Elżbieta Jaworowicz to niekwestionowana ikona Telewizji Polskiej. Od 40 lat prowadzi swój autorski program interwencyjny „Sprawa dla reportera”. Na czym polega jej fenomen? – Ona jest atrakcyjna z tą założoną nogą, postawą, posturą, przyjemnie się ja ogląda. Ma też dobrze ustawiony głos, co jest bardzo ważne, bo zwycięża w pojedynkach głosowych – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Wiesław Godzic, medioznawca.
Kariera zawodowa Elżbiety Jaworowicz od początku związana jest z Telewizją Polską. Do TVP trafiła jeszcze na studiach, wygrywając konkurs zorganizowany przez „Telewizyjny Ekran Młodych”. – Powolutku, zaczynając od dokumentacji programów pani Bożeny Walter, uczyłam się w praktyce mojego zawodu. Taką naukę od podstaw polecam wszystkim adeptom sztuki telewizyjnej – powiedziała gospodyni „Sprawy dla reportera” w rozmowie z „Tele Tygodniem” wiosną 2020 r. Potem Jaworowicz prowadziła na antenie kącik mody, ale z czasem udało się jej przekonać kierownictwo do autorskiego programu interwencyjnego.
Dziennikarka zdradziła, że początkowo występując na wizji „miała wrażenie, że jąka się i nie potrafi tak szybko sformułować myśli, jak chce”. – Zachwycałam się Bogusławem Kaczyńskim, który mówił tak, jakby czytał. Zanim nauczyłam się tej sztuki, upłynęło wiele lat – powiedziała w wywiadzie.
„Sprawa dla reportera”, emitowana na antenie TVP1 od 29 stycznia 1983 r. Pokazuje interwencje w trudnych i konfliktowych sprawach społecznych. Program składa się z reportażu realizowanego na miejscu omawianego wydarzenia i dyskusji w studio z bohaterami reportażu i zaproszonymi gośćmi – znanymi ekspertami. W roli ekspertów występowało wiele postaci m.in. seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz, detektyw Krzysztof Rutkowski, działacz społeczny Piotr Ikonowicz, senator Lidia Staroń czy adwokat Piotr Kaszewiak.
Jaworowicz przyznaje, że nie spodziewała się tak ogromnego sukcesu programu interwencyjnego. – Tytuł mojego programu był przypadkowy, a konwencja zupełnie inna niż dziś. Zresztą ona kształtowała się powoli. Przez długi czas byłam tylko wydawcą i robiłam tzw. dokrętki filmowe. Prowadzącymi byli Andrzej Krzysztof Wróblewski, a czasem Jacek Maziarski – dodała.
Sama Jaworowicz od lat jest obiektem żartów za sprawą specyficznego sposobu siedzenia z wyciągniętymi na bok nogami. Nic więc dziwnego, że jej program doczekał się parodii. Komik Daniel Midas stworzył nawet w social mediach cykl satyryczny, który nazwał „Szopką dla reportera”, w którym pokazuje skandaliczne sytuacje z programu.
Gwiazdy disco polo w programie Jaworowicz
Formuła programu praktycznie nie zmieniła się przez lata, pojawiły się jednak występy gwiazd disco polo, co jest przedmiotem krytyki ze strony opinii publicznej. Kilka razy w programie gościł Zenek Martyniuk, lider zespołu Akcent. W „Sprawie dla reportera” wystąpili też Marcin Miller z zespołu Boys i Paweł Jasionowski z zespołu Masters.
Przeciwnicy takiego uatrakcyjniania programu podkreślają, że koncerty spłycają często dramatyczne problemy przedstawiane w programie. Do skandalicznej sytuacji doszło np. w odcinku wyemitowanym 6 stycznia ubiegłego roku. Bohaterami jednej z przedstawianych spraw było rozwodzące się polsko-ukraińskie małżeństwo. Pani Maryna twierdziła, że jej mąż stosował wobec niej przemoc psychiczną i seksualną, a po rozstaniu uniemożliwia jej kontakt z dziećmi. Po tych dramatycznych zwierzeniach lider zespołu Masters zaśpiewał utwór „Żono moja”, który opowiada o trwałej miłości małżeńskiej, na co bohaterka programu wybuchnęła płaczem.
Internauci z oburzeniem zareagowali na ten występ. W mediach społecznościowych pojawiła się lawina komentarzy – „Kompletny brak wyczucia, empatii”, „Zrobili z tego programu szopkę”, „Sprawa dla reportera sięga dna”, „Kiedyś w programie były reportaże, teraz radosne podrygiwania przy disco polo. Żenada”.
Janusz Daszczyński, prezes TVP w latach 2015-2016, uważa, że „nadchodzi schyłek tego archaicznego już formatu”. – Zauważam jego modyfikacje, niestety idą one w nieciekawym kierunku – spłycania dramatów, o jakich opowiada i udziału w nim gwiazd disco polo – podkreśla.
Kontrowersje wokół “Sprawy dla reportera”
– Elżbieta Jaworowicz zawsze miała coś wspólnego z wiatrem. Od lat zachowuje się jak przysłowiowy kurek na dachu, by nie powiedzieć kurek na kościele (znany choćby z mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”). Doskonale analizuje trendy związane z kolejnymi, zmieniającymi się władzami Telewizji Polskiej i perfekcyjnie się do nich dostosowuje. Uczyniła to nawet wtedy, gdy w 1994 roku pierwszy zarząd TVP, z moim zresztą udziałem, działający już pod rządami nowej ustawy o radiofonii i telewizji postanowił, że „Sprawa dla reportera” nie będzie już nadawana na żywo, a nagrywana i emitowana po tzw. kolaudacji – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Janusz Daszczyński.
Jak dodaje, decyzja ta związana była z licznymi skargami na program co do jego rzetelności i obiektywizmu. – Pamiętam też, że zdarzyło się, iż na potrzeby „Sprawy dla reportera” jego bohaterowie musieli udawać, że jest lato, mimo iż za oknem panował siarczysty mróz – podkreśla Daszczyński.
W 1994 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oceniła, że reportaż dotyczący Jarosława Ulatowskiego, biznesmena i byłego posła KLD, nie był bezstronny i obiektywny, a podawane informacje nie były sprawdzone. Z kolei przedsiębiorca z Borów Tucholskich Ireneusz Kujawa wygrał w 2013 r. sprawę w sądzie z TVP i Elżbietą Jaworowicz. Nie zgodził się na udział w programie, ale ekipa telewizyjna przyjechała do niego i nagranie z nim zostało wyemitowane w reportażu. Sąd uznał, że reporterka naraziła na szwank dobre imię przedsiębiorcy i naruszyła jego mir domowy. W 2010 r. powstało nawet stowarzyszenie Stop Nierzetelni, które zrzesza osoby pokrzywdzone przez program Jaworowicz.
Elżbieta Jaworowicz była też bohaterką skandalu. W lipcu 2017 r. w mokotowskim sądzie kopnęła dziennikarza i byłego posła Leszka Bubla i nazwała go „zerem”. W styczniu 2020 r. zapadł w tej sprawie prawomocny wyrok i Jaworowicz musiała zapłacić 18 tys. zł grzywny, zwrócić poszkodowanemu koszty procesu, a także zapłacić nawiązkę w wysokości 2 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym. Wcześniej dziennikarz, który kilka razy był gościem „Sprawy dla reportera” zarzucił Jaworowicz, że w swoim programie „przeinacza fakty i robi z bohaterów przestępców, a eksperci nie do końca wiedzą, z kim mają do czynienia, bo dostają tylko fragmenty akt”.
Daszczyński: Jaworowicz zachowuje się jak kurek na dachu
Zdaniem Daszczyńskiego nieprzerwane nadawanie programu przez 40 lat to „efekt nieustającej popularności i – co za tym idzie – wysokiej oglądalności „Sprawy dla reportera”, potwierdzonej zresztą licznymi nagrodami plebiscytowymi, Telekamerami i Wiktorami”.
– Kolejne zarządy TVP obawiały się – jak myślę – gwałtownej, negatywnej reakcji widzów na ewentualne zdjęcie tego programu z anteny. Jednak obok wspomnianych wyróżnień segregator w biurze prawnym Telewizji Polskiej ze skargami sądowymi na program należy do najbardziej opasłych. Pamiętam, że za czasów mojej krótkiej, przerwanej przez PiS, prezesury nie mogłem się nadziwić, że „Sprawa dla reportera” wywołuje tak wiele emocji, z pozwami włącznie. Ale gdy się dowiedziałem, że powstało nawet stowarzyszenie osób poszkodowanych przez program Elżbiety Jaworowicz, dziwić się przestałem – mówi były prezes TVP.
Prof. Godzic: To populizm
Na czym polega fenomen programu, który nadawany jest nieprzerwanie od lat 80.? – To osobowość dziennikarki. Umiała znaleźć formułę programu, która się nie starzeje. To program czasami balansujący na granicy populizmu, pojawiały się też zarzuty dotyczące rzetelności, ale ostatecznie zawsze pani Jaworowicz potrafiła z tego wyjść obronną ręką. Znalazła formułę, która nie dotyczy wąsko rozumianej polityki i jest blisko ludzkich spraw. A ponieważ nie wchodziła w konflikty polityczne z kimkolwiek, to stała się bardziej trwała niż ktokolwiek w Telewizji Polskiej – uważa Juliusz Braun, prezes TVP w latach 2011-2015.
– Niewątpliwie pani Jaworowicz najczęściej staje po stronie zwyczajnych ludzi, krzyczy na polityków i samorządowców i sugeruje, że rzecz można załatwić prosto. Rzeczy zazwyczaj są jednak skomplikowane i czynienie z nich czegoś łatwego do osiągnięcia jest rodzajem populizmu. Ona jest atrakcyjna z tą swoją założoną nogą, postawą, posturą, przyjemnie się ja ogląda. Ma dobrze ustawiony głos co jest bardzo ważne, bo zwycięża w pojedynkach głosowych, kiedy w studiu jest kilkanaście osób – mówi nam prof. Wiesław Godzin, medioznawca.
Ekspert podkreśla, że Jaworowicz jest apodyktyczna, ale „zwyczajni ludzie lubią taką osobę, która krzyknie na pozostałych”. – Jest osobowością telewizyjną. Nie chciałbym, żeby wybrzmiało, że coś złego robi tym programem, chociaż złe w pewnym sensie może być wzbudzenie wśród ludzi przekonania, że jest nowym pierwszym sekretarzem i jak już nic nie da się załatwić, to pójdę do sekretarza. Nie o to chodzi w naszej rozwijającej się demokracji – podkreśla medioznawca.
Prof. Godzic dodaje, że „program jest do poprawienia”. – Przydałoby się rzetelne podejście, bo trochę mamy hucpiarstwo. Dobrze byłoby, gdyby pani Jaworowicz pochyliła się i zrozumiała drugą stronę, a nie tylko krzyczała na przeciwników. Niestety, pani Jaworowicz raczej krzyczy niż chce zrozumieć sytuację drugiej strony, ponieważ w ten sposób zdobywa aplauz wśród ludzi. Uzyskuje silne emocje w telewizji i to z pewnością jest jej sukces. Chciałbym jednak, żeby dokonała jakiejś zmiany, aby było mniej efektownie, a bardziej efektywnie – kończy specjalista od mediów.
Jaworowicz: Staram się słuchać ludzi z czułością
Gospodyni „Sprawy dla reportera” rzadko udziela wywiadów. Rok temu opowiedziała o swojej pracy w Polskim Radiu. – Jeśli jest jakiś sukces mojej pracy, to jest nim to, że ludzie mają do mnie zaufanie, a ja z czułością staram się ich słuchać. Każda sprawa uczy czegoś o życiu, o losie człowieka, także i o mnie, zmieniam się wraz z tym, co robię – powiedziała wówczas Elżbieta Jaworowicz.
Jak dodała, widzowie do niej piszą, że jest „ostatnią deską ratunku”. – Każdy program jest debiutem. Co tydzień muszę zrobić prawie godzinną emisję, co jest wielkim wysiłkiem emocjonalnym, intelektualnym. Tu jest ambitny plan, żeby nie tylko wysłuchać człowieka, ale i pomóc mu – podkreśliła reporterka.
Chociaż Elżbieta Jaworowicz ma 77 lat, trzyma się znakomicie. Jak zdradziła w „Tele Tygodniu”, jeszcze do wybuchu pandemii koronawirusa chodziła dwa razy w tygodniu na siłownię. – Wysiłek fizyczny, jak się człowiek porządnie wypoci, bardzo dobrze wpływa na ciało oraz umysł. Nie mam, odpukać, większych kłopotów ze zdrowiem. Od najmłodszych lat uprawiam sport. Grałam m.in. w koszykówkę i jeździłam na obozy sportowe. Staram się prowadzić zdrowy tryb życia. Prawie nie jem mięsa, a moja kuchnia oparta jest na warzywach. Bardzo lubię gotować, a najlepiej wychodzą mi dania śródziemnomorskie i azjatyckie – powiedziała.
Jeszcze w 2010 r. program “Sprawa dla reportera” śledziło 3,44 mln widzów. Rok później widownia nawet wzrosła do 3,49 mln. Od tego czasu popularność “Sprawy” spada, podobnie jak oglądalność innych pozycji w dużych telewizjach. W 2017 r. widownia spadła do 2,63 mln widzów. W 2021 r. magazyn Elżbiety Jaworowicz oglądało już tylko 1,59 mln widzów.