SDRP, Press Club i Towarzystwo Dziennikarskie w kontrze do SDP

Dlaczego walczą osobno

W 2011 roku prezesem zostaje Krzysztof Skowroński (dawniej dobry dziennikarz, sympatyk Prawa i Sprawiedliwości). SDP staje się tubą partii Jarosława Kaczyńskiego, a potem pisowskiego rządu

Gdy dwa lata temu państwowy Orlen kupuje 140 tytułów Polska Press, SDP patrzy na to „z nadzieją”. Gdy rok temu większość środowiska domaga się przedłużenia koncesji dla TVN, prezes Skowroński i jego współpracownicy milczą. Nie dziwi, że niechęć do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich łączy wszystkie inne organizacje dziennikarskie.

Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej, Press Club Polska, Towarzystwo Dziennikarskie. Pierwszym kieruje Jerzy Domański, drugie zakładał Jarosław Włodarczyk, prezesem trzeciego jest Seweryn Blumsztajn.

Wszyscy zapewniają, że dbają o wolność słowa w Polsce. Ale są jak polska opozycja: niby walczą o to samo, ale osobno.

Co ich dzieli? Czasem data urodzenia. Częściej wybory, jakich kiedyś dokonywali.

Łączy ich mniejszy lub większy dystans do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

KTO WPUŚCIŁ DZIENNIKARZY

Tę opowieść można zacząć w sierpniu 1980 roku – od strajków w gdańskiej stoczni. W oficjalnych mediach słowa „strajk” nikt jeszcze nie używa: mówi się o „przerwach w pracy”. Ale na propagandę mało kto się nabiera.

I tak Janina Jankowska z Polskiego Radia, Wojciech Giełżyński z „Polityki”, Ryszard Kapuściński z tygodnika „Kultura” i kilkoro innych dziennikarzy wolą być na miejscu – przed dekadą krwawo stłumione strajki na Wybrzeżu zmiotły z fotela pierwszego sekretarza partii Władysława Gomułkę. A nuż znowu coś się wydarzy.

Jankowska, Giełżyński, Kapuściński jadą do Trójmiasta. Wejść za bramę stoczni łatwo nie jest: dziennikarska legitymacja kojarzy się z partyjną propagandą. Z żurnalistów co dopiero naśmiewali się kabareciarze Zenon Laskowik i Bohdan Smoleń. „To się wytnie” – grający kobiecinę w chustce Smoleń uspokajał dziennikarza (Laskowik), gdy rozgadał się o produkcji bombek. Na widowni buchnęła salwa śmiechu – wszyscy się orientują, jak funkcjonują wtedy środki przekazu.

„Prasa kłamie” – czytają na murach Jankowska, Giełżyński, Kapuściński, gdy udaje im się w końcu wejść do stoczni. Marek Miller opisze to w swoim słynnym reportażu „Kto tu wpuścił dziennikarzy”. Wydana w podziemiu książka czytana będzie w Radiu Wolna Europa.

Jankowska zrobi ze strajku wielki reportaż „Polski Sierpień”. Dostanie za niego międzynarodową nagrodę Prix Italia – Nobel dla radiowców.

W czasie solidarnościowej rewolucji odnawia się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich – działało od 1951 roku, ale jak wszystko w PRL, było uległe wobec władzy. Nowym prezesem zostaje Stefan Bratkowski (zastąpił związanego z władzą Józefa Bareckiego). SDP ma wtedy jakieś 10 tys. członków. Ponad połowa popiera solidarnościową opozycję.

W stanie wojennym władze internują najbardziej niepokornych żurnalistów, część wyrzucają z pracy, rozwiązują SDP. Dla tych, którzy z Wojskową Radą Ocalenia Narodowego się zgadzają, powołują Stowarzyszenie Dziennikarzy PRL. Ich prezesem zostaje Klemens Krzyżagórski.

– Dla nas na początku to byli zdrajcy i kolaboranci – Jankowska, którą wyrzucono z radia i internowano, do dziś nie potrafi ukryć emocji. – Odebrali nam siedzibę, wykorzystali stan wojenny, żeby zaistnieć.

Podobnie myśli wtedy kilka tysięcy dziennikarzy. Potracili pracę, zarabiają jako taksówkarze, sprzedawcy kwiatów, kleją przebite opony. Najbardziej odważni działają w podziemiu.

4 czerwca 1989 roku w Polsce upadł komunizm, przywrócono działalność SDP z prezesem Bratkowskim. Jego następcy to ludzie z dziennikarskim autorytetem: Maciej Iłowiecki, Ignacy Rutkiewicz, Krystyna Mokrosińska.

Odrodzone stowarzyszenie odzyskuje majątek i Dom Dziennikarza przy Foksal. Choć nie na długo, bo wkrótce upomniała się o niego rodzina przedwojennego właściciela, księcia z rodziny Bourbonów. Sprawa do dziś toczy się w sądach.

SDP robi też dużo dla odzyskania prestiżu środowiska dziennikarskiego: organizuje szkolenia, wydaje napisany przez Amerykanów podręcznik dla adeptów w zawodzie, zakłada Wyższą Szkołę Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza, urządza konkurs na wzór amerykańskich Pulitzerów.

Polskie dziennikarstwo zaczyna być szanowane w świecie: SDP należy do Międzynarodowej Federacji Dziennikarskiej (FIJ) w Brukseli. Legitymacja FIJ ułatwia freelancerom zbieranie materiału, można z nią wejść za darmo do muzeów.

W 2011 roku prezesem zostaje Krzysztof Skowroński (dawniej dobry dziennikarz, sympatyk Prawa i Sprawiedliwości). SDP staje się tubą partii Jarosława Kaczyńskiego, a potem pisowskiego rządu. Gdy dwa lata temu państwowy Orlen kupuje 140 tytułów Polska Press, stowarzyszenie patrzy na to „z nadzieją”. Gdy rok temu większość środowiska domaga się przedłużenia koncesji dla TVN, prezes Skowroński i jego współpracownicy milczą. Część dziennikarzy odchodzi ze stowarzyszenia.

Wróćmy do początku opowieści: Jankowska, Giełżyński i Kapuściński jadą na strajk stoczniowców. A co latem 1980 roku robią przyszłe twarze Towarzystwa Dziennikarskiego, Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej i Press Club Polska?

Seweryn Blumsztajn siedzi po raz trzeci w więzieniu.

Jerzy Domański skończył studia, próbuje sił w dziennikarstwie i robi partyjną karierę.

Jarosław Włodarczyk ma jeszcze wakacje, szykuje się do trzeciej klasy podstawówki.

***

To tylko fragment tekstu Stanisława Zasady. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.