przepisów rozporządzenia DSA. Jedną z ważniejszych kwestii było wskazanie rozwiązania w zakresie powołania koordynatora, które w ocenie branży wydawało się optymalne. Zdajemy sobie sprawę, że znalezienie idealnego rozwiązania jest niezwykle trudne. W międzyczasie docierały do nas różne nieoficjalne informacje co do tego, który urząd może zostać wskazany jako ten pełniący rolę koordynatora. Do dzisiaj decyzja kto ostatecznie będzie pełnił tę funkcję nie została podjęta, a fakt braku decyzji to kłopot dla całej branży – mówi Schmidt.

– Warto wspomnieć, że w naszej bieżącej działalności dążymy do budowania wspólnych rozwiązań i standardów, które wpływają na rozwój rynku cyfrowego w Polsce, dlatego od samego początku jesteśmy aktywnie zaangażowani w prace nad Europejskim Aktem o Usługach Cyfrowych. Powołaliśmy specjalną Grupę Zadaniową, której celem jest m.in. opracowanie wytycznych dotyczących wdrożenia przepisów DSA w Polsce. W skład tej Grupy wchodzą członkowie IAB Polska, którzy szeroko reprezentują branżę i firmy bezpośrednio objęte przepisami rozporządzenia – opowiada prezes związku.

– W kontekście szeroko rozumianej wolności słowa w internecie monitorujemy poza ww. obserwujemy również inne regulacje unijne, takie jak np. EMFA, czyli Europejski Akt o Wolności Mediów,który ma na celu ochronę pluralizmu i niezależności mediów w Unii Europejskiej. Proponowane w EMFA przepisy obejmują między innymi zabezpieczenia przed ingerencją polityczną w decyzje redakcyjne i przed inwigilacją – dodaje Schmidt.

– Jak widać temat jest istotny i z pewnością prace oraz debata publiczna będzie kontynuowana zarówno na poziomie unijnym jak i krajowym. IAB Polska niezmiennie deklaruje gotowość do dialogu i współpracy z administracją, także w kontekście przyszłej współpracy z koordynatorem krajowym ds. DSA. Podkreślamy jednak, żeby zachować szczególną ostrożność i uwagę, zwłaszcza w tak wrażliwej kwestii jaką jest wolność słowa – mówi prezes związku.

Nadzór internetu w innych krajach

A jak wygląda sytuacja w innych krajach? W Wielkiej Brytanii od 2003 roku funkcjonuje Office of Communications (Ofcom), który od kilku lat zajmuje się minimalną prędkością szerokopasmowego łącza, może także karać dostawców usług internetowych za nieprzestrzeganie zobowiązań licencyjnych. W 2020 roku rząd przyznał mu większe uprawnienia w dziedzinie regulacji internetu, by chronić użytkowników przed „szkodliwymi i nielegalnymi treściami”.

Na początku ub.r. we Francji zaczął działać Urząd Regulacji Komunikacji Audiowizualnej i Cyfrowej (ARCOM), który zajmuje się m.in. cyfrowym piractwem.

Tymczasem w Rosji działa Roskomnadzor, czyli Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej. Regulator żądał już m.in. od niezależnych mediów usuwania materiałów o inwazji na Ukrainę wykorzystujących informacje ze źródeł innych niż oficjalne rosyjskie, zakazywał też używania w kontekście napaści słowa „wojna”. Od niedawna blokuje też strony zawierające „propagandę LGBT”.