Joanna Wąsowska w latach 90. pisała do trójmiejskiej „Wyborczej”, Joanna Klimek była prawą ręką Doroty Gawryluk w Polsacie, a Joanna Kurska niedawno została szefową „Pytania na śniadanie” w Telewizji Polskiej. Trzy nazwiska, jedno imię, ta sama osoba. – Zawsze była antyPiS-em. Lubiła być w pobliżu szefów. Miła i sympatyczna, ale brakowało jej inwencji – opowiadają o niej byli koledzy z pracy.
Sierpień 2016 r. Konferencja TVP związana z prezentacją jesiennej ramówki. Przemawia Jacek Kurski. Gdy prezes kończy, wywołuje na scenę dyrektor programową TVP. Joanna wchodzi, uśmiecha się, rzuca kilka zdań i opuszcza mównicę. Marsowa mina prezesa mówi więcej niż kilka słów, które jej szepcze do ucha. Jest wyraźnie poirytowany i zaskoczony. Bo miało być dłużej, więcej, radośniej.
– Jacek wypadł świetnie, a ona była stremowana i najwidoczniej nie nauczyła się tego, co miała powiedzieć. Porażka. Joanna w przeciwieństwie do niego nie jest zwierzęciem telewizyjnym – ocenia jedna z osób, która była na tamtej konferencji.
O pracy w mediach Joanna marzy od dawna, ale dziennikarstwa nie wybiera. Studiuje filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Wybór uczelni wydaje się dość oczywisty. Joanna pochodzi z Gdańska (tak jak Jacek Kurski). Po pięciu latach zdobywa dyplom. I rusza na drugi kraniec Polski. W Instytucie Organizacji i Zarządzania w Przemyślu kończy studia menadżerskie.
Joanna nie wdzięczy się do widzów, ale…
Pierwsze doświadczenia w pracy w mediach zdobywa pod koniec lat 90. w trójmiejskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Swoje teksty podpisuje panieńskim nazwiskiem: Joanna Wąsowska. Nie zagrzewa tam długo miejsca i przenosi się do Warszawy. W lutym 2003 r. startuje w Telewizji Polsat program publicystyczny „Interwencja”. Szefuje mu Jerzy Kamiński. O programie na naszych łamach mówi tak: „Pokazujemy absurdy życia codziennego, tropimy afery, pokazujemy nieuczciwości i skorumpowanie urzędników. Stosujemy zasadę: jedziemy i załatwiamy. Znaczna część ludzi pisze do nas, bo byli już wszędzie, nie załatwili niczego i nie mają innego wyjścia. W dodatku widzą, że pomagamy innym”.
Widownia programu stale rośnie. Rok później „Interwencja” przyciąga przed ekrany średnio 2,5 mln widzów. „Mamy doskonałą parę prowadzących. Janusz Zadura jest profesjonalistą w każdym calu, ze świetnym głosem i genialną umiejętnością przekazywania emocji. Joanna Wąsowska wnosi do programu nową – ciągle – twarz i świeżość. Poza tym jest rasową prezenterką tego typu programów. Bez zbędnej ‚słodyczy’ i wdzięczenia się do widzów potrafi jasno i precyzyjnie przekazać to, co chce” – komplementuje swoich ludzi Kamiński.
… słabo wypada w badaniach
Wąsowska kilka miesięcy później znika z ekranu. – Polsat robił badania i Joanna w nich słabo wypadała – mówi jedna z osób, która z nią wtedy pracowała. – Najpierw wzięli się za wygląd. Skrócili jej włosy, z blondynki stała się szatynką. Miało być lepiej, ale sama nie była zadowolona z tej zmiany. Była ambitna, zależało jej. Chodziła do logopedy, ćwiczyła przed kamerą, ale jednak nic to nie dało i została wydawcą „Interwencji”.
O tym, że Wąsowska jest nadal zatrudniona przy tym programie, widzowie mogą się dowiedzieć jedynie z napisów końcowych. – Była zastępcą szefa i twórcy „Interwencji” Jurka Kamińskiego. Klasyczny „numer dwa”. Ocieplała wizerunek szefa, ale nie miała żadnego wpływu na pracę zespołu – ocenia były kolega z pracy. – Ogólnie miła i sympatyczna osoba, ale zero inwencji czy warsztatu.
Inny głos z ul. Ostrobramskiej w Warszawie, gdzie znajduje się siedziba Polsatu: – Lubiła się zakręcić wokół szefów. Była miła, uśmiechnięta, sympatyczna. Nic więcej. Jeśli idzie o umiejętności warsztatowe, redaktorskie czy kwestie kreacji, nie zaznaczyła się niczym istotnym. Zadawalała ją pozycja numer dwa. Niemniej w relacjach z innymi ludźmi była OK.
Kolega z pracy zostaje mężem
W połowie 2005 r. Wąsowska opuszcza Telewizję Polsat i po raz pierwszy trafia do Telewizji Polskiej. Najpierw przygotowuje felietony do programu publicystycznego „Forum”, w którym najważniejsi politycy z różnych opcji komentują bieżące wydarzenia. W tamtym czasie prowadzącą jest Dorota Gawryluk, która kilka miesięcy wcześniej opuszcza Telewizję Polsat. To tam panie się poznają, razem pracują przy „Interwencji” i od tamtej pory blisko się trzymają. – W tej współpracy z Dorotą Gawryluk trudno się doszukać jakiegoś śladu aktywności intelektualnej. Po prostu Joanna była jej asystentką – mówi były pracownik Polsatu.
Wkrótce jednak Wąsowska dostaje inne zadanie. Jedynka tuż przed świętami Bożego Narodzenia rusza z nowym magazynem reporterskim, który jest bezpośrednią konkurencją dla „Interwencji”. Program „Na celowniku” jest krótszy, bo trwa zaledwie osiem minut („Interwencja” – 17 minut). Magazyn dostaje doskonałą porę emisji, bo jest nadawany po „Teleexpressie”, a przed „Klanem”. Joanna Wąsowska jest wydawcą programu. Zmienia też nazwisko. Jej mężem zostaje kolega z Polsatu, a później z TVP – Tomasz Klimek.
Półtora roku później wybucha skandal. W jednym z odcinków ma być wyemitowany materiał dotyczący znanego biura podróży. Firma Neckermann skarży się dziennikarzom portalu Dziennik.pl, że Joanna Klimek miała zrezygnować z wczasów, które wykupiła w ich biurze. Powodem miały być niekorzystne warunki. Neckermann twierdzi, że reportaż telewizyjny opiera się na jej historii, dlatego żąda wstrzymania odcinka. Przystaje na to szefowa TVP1 Małgorzata Raczyńska. Joanna Klimek przyznaje, że materiał częściowo odnosi się do jej doświadczenia, ale zaprzecza, że w ten sposób próbowała załatwić prywatną sprawę. W efekcie Raczyńska rozwiązuje zespół realizujący program „Na celowniku”. Co nie oznacza, że wszyscy tracą pracę w TVP. Zwolniona jednak zostaje Joanna Klimek. Trafia do radia. Ale długo nie zagrzewa tam miejsca. Wraca do Polsatu.
„Miała dobrą aurę”
– Po odejściu z „Interwencji” Aśka nosiła teczkę za Dorotą Gawryluk. Pełniła rolę inspicjenta i może researchera. Tak zresztą pewnie poznała Jacka Kurskiego, bo przyprowadzała go do studia – mówi jeden z pracowników Polsatu. Klimek zostaje wydawcą programów publicystycznych w Polsat News m.in. „Gościa Wydarzeń”, którego prowadzącą jest Gawryluk. – Trudno w tej współpracy między nimi doszukać się jakiegoś śladu aktywności intelektualnej. Joanna była jej asystentką – mówi nasz rozmówca.
Dobrze wspomina współpracę z Klimek redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota, który do 2013 r. jest związany z Polsatem, gdzie pełni rolę dyrektora programowego stacji, a także szefa informacji i publicystyki. W stacji sprawuje nadzór nad „Interwencją”. – Była bardzo miłym, sympatycznym człowiekiem. Nigdy się nie zawiodłem na jej punktualności, słowności czy dyscyplinie. Miała dobrą aurę. W telewizyjnym świecie ścigających się ambicji i gejzerów adrenaliny praca z nią była przyjemnością – wychwala Joannę Klimek jej były szef.
„Dla prezesa Kurskiego liczył się czas”
Jesienią 2015 r. PiS wygrywa wybory parlamentarne. Partia Kaczyńskiego bardzo szybko zmienia władze publicznych mediów. Na początku 2016 r. szefem Telewizji Polskiej zostaje Jacek Kurski, były polityk PiS i Solidarnej Polski. Ściąga do Telewizji Polskiej Joannę Klimek. – Dostałam ciekawą propozycję – mówi nam wtedy bohaterka tego tekstu. Klimek zostaje wiceszefową biura koordynacji programowej TVP.
– Kilka dni przed przyjściem pani redaktor do TVP wiedziałem, że będzie moją zastępczynią – przyznaje Sławomir Zieliński, który jest wtedy dyrektorem biura koordynacji programowej w telewizji publicznej. – Pomyślałem: dobrze chociaż, że przychodzi z telewizji, a nie z innego miejsca. Zakładałem, że jeszcze trochę tym dyrektorem pobędę. Zdążyłem przekazać jej najważniejsze sprawy, powiedzieć, czym się zajmuje nasze biuro i po trzech dniach Joanna została jego dyrektorką.
Sławomir Zieliński zwolniony zostanie dopiero pół roku później. Na razie pozostaje w firmie, tyle że jest już tylko głównym specjalistą biura koordynacji programowej. – Ramówka na wiosnę 2016 r. była już wtedy przygotowana. Pierwsza możliwość ingerencji w program, gdyby ktoś chciał się trzymać terminów, mogła więc dotyczyć dopiero letniej oferty, ale dla prezesa Kurskiego liczył się czas. Zmiany miały być rewolucyjne – dodaje Zieliński.
Praca szefa biura koordynacji programowej TVP polega m.in. na współpracy z szefami wszystkich anten, ale też analizie badań jakościowych i ilościowych poszczególnych programów, ocenie wyników oglądalności, badaniu potencjału osobowości telewizyjnych. Pracuje nad tym kilkadziesiąt osób.
Bez kontrasygnaty Klimek ani rusz
Wraz z tzw. „dobrą zmianą” i przejęciem władzy w TVP przez Jacka Kurskiego szefem Jedynki zostaje Jan Pawlicki. Bardzo dobrze pamięta jedno ze spotkań z Joanną Klimek. – Miała obsesję na punkcie swojego wizerunku. Bała się, co i jak inni o niej mówią. Śledziła cudze wpisy na swój temat na Facebooku czy Twitterze. Raz wezwała mnie i Macieja Chmiela (ówczesny dyrektor TVP2 – przyp. red.) na dywanik. Oskarżyła nas o wypisywanie bzdur na jej temat w internecie. Twierdziła, że to my ją anonimowo oczerniamy w mediach społecznościowych. Próbowaliśmy jej wytłumaczyć, że to brzmi absurdalnie i nie mieliśmy żadnego celu w tym, by rzucać na jej temat podejrzenia w sieci. Do dziś nie wiem, jakie wpisy miała na myśli i czego dokładnie dotyczyły. Niestety, nie było z nią żadnej dyskusji – wspomina były szef TVP1.
Jego zdaniem, Klimek dość szybko stała się narzędziem dla Jacka Kurskiego do odebrania dyrektorom anten wszelkiej podmiotowości. – Dostałem oficjalne pismo od prezesa, że wszelkie decyzje programowe muszę konsultować z panią Klimek i każda z nich musi mieć jej kontrasygnatę. To było jeszcze zanim została wdrożona reforma Stanisława Bortkiewicza, która czyniła biuro programowe TVP jedyną komórką odpowiedzialną za kształtowanie ramówek poszczególnych anten Telewizji Polskiej. Gdy trafiło do mnie pismo od Kurskiego, że każdą decyzję programową muszę mieć zatwierdzoną przez Joannę, było dla mnie jasne, że moja misja jako dyrektora Jedynki się kończy – przyznaje Pawlicki.
I faktycznie po pół roku sprawowania funkcji dyrektora Jedynki zostaje on odwołany ze stanowiska. – Pamiętam, że jeszcze zanim zaczęło się o niej mówić, że jest dziewczyną prezesa, to można z nią było merytorycznie porozmawiać o programie. Nie miała jednak wizji, jaka ta telewizja ma być. Dość szybko wpasowała się w plan, jaki miał w głowie Kurski. I choć formalnie to ona podejmowała strategiczne decyzje, to jednak za nimi stały inne osoby, a ona jako dyrektorka starała się na zewnątrz robić jedynie dobre wrażenie – komentuje Pawlicki.
W cieniu Doroty Gawryluk i Jacka Kurskiego
Osoba pracująca wtedy w TVP jest kompletnie zaskoczona, gdy dowiaduje się, że Joanna Klimek, wydawca programów publicystycznych w Polsacie, przechodzi na eksponowane stanowisko kierownicze w Telewizji Polskiej: – Gdy Bortkiewicz wprowadzał reformę, zgodnie z którą biuro programowe miało objąć nadzór nad całością ramówek TVP, ludzie mówili, że to po to, by Joanna miała absolutną władzę w telewizji. Na korytarzach huczało już wcześniej, że biuro programowe i marketingu jest szykowane specjalnie pod nią. Tyle, że ona nie miała żadnych kompetencji w zakresie zarządzania. Nigdy nie kierowała nawet małą redakcją, a tu została dyrektorką dwóch dużych biur, mając pod sobą kilkadziesiąt osób.
Na Woronicza (przy tej ulicy w Warszawie znajduje się siedziba TVP – przyp. red.) coraz głośniej mówi się, że Jacek Kurski i Joanna Klimek mają romans. Korytarzowe plotki podsycają kolorowe pisma i serwisy show-biznesowe. Osoba z TVP: – Joanna zajmowała się PR-em Jacka, czuwała nad jego wizerunkiem, dobierała mu buty i marynarki. Po prostu była jego asystentką. Doświadczenie zdobywała w Polsacie, gdzie próbowała zajmować się wizerunkiem Doroty Gawryluk. Zawsze była jednak w jej cieniu, tak jak teraz jest w cieniu Jacka.
Inna osoba dodaje: – Po prezentacji wiosennej ramówki TVP w 2016 r. opowiadała, że nie aktorzy czy dziennikarze znani z anteny, tylko Kurski jest największą gwiazdą tej konferencji. Już wtedy bardzo dbała o to, by Jacek miał dobry PR. Tak samo jak wcześniej zabiegała o budowanie wizerunku Doroty Gawryluk. Robiła wszystko, by media o nim dobrze pisały, chciała, by wystąpił w „Pytaniu na śniadanie”.
„Nigdy nie wysyłała maili”
W październiku 2016 r. Joanna Klimek odchodzi z Telewizji Polskiej. – Nowe wyzwania zawodowe – tłumaczy swoją decyzję. Dopiero sześć lat później powie: – Przestrzegając najwyższych standardów etycznych, odeszłam z funkcji dyrektora programowego Telewizji Polskiej. Nie chciałam pracować w telewizji, dopóki jej prezesem był mój mąż.
Te słowa śmieszą jednego z naszych rozmówców, który jest pracownikiem TVP. – To nie była jej decyzja, tylko Bortkiewicza. To on zdecydował, że musi odejść i to on jej załatwił pracę w PGNiG. On wiedział, że ludzie nie chcą z nią pracować. Przychodziła do pracy, o której chciała. Atmosfera była nie do wytrzymania. Umawiałeś się z nią na jedno, a chwilę później zmieniała zdanie. Krok do przodu, dwa do tyłu. I tak było ze wszystkim. Na dłuższą metę tak się nie dało pracować. Nigdy nie wysyłała maili, wszystko było ustalane przez telefon. Celowo, bo nie lubiła się konfrontować z innymi. I tak była w stanie wmówić ci wszystko, bo nie było śladów po telefonicznych ustaleniach. Mail zobowiązuje: jest data, decyzja, wskazówki, ustalenia. A tak był prosty komunikat: jedź, pogadaj, załatw coś. Delegowanie zadań to było coś, w czym czuła się dobrze.
Za rok powrót do Polsatu?
Nasz rozmówca, który kojarzy Joannę Kurską jeszcze z czasów pracy w Telewizji Polsat, jest zadziwiony metamorfozą, jaką przeszła była koleżanka: – Zaskakujące, że tak łatwo potrafiła się przestawić na zwolenniczkę tego obozu politycznego. Zawsze była antyPiS-em i mówiła, że ją wkurza to, jak lojalna wobec partii Kaczyńskiego jest Dorota Gawryluk. Aż poszła na mszę smoleńską w towarzystwie Jacka już jako jego oficjalna partnerka. Nie do uwierzenia.
Jak słyszę, Joanna Kurska i Dorota Gawryluk, które kiedyś były ze sobą w bliskich relacjach, nie tylko zawodowych, dziś ze sobą nie rozmawiają. – Doroty nie było nawet na ślubie Joanny i Jacka – mówi osoba z Polsatu.
Ale zdaniem naszych rozmówców relacje między paniami mogą się naprawić. Gdy na początku września Kurski został znienacka odwołany ze stanowiska, jeszcze tego samego dnia po południu Joanna Kurska dostała propozycję powrotu do TVP na stanowisko producentki „Pytania na śniadanie”. Nie odmówiła i dziś kieruje zespołem programu. – Całe moje życie zawodowe związane jest z telewizją – to moja pasja i kompetencja. W nowej sytuacji przyjęłam propozycję pracy przedstawioną mi przez prezesa TVP (Mateusza Matyszkowicza – przyp. red.) i cieszę się, że pokieruję jednym z najważniejszych programów TVP2 – powiedziała Joanna Kurska cytowana przez Centrum Informacji TVP.
– Podejrzewam jednak, że gdy zmieni się w przyszłym roku władza w Polsce, to Joanna będzie jedną z pierwszych osób, które stracą pracę w TVP. I wówczas znów wróci pod skrzydła Doroty Gawryluk – przypuszcza nasz rozmówca.