Blondynka w dżungli mediów

Reakcje stadne na film Beaty Pawlikowskiej o depresji

"Nikogo nie zachęcałam do odstawienia leków. Wprost przeciwnie" – mówi Pawlikowska. Ale nie wszyscy są zdania, że nie zachęcała. W mediach głosy są przeważnie krytyczne

Psychoterapeutka chcąca walczyć z reakcjami stadnymi w internecie sprowokowała reakcje stadne wobec Beaty Pawlikowskiej. Ostatecznie zamilkła.

Nie ma drugiego społeczeństwa, które miałoby tak duże wykształcenie właściwie w każdej dziedzinie. Czy mówimy o górnictwie, czy strategiach wojskowych, czy o lotnictwie, to 99,9 proc. Polaków jest na tyle dobrze zorientowanych w tych kwestiach, że może bez problemu debatować i mierzyć się z tzw. ekspertami” – szydził Cezary Łasiczka z Tok FM we wstępie do swojej audycji z początku lutego br. Trzy tygodnie wcześniej do tematów, na których zn

ają się wszystkie Polki i wszyscy Polacy, dołączyła kwestia, jak leczyć depresję.

Wypowiedział się niemal każdy. I portale horyzontalne, i pisma opinii. „Tygodnik Powszechny” depresji poświęcił okładkę, „Polityka” opublikowała artykuł o ratowaniu psychoterapii, „Newsweek Polska” pisał o celebrytach, którzy chcą leczyć, a tygodnik „Przegląd” przeprowadził wywiad zatytułowany „Depresja – bunt przeciw neoliberalizmowi”. Nagłą karierę ten temat zawdzięcza podróżniczce i pisarce Beacie Pawlikowskiej, która w serwisie YouTube opublikowała w poniedziałek 16 stycznia film „Depresja. Najnowsze badania naukowe”. A właściwie Mai Herman, psychiatrce i psychoterapeutce, założycielce Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych.

Herman w dniu ukazania się nagrania Beaty Pawlikowskiej ogłosiła zbiórkę na pozew przeciw autorce i w ciągu doby uzbierała ponad 30 tys. zł.

W uzasadnieniu zbiórki napisała, że Pawlikowska „opublikowała film, w którym podaje nieprawdziwe informacje, które stanowią niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia setek tysięcy osób chorujących na depresję. Czas zacząć karać. (…) Dość walki tylko słowem pisanym, czas na sąd”.

Herman w rozmowie we Wprost.pl powiedziała o Pawlikowskiej: „Wiedziała, że będą głosy sprzeciwu, ale nie sądziła, że nasza dbałość o to, żeby pilnować treści medycznych, specjalistycznych w internecie, jest już na tak wysokim i zaawansowanym poziomie”.

Portalowi Medonet przyznała: „Obserwuję Pawlikowską od lat. Od dawna przekracza granicę, powoli, powoli, aż w końcu przesadziła”.

NA CELOWNIKU

Polskie Towarzystwo Mediów Medycznych powstało w grudniu 2021 roku. Prezeską została Maja Herman, wiceprezeską prawniczka Karolina Podsiadły-Gęsikowska. Już 10 dni przed aferą z Beatą Pawlikowską Maja Herman zapowiadała w rozmowie z portalem Puls Medycyny, co zrobi: „Mamy na celowniku cztery osoby, które akurat nie są związane z medycyną, ale tworzą treści o zdrowiu, krzywdząc wiele osób. Nie ma na to naszej zgody – działania będą zdecydowane, szykujemy pozwy. Jest kilka – naszym zdaniem skutecznych – paragrafów z prawa karnego. Póki co dla dobra sprawy nie zdradzamy jakich”.

Herman dodawała, że wynika to z jej osobistych zainteresowań: „Media społecznościowe to dla mnie fascynujące pole służące do interakcji z wykorzystaniem rozbudowanego zestawu narzędzi komunikacyjnych, które bardzo szybko ewoluuje. Mam też predyspozycje, by mówić o rzeczach trudnych w sposób zrozumiały dla większości osób, lubię edukować”. I buńczucznie dodawała: „Ja już chyba niczego się nie boję, szczególnie w zakresie swoich kompetencji zawodowych”.

Wcześniej działania stowarzyszenia ograniczały się do wpisów na Facebooku. Gdy w październiku 2022 roku Naczelny Sąd Lekarski utrzymał karę, jaką dostała Anna Furmaniuk, lekarka, która m.in. głosiła, że „plandemia to ściema” oraz nawoływała: „Polacy, nie szczepcie się”, Maja Herman ubolewała, że „żadne główne media nie napisały o tym”.

Że działania Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych są wybiórcze, Herman przyznała w wywiadzie dla Pulsu Medycyny. „Jako przykład podam modlitwę. Wiele osób wierzy, że pomaga w zdrowieniu. Dopóty, dopóki jest to element wspomagający medycynę zgodną z EBM, nie widzę powodów, by z tym walczyć. Wpisują się w to też wszelakiej maści wróżki, jasnowidzowie, bioenergoterapeuci. Chcesz? Korzystaj! Nasze Towarzystwo nie będzie zabraniać nikomu wydawać swoich własnych pieniędzy na tego typu usługi” – mówiła i zapowiadała, że będzie reagować na „wszelkie działalności nakłaniające, by nie stosować leków, sprawdzonych metod, pomocy lekarzy, a zdać się na bioenergoterapię, homeopatię czy inne niesprawdzone metody”.

Olgierd Annusewicz, ekspert od kreowania wizerunku z Uniwersytetu Warszawskiego, pozytywnie ocenia tych, którzy chcą zajmować się fact-checkingiem naukowym i tropieniem paranaukowych poglądów. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że działanie Mai Herman w tej sprawie miało efekt autopromocyjny.

– Nawet jeśli nie był to cel sam w sobie, jeśli ktoś staje się twarzą protestu w kontrze do znanej powszechnie dziennikarki, oznacza to w efekcie jego większą rozpoznawalność – przekonuje Annusewicz. Jego zdaniem trzeba jednak pamiętać, że większa rozpoznawalność, szczególnie w sferze medycznej, to większa odpowiedzialność – Przekonała się o tym niedawno słynna Mama Ginekolog, która przyznała w sieci, że poza kolejką przyjmuje w publicznym gabinecie swoją rodzinę i znajomych – argumentuje wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.

Emilia Grzela, dziennikarka medyczna z portalu Puls Medycyny, nie podziela opinii, że Maja Herman zdecydowała się na zbiórkę na pozew przeciwko dziennikarce, żeby się lansować. – Współpracowałam z Mają Herman. Na pewno nie chodzi jej o promocję stowarzyszenia ani tym bardziej swojej osoby – przekonuje Grzela.

Gdy pod koniec stycznia proszę Maję Herman o rozmowę – odmawia. „Na razie w sprawie pani Pawlikowskiej nie chcę się wypowiadać” – napisała mi w esemesie. I dodała, że korzysta z „pięknej zasady”, że trzeba wiedzieć, kiedy zamilknąć, bo podgrzewanie atmosfery zwyczajnie nie służy sprawie. „A chodzi nie o moje spory, a tylko o psychiatrię” – wycofała się rakiem.

Na kolejne prośby o rozmowę już nie odpowiada. Szkoda, bo chciałem wiedzieć, jakie media są skupione w jej stowarzyszeniu.

***

To tylko fragment tekstu Grzegorza Sajóra. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.