Czy „Franciszkańska 3” wygra PiS-owi wybory, a winni będą dziennikarze?

– Ale to, że być może załatwiłeś PiS trzecią kadencję, to oczywiście brałeś pod uwagę? – Łukasz Kasper zapytał wprost Gutowskiego

Zgodziłbyś się na emisję reportażu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”, gdybyś był szefem TVN – pytanie Jacka Pałasińskiego zadane podczas rozmowy emitowanej jako podcast na stronie Natemat.pl budzi w Tomaszu Lisie lekkie zdziwienie. – Obejrzałbym trzy razy… – odpowiada po chwili namysłu.

– Oglądany był 300 razy… – wcina się Pałasiński.

– Może próbowałbym negocjować, może znalazłbym dwadzieścia warsztatowych błędów, które pozwoliłyby mi powiedzieć autorowi: „Słuchaj, jeszcze parę miesięcy popracuj” – przekonuje Lis i sam zadaje sobie pytanie: czy to cenzura, czy rozsądek? – Jako obywatel muszę wziąć pod uwagę, jak oni przy pomocy Wojtyły wygrają wybory… – mówi Tomasz Lis. – Nie będzie wtedy wolnych wyborów ani problemów TVN-u, ani problemu wstrzymywania tego czy innych materiałów. Nie będą się ukazywały. To może być narodowa katastrofa. To i owo poświęciłbym dla przetrwania Polski i normalności – wylicza argumenty przemawiające za wstrzymaniem emisji filmu Marcina Gutowskiego.

Ale film „Franciszkańska 3” się ukazał. Wśród wielu komentarzy po emisji można było znaleźć i takie: – Ale to, że być może załatwiłeś PiS trzecią kadencję, to oczywiście brałeś pod uwagę? – Łukasz Kasper zapytał wprost Gutowskiego na Twitterze.

POŚWIĘCIĆ KARIERĘ

„Nie odważę się napisać, że stacja TVN powinna wstrzymać materiał o grzechach papieża, by przed wyborami nie dostarczać paliwa katolickim fanatykom i cynicznym politykom PiS. Choć po cichu bym o tym marzył” – zareagował 20 marca Wojciech Fusek, były zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” i kierownik „Gazety Stołecznej” w tekście „Nie postuluję autocenzury, ale…” opublikowanym na Wyborcza.pl.

I nie ukrywał, że chciałby, by znaleźli się tacy dziennikarze, którzy są gotowi poświęcić swoje kariery. „Poświęcić, bo taki krok zamyka drogę powrotu, nawet po zwycięstwie. Raz utraconej wiarygodności dziennikarskiej nie da się odzyskać” – pisze Fusek. Nie ma wątpliwości, że dziennikarz musi, a nie tylko powinien, zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich działań. „Musi patrzeć wiele kroków do przodu i być gotowy na reakcję” – przekonywał były zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.

Jego publikacja była polemiką do opublikowanego dwa dni wcześniej również na stronie Wyborcza.pl tekstu Wojciecha Maziarskiego „Dziennikarstwo, a nie propaganda”. Dla Maziarskiego sprawa jest jednoznaczna. „Owszem, PiS wykorzystał w swej kampanii materiał dziennikarzy TVN na temat Jana Pawła II, ale to nie oznacza, że ludzie mediów powinni sobie założyć knebel autocenzury” – napisał na wstępie. W opinii Maziarskiego „w tej optyce dziennikarze i publicyści nie wykonują po prostu tego, co do nich należy, lecz są eksponentami jakichś zewnętrznych sił i instytucji, np. partii politycznych czy rządu USA”. A „decyzje redakcyjne są zaś elementem kalkulacji politycznych, w których podstawowym kryterium jest interes tych zewnętrznych graczy” – przekonywał.

I pointował: „Robota dziennikarzy i publicystów polega na tym, by mówić odbiorcom to, czego udało się im dowiedzieć i w co sami wierzą. To wszystko”. Zdaniem Maziarskiego kombinowanie, co opłaca się w tej chwili ujawnić, a co lepiej zataić, byłoby sprzeczne z samą istotą dziennikarskiej misji. „Okazałoby się, że pisowska cenzura nie jest potrzebna, bo sami sobie zakładamy knebel, by unikać tematów, które mogą dostarczyć propagandowego paliwa” – podkreślał publicysta. A na koniec postawił pytanie: „Nadal chcielibyście kupować »Gazetę Wyborczą«, gdybyśmy przy wyborze publikowanych materiałów kierowali się interesem tego czy innego ugrupowania politycznego?”.

Dr Mirosław Oczkoś, ekspert do spraw kreowania wizerunku, opinie Wojciecha Maziarskiego porównuje do poglądów wyrażanych przez prof. Leszka Balcerowicza, który przekonuje, że polskiej gospodarki nie stać na wypłaty trzynastej emerytury czy dalsze wypłacanie świadczenia 500+. – Być może rzeczywiście tak jest, ale tak mówić nie należy. Bo to zamyka drogę opozycji do zwycięstwa w wyborach – uważa wykładowca Szkoły Głównej Handlowej. Jego zdaniem w przypadku filmu Marcina Gutowskiego nie chodzi o cenzurę, ale o myślenie. – Musimy sobie odpowiedzieć, czy chcemy wrócić do Europy, czy wybieramy rządy na przykład z politykami Konfederacji – pyta Oczkoś. – Z prawdą na ustach można polec. Prawda sama się nie obroni. Nie w naszych realiach – nie ma złudzeń ekspert do spraw kreowania wizerunku.

Rafał Zakrzewski, publicysta „Gazety Wyborczej”, także nie zgadza się z Wojciechem Maziarskim. – Oprócz tego, że jesteśmy dziennikarzami, jesteśmy też obywatelami. I musimy się kierować także odpowiedzialnością – zauważa. Jego zdaniem dążenie do prawdy jest wpisane w zawód dziennikarza, ale istnieją pewne wartości nadrzędne. – To nie jest wybór między dziennikarstwem a propagandą, ale dziennikarstwem a postawą obywatelską. I nie ma to nic wspólnego z autocenzurą. Tylko z poczuciem odpowiedzialności – podkreśla Zakrzewski. – Co z tego, że dziś w imię wolności słowa zrobimy coś ważnego i szlachetnego, jeśli przyczynimy się do wygrania wyborów przez kogoś, kto tę wolność słowa stale ogranicza. Zniszczone zostaną niezależne media i te nasze swary nie będą mieć wtedy najmniejszego znaczenia – dodaje publicysta „Gazety Wyborczej”.

***

To fragment tekstu Grzegorza Sajóra. Pochodzi z najnowszego numeru „Press”.