Katarzyna Dowbor jest rzadkim w mediach długodystansowcem. W Telewizji Polskiej przepracowała 20 lat zanim została zwolniona. Teraz, po 10 latach prowadzenia programu „Nasz nowy dom”, historia zatoczyła koło. – Była częścią zespołu „Aniołków Dwójki”. To był świetny zespół fajnych dziewczyn, które widzom się bardzo podobały i ocieplały tę antenę. Dwójka w tamtych czasach, także za ich sprawą, miała bardzo wysokie wyniki oglądalności – wspomina Robert Kwiatkowski, były prezes TVP.
W poniedziałek 8 maja widzów Polsatu zaskoczyła wiadomość, że Katarzyna Dowbor nie będzie już prowadziła programu „Nasz nowy dom”. Taką decyzję podjął nowy dyrektor programowy stacji Edward Miszczak. „Nowe szefostwo, nowe porządki… I to odmładzanie wszystkiego i wszystkich” – skomentowała dziennikarka w mediach społecznościowych swoje odejście z programu. Tak też się stało. 64-letnią prowadzącą w programie zastąpi 39-letnia Elżbieta Romanowska, aktorka znana widzom m.in. z serialu „Barwy szczęścia”. Polsat nie podał przyczyn rozstania z dziennikarką i nie odniósł się do jej komentarzy.
Karierę dziennikarską Katarzyna Dowbor rozpoczęła w 1982 r. w programie III Polskiego Radia. Długo tam jednak nie zagrzała miejsca. Już rok później rozpoczęła pracę w Telewizji Polskiej. Zaczęła od tworzenia felietonów w magazynie „Pegaz”, poświęconym kulturze i sztuce. Zrealizowała też filmy dokumentalne o Krzysztofie Kolbergerze, Michale Bajorze, Grażynie Szapołowskiej i Ewie Błaszczyk.
Potem zadebiutowała jako konferansjerka i współprowadziła „Studio lato”. W 1986 r. została spikerką, a na początku lat 90. prezenterką TVP. Prowadziła też programy takie jak „Alchemia zdrowia i urody”, „Apetyt na zdrowie”, „Pytanie na śniadanie” oraz „Ogrodową Dowborową”. Jej mentorką w telewizji publicznej od początku byłą Edyta Wojtczak, spikerka TVP przez prawie 40 lat. To właśnie ona wpuściła młodszą koleżankę na wizję. Jak twierdzą wtajemniczeni, zrobiła to bez uzgodnienia z szefostwem.
Edyta Wojtczak była mentorką Katarzyny Dowbor
– Zobaczyłam ją w „Studiu Lato” i od razu pomyślałam sobie, że takiej dziewczyny nie było jeszcze w telewizji. Postanowiłam, że pomogę jej zawodowo – wspomina Edyta Wojtczak w swojej książce „Ze spikerskiej dziupli”. Słynna spikerka udzielała przez dwa lata lekcji młodej adeptce tej sztuki. – Lekcje z nią stanowiły wyjątek, bo nigdy nikogo wcześniej czy później nie uczyłam. Była moim pomysłem, od początku do końca. To ja wymyśliłam, że będzie spikerką – dodaje Wojtczak.
W „Pytaniu na śniadanie” Katarzyna Dowbor występowała w parze z Jolantą Fajkowską, która teraz prowadzi program „Fajka pokoju” w Polsat Cafe. Fajkowska podkreśla, że „ma same dobre wspomnienia” związane z Katarzyną Dowbor.
– Poznałyśmy się w latach 90. w TVP2 i znakomicie nam się pracowało. „Pytanie na śniadanie” to nie był zresztą jedyny program, który prowadziłyśmy razem. Robiłyśmy też audycję poświęconą kulturze „Zobacz to” i „Z kim do Europy”, wspólnie z Agatą Młynarską. Uzupełniałyśmy się i umiałyśmy się dogadać. To zresztą jest ewenement w telewizji, bo każdy chce tam występować solo, a nam w duecie i tercecie bardzo dobrze szło. Miałam wrażenie, że nie rywalizujemy, tylko się uzupełniamy i na tym polegała nasza siła. Dlatego nie miałam żadnych oporów, żeby zapraszać Katarzynę do mojego programu „Fajka pokoju”, gdzie wielokrotnie była gościem. Ja nie jestem dla niej rywalką ani ona dla mnie – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Jolanta Fajkowska.
Dziennikarka przyznaje, że prywatnie też zna Katarzynę Dowbor i jest ona „serdeczna, gościnna i otwarta”. – Jest też szczera i mówi wprost, co myśli. Bardzo mi się to u niej podoba – dodaje prowadząca „Fajkę pokoju”.
Anna Popek: Katarzyna Dowbor ma dar autentyczności
Anna Popek, dziennikarka TVP, poznała Katarzynę Dowbor, kiedy jeszcze była studentką. – Studiowałam polonistykę, kiedy ona pojawiła się z jakiegoś powodu w katowickim Spodku. Pamiętam, że był to szczyt jej popularności. Podeszłam do niej i zapytałam o zawód dziennikarza telewizyjnego – jak się do niego dobrze przygotować, co jest ważne. Bardzo miło udzieliła mi kilku rad, podeszła życzliwie do mnie, nieznanej jej osoby. Po latach spotkałyśmy się w telewizyjnej Dwójce, gdzie razem pracowałyśmy – wspomina dziennikarka.
– Jej podejście do pracy było bardzo rzetelne. Potrafiła zaangażować się w to, co robiła i tę autentyczność można było zobaczyć w sposobie zadawania pytań, słuchaniu odpowiedzi, rodzaju przejęcia się rozmówcą. Miała wtedy i nadal ma dar autentyczności, jest bezpretensjonalna, ludzie ją lubią. Nie miałyśmy okazji przebywać prywatnie ze sobą, ale wydaje mi się, że nie jest typem osoby, która byłaby znacząco różna w pracy i poza nią – dodaje Anna Popek.
– Wspominam ją dobrze, w porywach bardzo dobrze. Była częścią zespołu „Aniołków Dwójki”, razem z Grażyną Torbicką, Jolą Fajkowską, Agatą Młynarską. To był świetny zespół fajnych dziewczyn, które widzom się bardzo podobały i ocieplały tę antenę. Dwójka w tamtych czasach, także za ich sprawą, miała bardzo wysokie wyniki oglądalności. One były lubiane przez widzów, a antena budziła ciepłe, dobre emocje – opowiada Robert Kwiatkowski, prezes TVP w latach 1998-2004.
Barbara Bilińska: Katarzyna Dowbor to chodząca dobroć
Barbara Bilińska była szefową Katarzyny Dowbor w TVP. – Poznałyśmy się w 2000 r., ja byłam wicedyrektorem ds. programowych w TVP2 od 2000 do 2006 r., a Kasia wtedy pracowała w Dwójce. Zawsze fantastycznie przygotowana merytorycznie, bardzo empatyczna. Pierwszy raz serce Kasi zobaczyłam w akcji charytatywnej Dwójki „I Ty możesz zostać św. Mikołajem” [TVP2 organizowała koncerty w największych miastach Polski, podczas których zbierała pieniądze dla wychowanków domów dziecka – red.]. Nasze dziewczyny, Kasia Dowbor, Jola Fajkowska, Agata Młynarska i Grażynka Torbicka, jeździły każdego roku na te koncerty. Wcześniej z dziećmi z domów dziecka były robione nagrania i Kasia była dla nich aniołem – mówi nam była szefowa Dowbor.
– To jest chodząca dobroć, kobieta, która nie przejdzie obojętnie obok nieszczęścia i jakby była taka potrzeba, oddałaby własne pieniądze. Tak ją zapamiętałam. Pamiętam czas, kiedy ją wyrzucano z TVP, zresztą nas wszystkich po kolei. Tak się złożyło, że to było 30-lecie jej pracy. Kiedy wychodziła z bloku F była wzburzona, zdruzgotana, że tak ją potraktowano – dodaje Barbara Bilińska.
Z TVP Katarzyna Dowbor została zwolniona tuż przed jubileuszem 30-lecia pracy w tej stacji. Jak wspominała po latach, pożegnano się z nią ze względu na jej wiek. – Pamiętam, że 1 maja {2013 roku – red.] wręczono mi wymówienie. Byłam bardzo podłamana, tak jak każdy, no bo jeszcze nie byłam w wieku emerytalnym, a został mi miesiąc do 30. lat pracy. Nie wypłacono mi nagrody jubileuszowej i w dodatku zostałam na lodzie, bez pracy – powiedziała Dowbor w programie „Obgadane”. W innym wywiadzie powiedziała, że przyjęła wypowiedzenie ze spokojem i dopiero, kiedy znalazła się na przystanku autobusowym, wybuchnęła płaczem.
„To kobieta anioł, a aniołów się nie zabija”
Dziennikarka długo nie była bezrobotna. Zaledwie kilka tygodni później została zaproszona do udziału w castingu stacji Polsat do programu „Nasz nowy dom” i została jego prowadzącą. – Pierwsze dwa-trzy miesiące było mi trudno. Ja jestem dosyć wrażliwą osobą i reagującą mocno, więc łez było bardzo dużo – przyznała Katarzyna Dowbor.
– Podziwiam Ninę Terentiew [dyrektor programowa stacji Polsat w latach 2007-2023 – red.] za to, że startując z nowym programem „Nasz nowy dom” postanowiła w roli prowadzącej obsadzić Kasię. Nina zna ją lepiej i dłużej niż ja i sądzę, że to była jej najlepsza z możliwych decyzji. Trzeba mieć dużo ciepła i serca, żeby wejść do domu biedy, nieszczęścia ludzi, którym się cały świat wali i wnieść tam słońce oraz ciepło. Katarzyna Dowbor może być zastąpiona, ale dla bohaterów tego programu na koniec kropkę nad i stawiała Kasia, która przytulała ich i dawała klucze do wyremontowanego mieszkania. To kobieta anioł, a aniołów się nie zabija – uważa Barbara Bilińska.
– Gorąco wierzę, że Kasia odnajdzie swoje miejsce. Zapisana jest w sercach widzów Polsatu, zwyczajnych prostych ludzi, dla których jest bożyszczem. Telewizja to są emocje. Jeśli w telewizji, jaką jest Polsat, gdzie emocje powinny być crème de la crème, nie ma miejsca dla kogoś, kto emanuje tyloma dobrymi uczuciami, to ja chyba nie chcę takiej telewizji. Nie chcę mediów bez dziennikarzy, którzy są otwarci na krzywdę, niosą ciepło – podkreśla była wicedyrektor Dwójki.
Jak dodaje, program „Nasz nowy dom” robiła przede wszystkim Katarzyna Dowbor. – Zmieniali się architekci i ekipy remontujące. Elementem niezmiennym całej konstrukcji była zawsze Kasia. Śmiem przypuszczać, że 75 proc. widzów oglądało ten program właśnie z tego powodu, że była tam ona – mówi nam Bilińska.
Wątpliwości co do kariery Dowbor nie ma też Nina Terentiew, obecnie członkini rady nadzorczej Polsatu. – Trzymam kciuki za to, by odejście z „Nasz nowy dom” okazało się dla niej świetnym początkiem czegoś nowego. Nie chcę wróżyć z fusów, ale wydaje mi się, że rynek telewizyjny szybko się o nią upomni. Takie osoby jak Katarzyna zawsze sobie poradzą – powiedziała w rozmowie z Plotkiem.
„Kasia Dowbor nie gra niczego”
Robert Kwiatkowski podkreśla, że Dowbor jako prowadzącą program Polsatu może oceniać „wyłącznie jako widz przez pryzmat sentymentu”. – Występowała tu w zupełnie innej roli niż wcześniej, dojrzałej gospodyni programu z pograniczna rozrywki i interwencji społecznej, ponieważ pomagał on ludziom wyjść z ich trudnej sytuacji życiowej i mieszkaniowej – mówi nam były szef TVP.
Barbara Bilińska zdradza, że Katarzyna Dowbor prywatnie „jest taka sama jak w telewizji”. – Kasia niczego nie gra, nigdy niczego nie musiała udawać, wchodzić w rolę. Zawsze jest taka sama. Spotykając ją na ulicy jest identyczna jak w telewizji. Taka jest na ekranie i taka jest w życiu. Myślę, że dlatego ją ludzie kochają. Widz wyczuje każdą sztuczność i nieprawdę – dodaje Bilińska.
Katarzyna Dowbor jest znana z miłości do zwierząt. – Zwierzęta są członkami mojej rodziny. Opiekuję się dostojnym kotem Jaggerem, który uważa, że jestem jego własnością, wrażliwym psem imieniem Pepe, rozpuszczonym, wiecznym szczeniakiem Benkiem oraz śliczną koteczką Fioną. Obok domu zbudowałam małą stajnię dla ukochanej klaczy Rodezji i hucułki Surmy – pisze o sobie była dziennikarka Polsatu na swojej stronie internetowej.
„Poznaliśmy się dzięki kotu”
Konie są jedną z pasji Dowbor. W 2018 r. razem z pisarzem Marcinem Koziołem napisała interaktywną książkę dla dzieci o koniach. Występuje w nich w roli właścicielki stajni, a także pojawia się w towarzyszących publikacji filmach, na których opowiada o koniach i prezentuje, jak się nimi opiekować.
– Kilkanaście lat temu zostaliśmy sąsiadami. I pewnie nie zostalibyśmy przyjaciółmi, gdyby nie ukochany kot Kasi – Jagger. Kocur pierwsze śniadanie jadł u siebie w domu, a potem przeskakiwał przez płot i drugie śniadanie jadł u mnie. Podobnie w porze obiadu i kolacji konsumował dwa posiłki w dwóch sąsiednich domach. Jagger co prawda nabawił się wtedy lekkiej nadwagi, ale też dorobił się roli w „Tajemnicy przeklętej harfy”, jednej z moich książek przygodowych dla starszych dzieci. Przerzucając obżarciucha przez płot, nie tylko poznaliśmy się z Kasią, ale naprawdę polubiliśmy, co przerodziło się w trwającą już kilkanaście lat przyjaźń – opowiada portalowi Wirtualnemedia.pl Marcin Kozioł.
Pisarz wspomina, że pracował z Katarzyną Dowbor nad wspólną książką dla dzieci „Czary w Kopytkowie”. – To książka o koniach, które Kasia uwielbia i poświęca im każdą wolną chwilę. Co prawda to ja zająłem się spisaniem historii, ale pomysły na sceny do książki zbieraliśmy razem. Kasia bardzo się w to zaangażowała. Pilnie notowała swoje propozycje, a potem omawialiśmy je, spotykając się u niej w ogrodzie. Czasami jechaliśmy na koniach do pobliskiego lasu i tam – otoczeni przyrodą – dyskutowaliśmy o fabule. Często potrafiła długo argumentować, by jakiś drobiazg, na którym jej zależało, trafił do książki. Ale Kasia potrafi też słuchać i przyjąć argumenty innych. To bardzo dobra cecha. „Czary w Kopytkowie” to książka interaktywna i Kasia uczestniczyła w nagraniach filmów, które dziecko może odtworzyć na telefonie lub komputerze podczas lektury. Wszystko sobie dobrze przemyślała i świetnie przygotowała się do nagrań. Zależało jej na tym, by to wypadło perfekcyjnie. Dzieci, które są odbiorcami tej książki szanuje tak samo, jak dorosłych – podkreśla Kozioł.
„Kasia Dowbor co roku organizuje jabłkobranie”
Pisarz dodaje, że „Kasia prywatnie i pani Kasia z telewizora to ta sama osoba”. – To nie jest wykreowana postać, która zakłada do nagrań maskę, a po pracy ją zdejmuje. Jest serdeczną i sympatyczną osobą. Przyjaciele mogą na nią liczyć. I dba o nich. Z wakacyjnych wyjazdów zawsze przywozi im prezenty. Co roku organizuje jabłkobranie w swoim ogrodzie. Każdy z gości przychodzi ze swoim koszyczkiem i po kilku godzinach wychodzi od niej z zapasem własnoręcznie zebranych owoców. Oprócz ludzi, Kasia kocha zwierzęta – psy, koty, konie. Jednego kota przywiozła z planu programu – przybłąkał się. Psa przygarnęła ze schroniska, innego ktoś jej podrzucił. Kasia zaopiekowała się nim, a ten z wdzięczności na krok jej nie opuszcza i tęskni, kiedy jego opiekunka wychodzi z domu – wyznaje autor książek.
Marcin Kozioł w czasie spotkań autorskich z dziećmi w szkołach wykorzystuje nagrania z zagadkami i ciekawostkami, które przygotowała Katarzyna Dowbor. – Widzę, jak ogromną sympatią nawet ci najmłodsi darzą Kasię. Od razu ją rozpoznają. Zwykle kojarzą ją z programem „Nasz nowy dom”, ale kilka razy zostałem zaskoczony. Ostatnio jakiś drugoklasista wstał i powiedział: „A ja dobrze znam panią Kasię, bo pani Kasia prowadzi…”. I tu spodziewałem się usłyszeć nazwę programu telewizyjnego. Chłopiec zawiesił głos, po czym dokończył zdanie: „Pani Kasia prowadzi reklamę płynu do mycia naczyń!” – śmieje się pisarz i sąsiad dziennikarki.
Robert Kwiatkowski: To ageizm
– Mam pozytywne odczucia związane z wizerunkiem medialnym Katarzyny Dowbor. Jest typem dziennikarki domowej, towarzyszącej widzowi. Obserwuję od lat jej karierę i nie widzę szczególnych zmian. Zmieniały się programy, ale ona zawsze kojarzy się z zaangażowaniem społecznym w sensie medialnym. Wydaje mi się, że jest dla niej miejsce w mediach i ci, którzy kierują nimi, powinni się zastanowić, gdzie można zatrudnić ładnie mówiącą i uśmiechającą się dziennikarkę – mówi nam prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak dodaje, „odmładzanie kadr w telewizji to nie jest dobry trend”. – Powinna być równowaga, bo po pierwsze bardzo różni są odbiorcy mediów – młodzi, średni, starsi. Po drugie, powinien decydować przede wszystkim profesjonalizm, czyli np. telegeniczność, inteligencja, brak infantylizmu audiowizualnego. To są elementy, które należy brać pod uwagę. Hurtowe stawianie na młodość jest nierozsądne – podkreśla prof. Dąbała.
Specjalista od mediów przyznaje jednak, że każda stacja, a szczególnie prywatna, musi się kierować oglądalnością i wpływami z reklam. – Jeżeli program się nie bilansuje, to każdy biznesmen medialny musi pomyśleć o zmianie, ale nie nie powinna ona dokonywać się według klucza „zamieniam stare na młode” lub „młode na stare”. Poza tym każdy program ma swoją specyfikę i warto o tym pamiętać – dodaje medioznawca.
Odmładzanie kadr w telewizji nie podoba się także Robertowi Kwiatkowskiemu. – Jest nawet specjalne słowo krytycznie określające tego typu tendencje. To się nazywa ageizm [dyskryminacja ze względu na wiek – red.]. Odpowiedzialnym za programy i oglądalność chciałbym zadedykować statystki demograficzne, które mówią, że nasze społeczeństwo się starzeje i jeśli widzowie chcą się przeglądać w lustrze swojej ulubionej stacji telewizyjnej lub programu, to nie chcą tam oglądać wyłącznie osób, które mogłyby być ich dziećmi, a nawet wnukami – podsumowuje były prezes TVP.