Czego polskie redakcje uczy szwedzki Dagens Nyheter

Nie wzięli nawet pieniędzy od państwa

Jako niezależna gazeta „Dagens Nyheter” nie przyjmuje finansowania ze strony państwa. Jak poinformował wydawca, „DN” nie zamierza ubiegać się o dotacje również w 2022 roku

Jakościowe dziennikarstwo musi mieć zapewnione finansowanie przez subskrypcję – uważa Peter Wolodarski, z pochodzenia Polak, redaktor naczelny „Dagens Nyheter”. Sukces największego szwedzkiego dziennika jest nie za mały i nie za duży – w sam raz.

– FANTASTYCZNIE WIDZIEĆ, ŻE TO, CO JEST PODSTAWĄ NASZEJ KONCEPCJI BIZNESOWEJ, CZYLI DZIENNIKARSTWO, MOŻE ODNIEŚĆ SUKCES NIE TYLKO REDAKCYJNY, ALE TEŻ KOMERCYJNY – tak skomentował ogłoszenie wyników za 2021 rok szef „Dagens Nyheter”.

A były one rzeczywiście znakomite. Największy szwedzki dziennik w ubiegłym roku – mimo pandemii – zwiększył zysk z 202 mln koron (19 mln euro) do 269 mln koron (25 mln euro), osiągając dla koncernu Bonnier najlepszy rezultat od lat 90. w szwedzkiej prasie.

Na koniec 2021 roku w mającej nieco ponad 10 mln mieszkańców Szwecji „DN” prenumerowało 369 tys. czytelników, z czego 233 tys. wyłącznie w formie cyfrowej na DN.se. Rok 2022 również zapowiada się obiecująco: w czerwcu za dostęp do treści w internecie płaciło już 250 tys. osób.

Płatny abonament Wolodarski wprowadził w 2014 roku, rok po objęciu stanowiska naczelnego. Po kryzysie finansowym 2008 roku gazeta przynosiła wydawcy straty, co spowodowało konieczność cięć w budżecie redakcji oraz zwolnienia. O części z nich decydował jeszcze Wolodarski.

Urodzony w 1978 roku w Sztokholmie Peter Wolodarski mówi biegle po polsku, jest synem architekta Aleksandra Wołodarskiego, emigranta z Polski osiadłego w Szwecji na fali emigracji z marca 1968 roku.

W branży Wolodarski nazywany jest złotym dzieckiem dziennikarstwa. W wieku 12 lat debiutował jako reporter w telewizyjnym programie „Barnjournalen” („Dziennik dziecięcy”). Jest absolwentem elitarnej sztokholmskiej Wyższej Szkoły Handlowej. Do redakcji Wolodarski trafił w 2001 roku. W latach 2008–2009 odbył stypendium na Uniwersytecie Harvarda, gdzie studiował najnowszą historię Rosji. Po powrocie do 2013 roku szefował działowi politycznemu „DN”.

Naczelny w każdy weekend publikuje wstępniak, a w nim porusza sprawy, o których później będą pisać inni. Na początku pandemii Wolodarski jako pierwszy dostrzegł, że szwedzka liberalna strategia walki z koronawirusem jest ewenementem i niesie ze sobą ryzyko. Przed atakiem Rosji na Ukrainę jako jedyny publicysta mocno skrytykował zbyt pobłażliwy stosunek szwedzkiego rządu do polityki Putina.

W odróżnieniu od poprzedników Wolodarski jest twarzą „Dagens Nyheter”. Jako naczelny występuje w telewizyjnych reklamach gazety, firmuje też oferowany okresowo nowym czytelnikom bezpłatny abonament, promowany zawsze przy okazji najważniejszych wydarzeń w Szwecji lub na świecie.

Po raz pierwszy zabieg ten zastosowano w 2018 roku przed wyborami do szwedzkiego parlamentu Riksdagu, gdy przez trzy miesiące za darmo udostępniano treści osobom w wieku 18–25 lat, czyli tym, którzy mieli głosować po raz pierwszy. Wolodarski twierdził, że chce im pomóc dokonać wyboru na podstawie wiarygodnych źródeł. Celem redakcji było też oczywiście zdobycie młodych czytelników. Prawie jedna trzecia z nich zdecydowała się po okresie próbnym wykupić abonament.

Później otwierano strony kilkukrotnie: w związku z pandemią COVID-19, kłopotami upadającego mniejszościowego rządu premiera Löfvena, a ostatnio wojną w Ukrainie. Inna akcja, polegająca na zaproszeniu aktywistki Grety Thunberg do prowadzenia jednego z wydań gazety poświęconego polityce klimatycznej, przyniosła 6 tys. nowych czytelników. Tego dnia ruch na stronie DN.se wzrósł o 150 proc.

Przez różnego rodzaju prospołeczne kampanie redakcja zdobyła większość płacących dziś za treści w internecie subskrybentów. – Takie podejście to mieszanka idealizmu i komercji. To jak reklama organizacji non profit, promocja, która nie szkodzi, a wręcz przeciwnie, przynosi korzyści. Jakościowe dziennikarstwo musi mieć zapewnione długookresowe finansowanie poprzez subskrypcję – uważa Wolodarski.

Jako niezależna gazeta „Dagens Nyheter” nie przyjmuje finansowania ze strony państwa. W ubiegłym roku, jako jedno z ważnych społecznie mediów, dziennik miał prawo do publicznego wsparcia dla prasy w wysokości 40 mln koron (3,8 mln euro). Bonnier z tej dotacji nie skorzystał, podobnie jak ze 100 mln koron (ok. 9 mln euro) pomocy rządowej przeznaczonej dla przedsiębiorstw w okresie pandemii. Jak poinformował wydawca, „DN” nie zamierza ubiegać się o dotacje również w 2022 roku.

Być może podejście to łatwiej zrozumieć, odwiedzając centralę „Dagens Nyheter” w Sztokholmie. Na myśl przychodzi mi szwedzkie lagom, czyli niewystępujące w języku polskim pojęcie oznaczające umiarkowanie, powodzenie, sukces nie za mały, nie za duży, w sam raz. Redakcja znajduje się na wyspie Kungsholmen, zajmuje niepozorny kilkupiętrowy budynek z nadbudówką, przerobiony w połowie lat 90. z dawnej drukarni gazety. Nad nim góruje wybudowany w latach 60. 84-metrowy wieżowiec, który kiedyś zajmowali dziennikarze, a dziś wynajmowany jest komercyjnie firmom niezwiązanym z mediami.

Wysokościowiec, do dziś zwany przez sztokholmczyków „wieżowcem DN”, jest pamiątką po minionej epoce prasy papierowej i wygranym wyścigu z konkurencyjnym dziennikiem „Svenska Dagbladet” (dziś w rękach norweskiego Schibsted), którego redakcja mieściła się wtedy tuż obok, w dużo niższym owalnym budynku.

„Dagens Nyheter” dzieli powierzchnię z dwiema innymi markami koncernu Bonnier, tabloidem „Expressen” i dziennikiem ekonomicznym „Dagens Industri” (w Polsce wydawanym jako „Puls Biznesu”). W tym samym miejscu siedzibę ma również skupiający 40 tytułów lokalnych Bonnier News Local. Wspólnie tworzą one zatrudniającą 2 tys. dziennikarzy grupę Bonnier News, której papierowe i internetowe gazety czyta codziennie 5 mln osób.

Gdy wchodzę do środka, trafiam do restauracji Dom Prasowy, dopiero w głębi znajduje się wspólna recepcja Bonnier News, ze skórzanymi fotelami, kawą i owocami dla gości. Obok niewielka sala, w której dziennikarz może porozmawiać z informatorem bez konieczności zapraszania go do redakcji. Skromnie, nowocześnie, bez zbędnego przepychu.

Zajęcie pomieszczeń po drukarni przed trzema dekadami pozwoliło „Dagens Nyheter” ulepszyć komunikację wewnętrzną i stworzyć news-room. Przy wejściu do redakcji łatwo zauważyć zajmujące całą ścianę motto założyciela gazety i jej pierwszego naczelnego, Rudolfa Walla. W premierowym wydaniu dziennika, 23 grudnia 1864 roku, pisał on: „Zadaniem redakcji jest poważnie opisywać ważne dla czasów i kraju kwestie (…) Wolność jest hasłem i celem”.

Dalej trafiam na współczesną dewizę gazety: „Dziennikarstwo nigdy nie było ważniejsze” oraz wykonane polaroidem zdjęcia pracowników redakcji z podziałem na działy: redakcja newsów, live, sport, Sztokholm, kultura, debata, ekonomia. W wielu miejscach zamiast twarzy kolorowe pola, pamiątka po restrykcjach pandemicznych: wielu dziennikarzy wciąż pracuje zdalnie i nie miało jeszcze okazji się sfotografować.

Rzeczywiście mimo popołudnia w newsroomie dość pusto. I jak dowiaduję się od behapowca, łączącego związkową funkcję z pracą w „DN” redaktora Hansa Arbmana, przestrzeń ta już nie zapełni się ludźmi w takim stopniu jak przed pandemią.

To tylko fragment tekstu Daniela Zyśka