We wpisie facebookowym Małgorzata Wołczyk podkreśliła, że jest wdzięczna redakcji „Do Rzeczy” „za 5 lat ciekawych wyzwań i za absolutną wolność w doborze tematów i ich traktowania, także za zaufanie do mnie”.
– Jednak wojna odsłoniła dla mnie także inne oblicze tygodnika, z którym mnie z kolei – nie było do twarzy. Nie bardzo rozumiem jak w warunkach polskiej tradycji politycznej i historii można łączyć pobożny konserwatyzm z wielkim egoizmem narodowym – zaznaczyła. – Nie ukrywam też, że opinie wygłaszane przez niektórych kolegów sprawiły, że nie byłam w stanie spokojnie znosić tej niekiedy rozzuchwalonej swobody wypowiedzi (dyktującej czasem szkodliwe teorie w rodzaju: „Dlaczego Przewodów jest gorszy niż Wołyń?”) Jeśli jednak wolą czytelników jest lektura podobnych tekstów, oznacza to, że moja dalsza obecność tam byłaby cokolwiek egzotyczna – oceniła dziennikarka.
Z „Do Rzeczy” Małgorzata Wołczyk rozstała się z początkiem kwietnia. – Jednocześnie dziękuję WSZYSTKIM, którzy mieli ochotę poświęcać czas i uwagę na czytanie moich felietonów i tekstów. Będą mogli odnaleźć mnie na łamach tygodnika SIECI, za co bardzo dziękuję i redaktorom naczelnym: Jackowi Karnowskiemu Michałowi Karnowskiemu – dodała.
Małgorzata Wołczyk pisała też do „Rzeczpospolitej”, „Więzi” i „Frondy”, specjalizuje się w tematyce hiszpańskiej. Pracowała również w teatrach, z zawodu jest projektantką i kaligrafem.
Według danych Polskich Badań Czytelnictwa w ub.r. średnia sprzedaż ogółem „Sieci” wynosiła 31 184 egz., a „Do Rzeczy” – 29 564 egz.