Francuscy reporterzy telewizyjni wyemitowali – prawdopodobnie nieautoryzowany – materiał, wskutek czego zdradzili Rosjanom pozycje ukraińskiego batalionu. Nastąpił ostrzał, w wyniku którego zginęła co najmniej jedna osoba, inna została ranna. – Na wojnie roi się od dziennikarzy pozbawionych kompetencji. A to pociąga za sobą bardzo poważne konsekwencje – komentuje Marcin Wyrwał, pracujący w Ukrainie dla Onetu.
Działający w Ukrainie korespondenci wojenni: Marcin Wyrwał (Onet) i Mateusz Lachowski (współpraca z TVN) upublicznili w poniedziałek historię grupy francuskich reporterów, którzy – ich zdaniem – wykazali się skrajną nieodpowiedzialnością, zdradzając mimowolnie Rosjanom pozycje ukraińskich żołnierzy, z którymi przeprowadzali wywiady. Chodzi o batalion żołnierzy, koordynujących pracę dronów z artylerią, do których Francuzi trafili przed kilkoma dniami.
Kluczem – akceptacja wizualna
Wyrwał i Lachowski także współpracowali z tym batalionem, na kilka dni przed Francuzami. – Jeszcze przed rozpoczęciem pracy umówiliśmy się z jego dowódcą, że gotowe reportaże prześlemy mu do akceptacji wizualnej, czyli takiej, w której nie wnikając w merytorykę materiałów, sprawdzi on, czy choćby przez nieuwagę nie ujawniliśmy w nich charakterystycznych punktów w terenie, które mogłyby pomóc wrogowi zidentyfikować miejsce stacjonowania batalionu – informuje Marcin Wyrwał. To – jak wyjaśnia Wyrwał – częsta praktyka na froncie.
Gdy polscy reporterzy odjeżdżali z batalionu, pojawiła się tam ekipa dziennikarzy francuskiej telewizji. Oni także nakręcili materiał, ale wyemitowali go prawdopodobnie bez akceptacji dowódcy batalionu. – Z batalionu dostałem jedynie informację, że po ich publikacji na pozycje żołnierzy spadły rosyjskie pociski. Jeden z moich znajomych żołnierzy zginął, drugi jest w szpitalu. Widziałem też materiał Francuzów – przy odpowiednich narzędziach, które posiadają Rosjanie, można zidentyfikować miejsce, w którym materiał kręcili – podsumowuje Marcin Wyrwał.
Media coraz mniej o Ukrainie
Relacjonowanie wojen nie jest łatwe, ale wykonalne – uważa Wyrwał. – Merytoryczna wiedza, ludzka uczciwość i zawodowa etyka są tu podstawowymi narzędziami. Na ile ja i inni dziennikarze je stosujemy? Na to pytanie każdy z nas musi sobie odpowiedzieć sam. Ale to pytanie musimy sobie postawić, bo jak w żadnej innej sferze naszej pracy, tu stawką jest życie. Nie tylko nasze.
Od samego początku najazdu Rosji na Ukrainę, strona zaatakowana apeluje do dziennikarzy o odpowiedzialność i o to, by reporterzy ze szczególną ostrożnością relacjonowali wydarzenia na froncie. Te prośby nie są bezpodstawne: na początku konfliktu jedna z niemieckich stacji telewizyjnych pokazała reportaż, na którym widać było fragment świątyni. Dzięki temu materiałowi Rosjanie namierzyli i zbombardowali oddział Legionu Międzynarodowego.
Marcin Wyrwał przygotowuje relacje dla Onetu z Ukrainy niemal od początku wojny. Media stopniowo tracą jednak zainteresowanie tematem wojennym i ograniczają ilość treści poświęconych Ukrainie. A co za tym idzie – także liczbę korespondentów pracujących na miejscu. Ofensywa Rosji na Ukrainę rozpoczęła się 24 lutego.