Wojewódzki dobrze skalkulował ryzyko, uczestnik „Warsaw Shore” przekroczył granice

„Będzie się to za nim ciągnęło”

Kuba Wojewódzki i Karolina Korwin-Piotrowska

Czemu miały służyć: inscenizowana śmierć Dominika Raczkowskiego z „Warsaw Shore” i film z rzekomo wychodząca z programu Kuby Wojewódzkiego Karoliną Korwin-Piotrowską – z grubsza wiadomo. Jeden i drugi przypadek obliczony była rozgłos, przy czym Wojewódzkiemu chodziło bardziej o podniesienie oglądalności. Tylko czy przyniosło to zakładany efekty? – W przypadku Wojewódzkiego – tak, w przypadku drugim mówimy o przekroczeniu pewnych granic – uważa specjalista od wizerunku, Sergiusz Trzeciak.

Kuba Wojewódzki podgrzewał atmosferę wokół najnowszego odcinka swojego programu od kilku dni, gdy zamieścił (równocześnie z Karoliną Korwin-Piotrowską) w swoich mediach społecznościowych wideo. Widać na nim, jak oburzona pytaniem prowadzącego dziennikarka demonstracyjnie opuszcza studio.

Wcześniej jednak mówi: – Przyszłam tutaj po 18 latach i widzę, że zrobiłam bardzo duży błąd, za który mogę tylko siebie przeprosić. Niestety, nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś głupim ciulem i debilem 60-letnim, i nawet twoje ojcostwo tego nie zmieni – rzuca Korwin-Piotrowska do Wojewódzkiego, po czym wychodzi ze studia. – Ale przecież zawsze mówisz, że nie boisz się pytań – protestuje gospodarz show.

Ani Wojewódzki, ani Korwin-Piotrowska nie chcieli zdradzić do momentu emisji odcinka, czy dziennikarka rzeczywiście z niego wyszła, ale nawet tego, czego dotyczyło pytanie. Tajemnica rozwiązana została dopiero we wtorek wieczorem: Korwin-Piotrowska nie wyszła ze studia, za to rozmowa była poważna i interesująca, a dziennikarze stanowili w niej znakomicie uzupełniający się duet.

– Być może rozgłosu potrzebował ten konkretny odcinek, bo na pewno nie Kuba Wojewódzki – komentuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl dr Sergiusz Trzeciak, specjalista od wizerunku publicznego i komunikacji strategicznej.

Uczestnik „Warsaw Shore” obwinia media

Inaczej ma się sprawa z Dominikiem Raczkowskim. – Proszę zauważyć, że nawet my, rozmawiając, nie używamy jego imienia i nazwiska, operujemy sformułowaniem „osoba z Warszaw Shore”, taką ma rozpoznawalność – uważa dr Trzeciak.

W niedzielę wieczorem i poniedziałek o śmierci Raczkowskiego wskutek potrącenia na przejściu dla pieszych poinformowało wiele serwisów. Powoływano się przy tym na wpisy na instagramowym profilu Raczkowskiego, które mieli publikować jego znajomi.

Jednak już w środę na swoim kanale youtube’owym Dominik Raczkowski zamieścił trwające godzinę nagranie, w którym wyjaśnił, że upozorował swoją śmierć. Zarzucił mediom, że poinformowały o jego rzekomym zgonie bez weryfikacji, czy to prawda. – Nie mając żadnych dowodów, nie mając artykułów o jakimkolwiek wypadku, nie mając wypowiedzi żadnego policjantów, nie mając potwierdzenia wypowiedzi żadnego lekarza. Wszystko popłynęło po tych trzech storkach, zero weryfikacji, kompletnie zero wiadomości, nikt nie napisał, nikt nie zadzwonić – stwierdził.

Dodał też, że dziennikarka Onetu próbowała zweryfikować tę informację, dzwoniąc do jego wtajemniczonej rodziny – jednak on zakazał przekazywania jakichkolwiek informacji na ten temat. Wideo, na którym zarzuca mediom nierzetelność, skomentował dosadnie Bartek Jędrzejak z TVN, pisząc o Raczkowskim per „debil” i „śmieć”. Dal Jędrzejaka, który kilka dni wcześniej stracił w wypadku przyjaciela, klip gwiazdy „Warsaw Shore” naśmiewającej się z naiwności ludzi, wierzących w jego śmierć – to było widocznie zbyt wiele.

Wojewódzki: ryzyko dobrze skalkulowane

Dr Sergiusz Trzeciak w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl wyraźnie rozdziela oba te przypadki fingowania zdarzę dla osiągnięcia podobnego celu. – Jeżeli kryterium sukcesu jest oglądalność i klikalność, to film, który upublicznił przed programem Kuba Wojewódzki na pewno mu pomaga. To jest ryzyko, ale bardzo dobrze skalkulowane. Każdy program ma bowiem swoją formułę. W przypadku Wojewódzkiego przyzwyczaił on swoją widownię do tego, że porusza się po pewnej granicy, balansuje – a czasami tę granicę przekracza. Tak więc element sensacji i małego skandalu na pewno powoduje zwiększenie oglądalności.

Głównym kryterium w przypadku telewizji – przypomina nasz rozmówca – jest to, czy jakiś program jest w ramówce, czy też go nie ma. – Im więc wyższą oglądalność będzie miała audycja tym oczywiście jest dla niej lepiej. Poruszanie się na granicy niesie naturalnie spore ryzyko, ale podkreślam: w przypadku Wojewódzkiego jest to dobrze skalkulowane ryzyko.

W sytuacji, gdy Kuba Wojewódzki konsekwentnie buduje sobie wizerunek celebryty, podobne działanie długofalowo nie przynosi mu szkody. – Natomiast jeżeli chciałby działać jako poważny dziennikarz, to sytuacja jest diametralnie inna. Wizerunek, jaki ma jest czytelny: jest on odbierany jako osoba która kojarzy się z rozrywką.

Od startu wiosennej ramówki TVN show Kuby Wojewódzkiego notuje niższą oglądalność: każdy odcinek średnio śledzi o 138 tys. widzów mniej niż przed rokiem. Premierowe odcinki 32. serii na antenie TVN oglądać można we wtorki o godz. 22.40, począwszy od 1 marca.

Trzy pierwsze z nich (pokazane do 15 marca) obejrzało średnio 606 tys. osób, co zapewniło stacji 8,41 proc. udziału wśród wszystkich widzów, 10,26 proc. w grupie komercyjnej 16-49 oraz 13,32 proc. wśród kobiet mieszkających w miastach w wieku od 25 do 49 lat – wynika z danych Nielsen Audience Measurement, opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl. Udział TVN w rynku telewizyjnym wśród wszystkich widzów w 2021 roku wyniósł 7,33 proc.

Raczkowski: przekroczenie wszelkich granic

Z kolei Dominik Raczkowski był uczestnikiem 15. edycji „Warsaw Shore – ekipa z Warszawy”, emitowanej wiosną ubiegłego roku na antenie MTV. Odcinki były też udostępniane na Player.pl.

Zdaniem Sergiusza Trzeciaka – sfingowanie własnej śmierci to jest przekroczenie wszelkich granic. – O ile w przypadku Wojewódzkiego to wzbudzało zainteresowanie, to tutaj mamy zupełnie inny przypadek. Mamy do czynienia bowiem z pseudo-tłumaczeniem i dorabianiem na siłę ideologii. Ewidentnie przecież chodzi o próbę zwrócenia na siebie uwagi, za wszelką cenę. Tymczasem są pewne granice, których nie powinno się przekraczać i tą granicą jest np. śmierć – uważa nasz rozmówca. – Dobudowywanie do tego ideologii – że dziennikarze powinni sprawdzać newsy, a rzekomo tego nie robią – jest próbą znalezienia wytłumaczenia dla tej bardzo dziwnej, delikatnie mówiąc, kampanii autopromocyjnej.

Zdaniem dra Trzeciaka, aby być konsekwentnym, nie powinno się nawet rozmawiać o przypadku Raczkowskiego. – To byłaby wzorcowa reakcja: brak medialnej reakcji. Im więcej bowiem będziemy o tym dyskutowali, tym mocniej wpiszemy się w cele tej osoby. Ta akcja długo będzie się za nim ciągnąc. Jeśli z jego punktu widzenia celem nadrzędnym jest uzyskanie rozgłosu i chwalenie się tym, to osiągnął jakoś tam swój cel, lecz być może na krótką metę. Uważam bowiem, że nikt poważny nie powinien być znany z tego, że sfingował własną śmierć, by cokolwiek udowadniać. Powtórzę: to przekroczenie granic.