Nie lubi disco polo, ceni wysoką kulturę, ma zupełnie inny styl bycia niż jego poprzednik. Taki jest nowy szef TVP. Ale gdy Jackowi Kurskiemu nie spodobał się gość TVP Kultura, to Mateusz Matyszkowicz zdjął program z anteny. – Będzie stał na baczność i pokornie wykonywał rozkazy – przewiduje zachowanie nowego prezesa Telewizji Polskiej Jan Pawlicki, dawny kolega z pracy.
Nowy szef TVP dość szybko podpadł fanom disco polo. Mateusz Matyszkowicz dwa dni po objęciu fotela prezesa Telewizji Polskiej zapowiedział, że nie będzie koncertu na otwarcie przekopu Mierzei Wiślanej. Miały na nim wystąpić gwiazdy polskiej muzyki tanecznej. Początkowo Matyszkowicz chciał, by koncert się odbył, ale bez wykonawców disco polo. W końcu zdecydował, że wydarzenie odwołuje. Rozczarowani mogli się czuć widzowie TVP. Zaledwie kilka dni wcześniej w „Pytaniu na śniadanie” imprezę w Elblągu zapowiadał Jacek Kurski. Ale gdy 5 września odwołano go ze stanowiska, jego następca wprowadził swoje porządki. W ostatnich dniach nastąpiła kolejna wolta. Zapowiedziano, że jednak koncert się odbędzie, ale bez gwiazd disco polo. Wcześniej Mateusz Matyszkowicz zakończył współpracę z Mikołajem Dobrowolskim i Robertem Klattem, reżyserami dużych widowisk muzycznych, które realizowali dla TVP. Ten drugi to lider zespołu Classic, który w tym roku świętuje 30-lecie na polskiej scenie disco polo.
– Kończy się era przaśnego Kurskiego, który tańczył i śpiewał na wizji do piosenek Zenka. Zastępuje go intelektualista, któremu nie odpowiada ta estetyka – mówi jedna z osób, która dobrze zna Matyszkowicza. W sieci można jednak znaleźć archiwalny wywiad nowego szefa TVP z wokalistką disco polo. Dziewięć lat temu rozmawiał na łamach kwartalnika „Fronda LUX” z Aleksandrą Dąbrowską, która na scenie występuje jako Shine. Zapytał: „Jak łączysz to, co lekkie, z tym, co poważne? Myślę o piosence ‚Kto Ty jesteś’?”. W nawiasie dopisał „fantastyczna!!!”. Z kolei kilka lat temu powiedział dziennikarzowi „Dużego Formatu”, że prawicowy hipster powinien „słuchać Purcella, ostrego rocka i disco polo”. Mówił wtedy o sobie.
Mateusz Matyszkowicz pochodzi z Żywca. Studiował w Krakowie. Skończył filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na studiach współpracował z prof. Janem Hartmanem, ówczesnym redaktorem naczelnym filozoficznego czasopisma naukowego „Principia”. Ale na promotora swojej pracy magisterskiej wybrał człowieka z zupełnie innych kręgów, znacznie bliższego mu ideologicznie. Został nim prof. Ryszard Legutko, dziś europoseł PiS. To on namówił go do wyjazdu do Warszawy. Był 2005 r., a Legutko został wicemarszałkiem Senatu. Matyszkowicz zaczął z nim współpracować.
Hipster Prawica przejmuje „Frondę”
W Warszawie spotykał się m.in. z Dawidem Wildsteinem czy Samuelem Pereirą. – Z Mateuszem poznaliśmy się w okolicach 2011 r. w gronie przyjaciół i znajomych, którzy godzinami rozmawiali o sytuacji w Polsce i na świecie, jej przyczynach i skutkach. Nasze dyskusje często dotykały tego, co przyziemne, ale i metafizyki, wiary, starcia idei, które widzimy, tego, w co wierzymy i co nas kręci – opowiada Samuel Pereira, dziś podwładny Mateusza Matyszkowicza, szef portalu TVP.info. – Wtedy pojawiło się hasło Hipster Prawica, którym określali naszą paczkę inni znajomi, którzy niekoniecznie podzielali każdy nasz punkt widzenia, ale widzieli pewną wartość tego, co robimy i kim jesteśmy. Ta nazwa nam się spodobała także dlatego, że tzw. świat zewnętrzny młodych konserwatystów często widział przez pryzmat negatywnych stereotypów lansowanych przez środowisko lewicowo-liberalne. Zgadzając się na to, chcieliśmy też dać sygnał młodym konserwatystom, których nie znaliśmy, że nie mają żadnego powodu, żeby się czuć jakkolwiek „gorsi” od ich rówieśników ulegającym światopoglądowym modom.
Członkowie Hipster Prawicy chcą przejąć rząd dusz. Mateusz Matyszkowicz zostaje redaktorem naczelnym kwartalnika „Fronda”. Pismo przejmuje po Tomaszu Terlikowskim. Zmienia nazwę – tytuł zostaje poszerzony o łacińskie słowo „LUX” oznaczające światło. Matyszkowicz zaprasza kolegów do współtworzenia kwartalnika.
– „Fronda LUX” to była nowa jakość – mówi Samuel Pereira. – Naszym celem było opowiedzenie o tym, co nam w głowach siedzi w sposób ciekawy i świeży i chyba to się udało. Jako środowisko stawialiśmy na dialog, także dlatego, że nasze osobiste doświadczenie mówiło nam, że gdy jest minimum dobrej woli, to nie tylko da się rozmawiać, ale można też znaleźć elementy wspólne różnych baniek.
Jak dodaje obecny szef portalu TVP.info, Mateusz Matyszkowicz tworząc pismo „Fronda LUX”, stawiał na umiejętne wykorzystanie osobistych cech i zainteresowań każdego z autorów. – Chodziło o to, by ostateczny „produkt” był nie tyle zgodny z jego wizją, co oddawał różnorodność naszej paczki. Mateusz wymagał punktualności i dokładności, każdy numer to było nowe wyzwanie i z zapałem się jemu oddawał, co motywowało i nas – mówi Pereira.
Sakiewicz zachwyca się Matyszkowiczem
Wtedy na Matyszkowicza zwraca uwagę Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny tygodnika „Gazeta Polska” i dziennika „Gazeta Polska Codziennie”. – Należał do grupy nowej konserwatywnej inteligencji, która wchodziła w dojrzały wiek już w wolnej Polsce. Oni obserwowali wszystkie kryzysy, zjawiska i zmiany lat 90. Dla nas, ludzi tworzących „Gazetę Polską”, był to powiew świeżości, zupełnie innego, ale nadal konserwatywnego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. I choć patrzyli na świat innymi oczami, to jednak odwoływali się do tego samego systemu wartości. Zaprosiliśmy Mateusza do współpracy. Zamieszczał na łamach naszych tytułów swoje analizy i teksty publicystyczne z pogranicza kultury i zjawisk cywilizacyjnych, zmuszające do myślenia i często krzyżujące różne poglądy, będące efektem ostrej debaty – opowiada Sakiewicz.
W 2013 r. startuje Telewizja Republika. Tomasz Sakiewicz, który dziś jest jej redaktorem naczelnym, a wtedy był wiceprezesem zarządu, proponuje Matyszkowiczowi, by włączył się w ten projekt medialny. Zaczyna tam prowadzić magazyn o książkach „Literatura na trzeźwo”. – To był jeden z lepszych programów w naszej stacji uważany przez nasze grono za szalenie wartościowy. Bardzo żałuję, że już go nie prowadzi, bo to był projekt telewizyjny realizowany na wysokim poziomie – mówi Sakiewicz.
W tym samym czasie w Telewizji Republika pracuje Jan Pawlicki. Do stacji tworzonej w większości przez ludzi stawiających pierwsze kroki w zawodzie, wkracza z bogatym dorobkiem. Wcześniej był reporterem w programie „Teraz My” w TVN i TVN24 oraz dziennikarzem Discovery Historia. W latach 2008-2009 był wiceszefem redakcji publicystyki TVP Info, a w latach 2009-2010 wydawcą programu „Bronisław Wildstein przedstawia” w TVP1. W Telewizji Republika zostaje wydawcą i reporterem. Relacjonuje tam m.in. wydarzenia na Ukrainie związane z Euromajdanem, prowadzi też pasma publicystyczne i programy informacyjne.
W stacji poznaje Mateusza Matyszkowicza. Jak go zapamiętał z czasów Telewizji Republika? – Bardzo kulturalny i profesjonalny, świetnie merytorycznie przygotowany do swoich programów – wspomina Jan Pawlicki.
„Z każdym się dogada”
Wśród pracowników Telewizji Republika krąży opowieść o tym, jak to Mateusz Matyszkowicz wziął sprawy w swoje ręce. Dosłownie. – Telewizja Republika była biedna. Brakowało wszystkiego: ludzi, sprzętu, techniki. Mateusz sam montował swój program, bo zależało mu, by w ramach ograniczonych sił i środków „Literatura na trzeźwo” wyglądała na antenie przyzwoicie – wspomina Pawlicki.
W tym samym czasie Bartosz Boruciak, który z Zambrowa przyjechał na studia dziennikarskie do Warszawy, ma 21 lat. W Telewizji Republika zdobywa pierwsze doświadczenia zawodowe. I trafia na Mateusza Matyszkowicza i prowadzony przez niego „Kulturalny przegląd tygodnia”. – On dał mi szansę zaistnieć w tym programie. W Telewizji Republika umawiałem wtedy gości, byłem researcherem. Powiedziałem mu, że interesuję się muzyką popularną i zapytałem go, czy mogę zagospodarować mu kilka minut w programie, opowiadając o artystach, koncertach, nowych płytach – opowiada Bartosz Boruciak, dziś dziennikarz działu kultura w „Tygodniku Solidarność” i autor kanału na YouTubie, na którym umieszcza nagrania swoich wywiadów z artystami.
Wspominając spotkania z Matyszkowiczem, podkreśla jego otwartość na innych. – Podobało mi się to, że potrafi rozmawiać z różnymi ludźmi. Jest koncyliacyjny i z każdym się dogada. Gdy wychodziliśmy po programie coś zjeść, często rozmawialiśmy. Był ciekawy człowieka z zupełnie innej bajki. Słuchałem rapu i rocka, a on był filozofem, który pisał magisterkę u prof. Legutki. Dobrze nam się rozmawiało. Nie oceniał. Dawał odczuć, że cię słucha, a nie gdzieś odpływa w nieznane – ocenia Bartosz Boruciak.
Pawlicki podpowiada Kurskiemu Matyszkowicza
Jesienią 2015 r. PiS wygrywa wybory parlamentarne. Partia Kaczyńskiego bardzo szybko zmienia władze publicznych mediów. Na początku 2016 r. szefem Telewizji Polskiej zostaje Jacek Kurski, były polityk PiS i Solidarnej Polski. Do kierowania Jedynką wyznacza Jana Pawlickiego. – Gdy Kurski został prezesem, trwały rozmowy o tym, kto i czym się zajmie w telewizji. Podpowiedziałem mu, żeby ściągnął do TVP Kultura Mateusza Matyszkowicza. Wiedziałem, że to jedyna osoba z prawicy, która zna się na kulturze – opowiada Pawlicki. – Kurski nie wiedział, kim jest Matyszkowicz, nie słyszał też o „Frondzie Lux”. Kultura go nie interesowała. Dla niego to obcy teren, bo jeśli chodzi o rozrywkę, zawsze stawiał na bezguście. Dlatego Kurskiemu kompletnie obojętne było, kto pokieruje kanałem TVP Kultura. Dzięki temu Mateusz miał tam większą swobodę.
Matyszkowicz zostaje szefem TVP Kultura. Obejmuje stanowisko po Katarzynie Janowskiej, która kierowała tym kanałem przez ponad cztery lata. – Na pierwszym zebraniu moi byli współpracownicy zostali uwiedzeni przez nowego szefa. Usłyszeli, że robią najlepszy kanał telewizyjny w Polsce i że nie będzie wielkich zmian – opowiada Katarzyna Janowska, była dyrektorka TVP Kultura, która podała się do dymisji ostatniego dnia 2015 r. – podobnie jak dyrektorzy TVP1, TVP2 i TAI. Wszystkie rezygnacje miały związek z nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji, która zakładała, że zarządy i rady nadzorcze Telewizji Polskiej i Polskiego Radia będą wybierane przez ministra skarbu państwa na bezterminowe kadencje, a mandat poprzednich kierownictw wygaśnie z dniem wejścia w życie noweli.
Hipster wprowadza cenzurę
Jak podkreśla Katarzyna Janowska, dość szybko okazało się, że zapewnienia nowego dyrektora TVP Kultura nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości. – Pierwszym sygnałem, że jednak nie będzie tak, jak pan Matyszkowicz zapowiadał, było nagłe wstrzymanie emisji „Idy” Pawła Pawlikowskiego oraz zdjęcie z anteny programu „Pegaz”, w którym gościem był Przemysław Wojcieszek, autor sztuki „Hymn Narodowy” mówiącej o konflikcie politycznym w Polsce. Rozmowa miała się nie spodobać prezesowi Kurskiemu – przypomina Katarzyna Janowska.
I faktycznie podczas posiedzenia sejmowej komisji kultury ówczesny prezes TVP tłumaczył się, czemu zdjął z anteny program „Pegaz”: „Jest tam (w sztuce „Hymn Narodowy” – przyp. red.) scena, która być może jest jakimś wyobrażeniem autora, która w oczywisty sposób obraża pamięć i uczucia rodzin smoleńskich, w której ktoś, kto jest stworzony na wyobrażenie Antoniego Macierewicza, słysząc komunikat z głośników ryczących: pull up, pull up, czyli to są ostatnie chwile przed śmiercią 96 osób stanowiących elitę państwową, dokonuje aktu seksualnej satysfakcji”. Tyle prezes Kurski, bo dyrektor Matyszkowicz opowiadał, że zdjęcie programu „Pegaz” wynikało z problemów technicznych.
– Jeśli ktoś przychodzi do telewizji jako hipster, to wydawałoby się, że nie będzie wprowadzał cenzury – dziwi się Janowska. Jak podkreśla była szefowa TVP Kultura, za jej czasów nie było tam cenzury ani listy osób, których nie można było zapraszać. – Starałam się gościć w „Hali odlotów” osoby związane z prawicą, by zapewnić w programie polemikę i pełne spektrum poglądów. Mimo że zarzucano mi lewicowość i zamykanie się na inne środowiska, to w naszym studiu bywali wtedy Tomasz Terlikowski, Paweł Lisicki, Andrzej Zybertowicz, Joanna Lichocka, Elżbieta Kruk czy Maciej Świrski – wymienia Katarzyna Janowska.
Przypomina, że gdy tylko szefem TVP Kultura został Mateusz Matyszkowicz, zaniechano wręczania nagród „Gwarancje Kultury” przyznawanych co roku od momentu uruchomienia kanału TVP Kultura. – Nie wiem, czemu po moim odejściu z telewizji nie kontynuowano przyznawania tych nagród. Gwarancje Kultury miały markę w środowisku, ale na 10. jubileuszowej edycji się skończyło – mówi Janowska. – Co roku zapraszałam na uroczystość Krzysztofa Koehlera, poprzedniego dyrektora TVP Kultura, blisko związanego z prawą stroną sceny politycznej. Gdy szefem TVP Kultura został pan Matyszkowicz, ani razu nie zaproszono mnie do TVP. Inną sprawą jest, czy przyjęłabym zaproszenie.
Po roku urzędowania Matyszkowicz odszedł z TVP Kultura i został dyrektorem Jedynki. Wtedy w poprzedniej redakcji zaczęły się porządki personalne. – Wyrzucono całą redakcję filmową, co było wielką stratą dla kanału, bo tworzyli ją wyjątkowi fachowcy. Szefową redakcji była Katarzyna Malinowska, która teraz jest opiekunką debiutu młodego reżysera Damiana Kocura, który zdobył nagrodę w Wenecji za film „Chleb i sól”. Wyrzucono też Tomasza Kolankiewicza, który został dyrektorem Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni. Ze starej ekipy pozostali niemal wyłącznie pracownicy techniczni – przyznaje ze smutkiem Katarzyna Janowska.
Jeden z rozmówców przyznaje, że Matyszkowicz zrobił nieprawdopodobną karierę w Telewizji Polskiej. Przypomina, że przyszedł tam jako osoba, która była kojarzona jedynie w środowiskach prawicowych. A sześć i pół roku później został prezesem TVP. – To błyskotliwa kariera, która pewnie wymagała wielu kompromisów z jego strony – słyszę.
– Na początku był wystraszony albo sprawiał takie wrażenie. Zawsze na baczność przed prezesem Kurskim. To się przełożyło na jego dalszą karierę w TVP – uważa Jan Pawlicki. – Gdy został dyrektorem Jedynki, a później wiceprezesem spółki, miał mocno ograniczoną autonomię. O niemal wszystkim i tak decydował Kurski, a Matyszkowicz się na to godził.
– W pierwszych tygodniach dyrektorowania w Jedynce chciał stworzyć grupę osób, które będą mu doradzać w podejmowaniu decyzji programowych. Zaprosił mnie, Krzyśka Karwowskiego, Dariusza Karłowicza – mówi Pawlicki. – Spotkaliśmy się tylko raz. Później miał już wyłącznie jednego doradcę: Jacka Kurskiego. Mateusz stał się jego człowiekiem. Był mu kompletnie podporządkowany i dzięki temu przetrwał tam tyle lat, a dziś jest prezesem TVP. Na tym jedynym spotkaniu powiedział nam, że do TVP nie ściągnął nas rynek, tylko dobra zmiana. Dla mnie to był jasny sygnał, że on zdaje sobie sprawę, że jeśli chce się tam utrzymać, musi być wierny partii. Jak w tym starym rosyjskim przysłowiu: im ciszej jedziesz, tym dalej zajdziesz.
Jan Pawlicki wspomina o faktycznym duecie, który o wszystkim decydował na Woronicza. Oprócz Jacka Kurskiego w Telewizji Polskiej liczy się Stanisław Bortkiewicz, dyrektor biura spraw korporacyjnych TVP, który od kilku tygodni jest także doradcą zarządu PKN Orlen ds. rynku mediów.
– Obaj potrzebowali figuranta, który będzie im wszystko żyrował swoim podpisem. Dzięki temu, że zarząd TVP był dwuosobowy, Kurski zawsze może powiedzieć, że to nie jego nazwisko widnieje na dokumencie. Dziwię się tylko, że ludzie prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego uwierzyli w to, że jeśli do zarządu TVP wprowadzą swojego człowieka, to ten będzie pilnować Kurskiego i reprezentować ich interesy. Tam nie ma na to szans, bo Bortkiewicz natychmiast zbuduje taką pajęczynę, że nowa osoba w zarządzie będzie miała związane ręce i nogi – przekonuje Jan Pawlicki.
„Ani razu nie protestował przeciw propagandzie”
Jego zdaniem awans Matyszkowicza nic nie zmieni w TVP. – Żeby wyleczyć gangrenę, jaką stała się telewizja publiczna, trzeba amputować kończynę albo wypalić ranę rozgrzanym żelazem. A co robi Matyszkowicz? Psika wodą utlenioną i przykleja plasterek na ropiejący wrzód. A tym plasterkiem są wiadomości kulturalne – ironizuje Pawlicki. W ten sposób nawiązuje do jednej z pierwszych decyzji Matyszkowicza. Ten po dwóch dniach urzędowania zarządził kilka zmian na antenie, m.in. wprowadzenie w codziennych serwisach wiadomości kulturalnych i zagranicznych.
– Zgadzaliśmy się, że szeroko rozumiana prawica kompletnie odpuszcza kulturę, a jeśli już się za nią bierze, to robi to w sposób toporny, bo zajmują się tym ludzie pozbawieni talentu. Mateusz chciał to zmienić. Uważał, że jeśli konserwatyści zamierzają walczyć o rząd dusz, to nie mogą odpuszczać na polu kultury wysokiej i popkultury. I to go wyróżniało na tle prawicowych publicystów, którzy głównie mówią o polityce czy ekonomii – uważa Pawlicki. I porównuje nowego szefa TVP do poprzednika. – Jego kompetencje, poziom intelektualny i poczucie estetyki są zdecydowanie wyższe niż Kurskiego i na pewno nie jest mu po drodze z tym, co pokazuje TVP. Ale ani razu nie protestował przeciw tej ordynarnej propagandzie – mówi Pawlicki.
Pytam byłego dyrektora TVP1, czy Mateusz Matyszkowicz jest tymczasowym prezesem. – O to trzeba pytać Jarosława Kaczyńskiego. Choć prezes PiS też może tego nie wiedzieć, a swoją decyzję uzależni od rozwoju wydarzeń i postawy Matyszkowicza. Dla Kaczyńskiego to wygodna sytuacja. Z Kurskim zrobił to samo. Postawił go na pieńku ze sznurem zawieszonym na szyi. I tylko od prezesa PiS zależało, czy wykopie pieniek spod jego nóg. Gdy Kurski zbytnio wyrósł i ogon zaczął kręcić psem, Kaczyński go odwołał. Postawa Matyszkowicza wobec Nowogrodzkiej będzie taka sama jak wobec Kurskiego. Będzie stał na baczność i pokornie wykonywał rozkazy – uważa Jan Pawlicki.
Niesamowicie oczytany i inteligentny
Nieco inaczej widzi to Tomasz Sakiewicz. – Jeśli Matyszkowicz nie popełni poważnego błędu wizerunkowego, może się długo utrzymać na stanowisku prezesa TVP, bo on po trochu wszystkim odpowiada. Z jednej strony blisko współpracował z Jackiem Kurskim, a z drugiej nie jest zaangażowany politycznie, więc trudno będzie mu zarzucić to, że jest aktywistą politycznym albo schlebia najniższym gustom. Poza tym on jest decyzyjny, czego byłem wiele razy świadkiem. Mateusz ma bardzo silną potrzebę zachowania swojej odrębności i poglądów, ale to mu nie przeszkadza patrzeć jak najszerzej wokół siebie – uważa redaktor naczelny „Gazety Polskiej”.
Samuel Pereira podkreśla, że Mateusz Matyszkowicz potrafi słuchać, gdy z kimś rozmawia. – Nie jest ślepo zapatrzony w swoje zdanie i otwarty na odmienne opinie, pyta i jest ciekawy tego, jak na jakąś sprawę patrzy ktoś inny. Nie uważam go za osobę ortodoksyjną, a raczej świadomą dziedzictwa poprzednich pokoleń, historii, wiary i szanującą to, co nam dała cywilizacja judeochrześcijańska. Jest osobą niesamowicie oczytaną i inteligentną, która jednak broni się przed pokusami elitarności w znaczeniu bycia ponad innymi ludźmi i rozumie, że działając w sferze publicznej, mamy obowiązek odpowiadania na potrzeby różnych grup – mówi szef portalu TVP.info.
Zdaniem Jana Pawlickiego dobrze się stało, że Mateusz Matyszkowicz jasno się wyraził w sprawie muzyki disco polo. – To ma znaczenie symboliczne, ale ważne, czy będzie konsekwentny. Przecież nie zrobi sylwestra w TVP z muzyką jazzową. Zapewne wprowadzi kilka zmian, by zaznaczyć swoją autonomię i pokazać, że ma wizję i zależy mu na misji telewizji publicznej, ale w sferze informacyjnej nic się w TVP nie zmieni.
W ub.r. przychody Telewizji Polskiej zwiększyły się o 7,2 proc. do 3,25 mld zł, a przy wzroście kosztów operacyjnych o 21,7 proc. do 3,12 mld zł zysk netto skurczył się ze 198,32 do 3,89 mln zł. W planie finansowym na br. Telewizja Polska zapisała wzrost przychodów do 3,42 mld zł, zwiększyć mają się zarówno wpływy z reklam i sponsoringu, jak i rekompensaty abonamentowej. W górę pójdą też koszty energii i usług zewnętrznych, a ze sprzedaży obligacji skarbowych nadawca spodziewa się minimum 171 mln zł straty.