Czy w sprawie Tomasza Lisa działała w Ringier Axel Springer Polska specjalna komisja, która – po zgłoszeniach – badała jego zachowanie? – Nie upubliczniamy informacji, które dotyczą postępowań. Wyniki postępowań pozostają poufne – informuje portal Wirtualnemedia.pl Agnieszka Skrzypek-Makowska, szefowa komunikacji zewnętrznej RASP. Sam Lis nie odbiera telefonów i nie odpowiada na pytania – nawet zadawane przez bliskich znajomych.
Sposób komunikowania przez Ringier Axel Springer Polska tego, co dzieje się wokół odejścia Tomasza Lisa, zasługuje na krytyczną ocenę – uważa medioznawca, prof. Tadeusz Kowalski. Rzeczywiście: poza lakonicznym komunikatem, wydanym przez wydawcę we wtorek, niewiele więcej można się dowiedzieć. Nasze pytania (jaki był tryb zakończenia współpracy, dlaczego nie informowano o tym zespołu wcześniej, skąd pośpiech, wykluczający pożegnanie się redaktora naczelnego z czytelnikami) pozostają bez odpowiedzi.
Pewne światło na sprawę może rzucić informacja, która pojawiła się w czwartek z wnętrza redakcji „Newsweeka” i obiegła media: w sprawie byłego redaktora naczelnego miała działać w wydawnictwie specjalna komisja, badająca jego zachowania, zgłaszane przez pracowników. Zapytaliśmy Lisa, czy toczyło się względem niego jakiekolwiek wewnętrzne postępowanie i czy chciałby ewentualnie zdementować te nieoficjalne informacje, lecz – pomimo wielokrotnych prób kontaktu – nie udało nam się uzyskać jakiegokolwiek stanowiska b. redaktora naczelnego.
RASP: Nie upubliczniamy informacji
Stanowisko w sprawie zajmuje za to RASP: – Z uwagi na delikatny charakter zgłaszanych spraw, nie upubliczniamy informacji, które dotyczą postępowań – ani osobowo, ani przedmiotowo – informuje nas Agnieszka Skrzypek-Makowska, szefowa komunikacji zewnętrznej wydawnictwa.
– W naszej firmie od dawna prowadzone są działania, mające na celu zapobieganie nieprawidłowościom. Jeśli ktoś z firmy zachowuje się niezgodnie z prawem lub w sposób nieetyczny, każdy pracownik może osobiście lub w pełni anonimowo zgłosić taką sytuację za pośrednictwem specjalnego systemu. Wówczas wiadomość zostaje przekazana do rozpatrzenia przez odpowiednie osoby. Na podstawie zgłoszenia zostaje powołana komisja, która bada okoliczności zdarzenia. Wyniki postępowań pozostają poufne, konkluzje są przekazywane jedynie osobom, których sprawa dotyczy lub które brały udział w postępowaniu jako świadkowie – dodaje.
Z oświadczenia wydawcy nie wynika więc wprost, że względem Tomasza Lisa toczyło się jakiekolwiek wewnętrzne postępowanie, lecz wskazywanie na obowiązujące w wydawnictwie procedury („wyniki poufne”, konkluzje przekazywane wyłącznie zainteresowanym) zdają się w nowym świetle stawiać tajność, jaką okryte jest jego nagłe odejście po dekadzie kierowania tygodnikiem. – Dopóki wydawca albo sam zainteresowany nie zdecydują się, żeby mówić, nie będziemy wiedzieli o co naprawdę chodzi. Zdani jesteśmy na gubienie się w domysłach – ocenia prof. Tadeusz Kowalski.
Bodnar: ostatni felieton fundamentalny
Inną z nasuwających się hipotez uzasadniających nagłe odejście Tomasza Lisa jest ta lansowana przez część internautów, najczęściej skupionych w jego twitterowej „bańce”. Przyczyną rozwiązania umowy miał być ostatni felieton, w którym Lis zarzucił wielu dziennikarzom i mediom prywatnym oportunizm, pazerność i próżność. – Bardzo wielu dziennikarzy jest zaplątanych w gęstą sieć politycznych, personalnych i towarzyskich zależności z władzą i jej ludźmi – pisał. – W Polsce wolnych mediów już nie ma. Jest kilka wolnych redakcji. Nie trzeba niestety palców obu rąk, by je zliczyć.
W sieci posypały się komentarze po tym felietonie. – Moim zdaniem ostatni felieton jest fundamentalny dla dyskusji o stanie wolności mediów i demokracji w Polsce. Trudno mi sobie wyobrazić „Newsweek” bez Redaktora Naczelnego Tomasza Lisa – stwierdził były Rzecznik Praw Obywatela, Adam Bodnar.
– Tomek Lis poza „Newsweekiem” i to odwołanie w trybie, jaki do tej pory był znany raczej z gmachu przy Woronicza to nie jest najlepszy znak ani dla innych dziennikarzy, ani generalnie dla mediów – napisał ks. Kazimierz Sowa, dodając: – Aha, jeszcze jedno – jego wstępniak z aktualnego numeru „Newsweeka” to nie diagnoza. To smutna rzeczywistość. I podtrzymuję, że dla symetrystów jest osobne miejsce w piekle.
Piszący felietony do „Newsweeka” Zbigniew Hołdys, skomentował na Twitterze: – Jeśli powodem odejścia @lis_tomasz z „Newsweeka” jest jego ostatni felieton opisujący sprzedajność, kolaborację i świnienie się dziennikarzy i mediów, to wiedzcie, że ten tekst jest znakomity, prawdziwy i bardzo potrzebny. Będzie pamiętany za wiele lat.
Lis szefem redakcji „Newsweeka” przez 10 lat
Tomasz Lis redaktorem naczelnym „Newsweek Polska” został w kwietniu 2012 roku, niedługo po tym jak rozstał się z tygodnikiem „Wprost”, którym kierował przez niecałe dwa lata.
Karierę dziennikarską zaczynał w 1990 roku w „Wiadomościach” TVP1. W latach 1994-97 był korespondentem TVP w Waszyngtonie. Od 1997 do 2004 tworzył „Fakty” w TVN, a później „Wydarzenia” w Telewizji Polsat, gdzie również prowadził autorski program „Co z tą Polską” i był członkiem zarządu.
W latach 2008-2016 był autorem i prowadzącym programu „Tomasz Lis na żywo” nadawanego w TVP2. W latach 2016-2020 prowadził cotygodniowy program „Tomasz Lis.” na stronie internetowej „Newsweeka” i Onet.pl. W ub.r. zastąpił go podcast „Świat_pl”. Według danych PBC w 2021 roku średnia sprzedaż ogółem „Newsweek Polska” wynosiła 70 597 egz., po spadku rok do roku o 6,3 proc. W tym roku dwa razy podnoszono cenę tygodnika: w styczniu o 40 groszy, a na początku kwietnia o 1 zł do 9,90 zł.
Od 2012 r. Tomasz Lis jest zaangażowany w projekt internetowy – jest większościowym udziałowcem spółki wydającej serwisy grupy Natemat. W ostatnich latach jednak nie ukazywały się tam żadne jego teksty.